Miesięcznik idź Pod Prąd Miesięcznik idź Pod Prąd
362
BLOG

DRUGA REFORMACJA?

Miesięcznik idź Pod Prąd Miesięcznik idź Pod Prąd Polityka Obserwuj notkę 10

Episkopat postawił kropkę nad "i" w sprawie lustracji kleru. Jakie duchowe konsekwencje dla narodu maże mieć upadek autorytetu hierarchów??

Tacy bowiem są fałszywymi apostołami, pracownikami zdradliwymi, którzy tylko przybierają postać apostołów Chrystusowych.
I nic dziwnego; wszak i szatan przybiera postać anioła światłości.
Nic więc nadzwyczajnego, jeśli i słudzy jego przybierają postać sług sprawiedliwości; lecz kres ich taki, jakie są ich uczynki.
2 Kor. 11:13-15

Uczniowie Jezusa od wielu lat z mizernym skutkiem głoszą Polakom dobrą nowinę o darmowym zbawieniu w Jezusie. O przebaczeniu grzechów bez pośrednictwa księży, bez wstawiennictwa Maryi i Świętych, bez oczyszczenia spowiedzią, bez ofiary mszy - a jedynie dzięki niepowtarzalnej i całkowicie wystarczającej Ofierze Chrystusa na Krzyżu złożonej 2000 lat temu. Nawet jednak ludzie nam życzliwi, po wysłuchaniu tych rewolucyjnych i niezwykle pozytywnych wieści ("możesz już dziś być pewny, że znajdziesz się w niebie!!!"), kiwają z niedowierzaniem głowami: "Może i tak jest, jak mówcie, ale ja nie mam wystarczającej wiedzy, by sam interpretować Biblię. W naszym kościele mamy tylu mądrych uczonych i biskupów, pewnie oni lepiej od was wiedzą, jak jest. Niemożliwe, by nas oszukiwali...". Wielowiekowe odsuwanie wiernych od samodzielnego czytania i rozumienia Słowa Boga oraz nauka o zaufaniu przywódcom kościoła w sprawach wiary wydały swój owoc. Katolik ufa swoim pasterzom, można powiedzieć, "w ciemno". A jak by nawet zaczął wątpić, to i tak nie ma nic do gadania - może co najwyżej odejść. Choć Bóg wyraźnie przestrzega przed pokładaniem zaufania w ludziach: "Tak mówi Pan: Przeklęty mąż, który na człowieku polega" (Jer. 17:5), w katolicyzmie jest to wręcz zadekretowane dogmatem - między innymi o nieomylności papieża w sprawach wiary!

Skąd zatem ma przyjść pomoc? Jak Polacy mają się przekonać o omylności papieży, biskupów, soborów, itp.??? Odpowiedź jest wręcz niewiarygodna: POMOC PRZYCHODZI Z RZYMU!

PRZEKROCZYĆ PRÓG...
Cofnijmy się kilka wieków wstecz i przenieśmy do szesnastowiecznej Europy. Papiestwo triumfuje. Cała Europa we władaniu katolickich monarchów. Zorganizowane skupiska heretyków z wcześniejszych stuleci wypleniono ogniem i mieczem. Papieżowi Leonowi X nie pozostało nic innego jak strzyżenie bez litości swoich owieczek. By pokryć koszty swego hulaszczego życia i budowy ogromnej bazyliki św. Piotra (powierzchnia 2,3 hektara...), wysłał w świat kaznodziei-kupczyków z zadaniem sprzedawania za pieniądze listów odpustowych dających gwarancję natychmiastowego po śmierci wejścia do nieba. Nie spodziewał się, że tym pełnym chciwości, pychy i pogardy dla Słów Boga oraz rozumu prostych ludzi aktem doprowadzi do upadku katolicki monopol rządu dusz. Oto jak tamte wydarzenia opisuje ówczesny szwajcarski historyk, J.M. d'Aubigne (Historya Reformacyi XVI wieku, literatura.hg.pl):
W całych Niemczech panowało naonczas między ludem wielkie poruszenie. Kościół urządził na całej ziemi ogromny targ. Tak przynajmniej, widząc ten natłok kupujących, słysząc ten hałas i te przechwalania sprzedających, nie można było domyślać się czegoś innego jako jarmarku. Ale handlarzami byli zakonnicy, towarem zaś, który zachwalali i nawet po zniżonych sprzedawali cenach, było zbawienie dusz. (...) Gdy się pochód do jakiegoś zbliżał miasta, to wysyłano posłańca do rady miejskiej, a ten przyszedłszy powiedział: "Łaska Pana Boga i Ojca Świętego jest u bram miasta". Od razu wszystko się wzruszyło. Duchowieństwo, księża, zakonnice, rada miasta, nauczyciele, uczniowie, cechy z chorągwiami, mężowie, niewiasty, starzy, młodzi, wszyscy razem wychodzili trzymając w ręku świece, idąc przy biciu wszystkich dzwonów z muzyką naprzeciwko handlarzom. Pewien dziejopis powiada, że ani samego Pana Boga nie można by z większą podejmować okazałością. Po uroczystym powitaniu udał się orszak do kościoła. Naprzód niesiono na aksamitnej poduszce lub też prześcieradle wyszywanym złotem bullę łaski papieskiej; za nią kroczył naczelnik handlarzy sprzedających odpusty, trzymając w ręku wielki, czerwony, drewniany krzyż, potem szła procesja ze śpiewem, muzyką i kadzidłem. W kościele witano mnicha i towarzyszy jego graniem na organach i huczną muzyką. Krzyż jego ustawiano koło ołtarza, wywiesiwszy na nim godła papieskie.

Jeden z najskuteczniejszych przedstawicieli handlowych rzymskiego koncernu, niejaki Tetzel (nota bene inkwizytor Polski), działał w południowych Niemczech:
Po zatknięciu krzyża powiedział Tecel (pisownia oryginału- przyp.red.) pewnego razu te słowa: "Odpusty, to najwznioślejszy i najwspanialszy dar Boży na świecie".
"Ten krzyż (a przy tym wskazał na zatknięty czerwony krzyż) jest tak skuteczny, jako krzyż Jezusa Chrystusa".
"Chodźcie tedy, ja dam wam list, zaopatrzony pieczęcią, na dowód tego, iż mocą jego nawet i te grzechy wam są odpuszczone, które dopiero w przyszłości popełnić zamierzacie".

"Ja bym przywileju mego ani za stanowisko świętego Piotra w niebie nie zamienił, bo ja moimi odpustami więcej wybawiłem dusz, aniżeli on kazaniami swymi".
"Odpust i największe nawet gładzi grzechy; przypuśćmy, żeby kto, co jest jednak niemożebną rzeczą, samej matce Bożej gwałt zadał, to nie potrzebuje niczego więcej, jak tylko zapłacić, dużo zapłacić i będzie mu odpuszczone. (...) A wy byście ani za czwartą część złotego nie mieli kupić sobie listu odpustowego, mocą którego nie marny pieniądz, ale waszą nieśmiertelną duszę, pochodzącą od Boga, bez jakiegokolwiek niebezpieczeństwa do wiecznego raju wprowadzić możecie...?" (...) "odpusty nie wybawiają jedynie żywych, ale także i umarłych."
"Do tego nie potrzeba nawet ani pokuty."
"Książe, szlachcicu, kupcze, żono, dziewczyno, młodzieńcze słuchajcie! Rodzice wasi i inni przyjaciele, którzy umarli, wołają do was z otchłani: "Okropne cierpimy tu męki; mały datek może nas wybawić; wy możecie go dać a jednak nie chcecie!" (...) "Skoro pieniądz brząknie w skrzyni, opuszcza dusza czyściec i wybawiona ulatuje do nieba".
Kogóż nie poruszyłyby takie wizje i obietnice? Toteż prostoduszny, acz naiwny lud "walił drzwiami i oknami", by zapewnić sobie i bliskim wstęp do nieba, a papieska szkatuła pęczniała w szwach. Nie zawsze jednak wszystko układało się dobrze. Przykładowo część mężów, używających oprócz serca także swego rozumu, powstrzymywała żony przed wynoszeniem z domu pieniędzy. Firma i na to znalazła sposób:
"Czy nie macie własnego posagu, nie macie pieniędzy, którymi same rozporządzacie?" - pytali się handlarze. "W takim razie wolno wam i wbrew woli męża obrócić takowe na tak wzniosły i święty cel!"

Po dobrze wykonanym papieskim zadaniu organizatorzy akcji oddawali się "medytacjom i postom":
Odwiedzanie gospód i domów nierządu było im wprawdzie instrukcją generalnego komisarza zabronione, lecz o zakaz ten nie dbał zgoła nikt. Kto z grzechami ludzkimi robił tak świetne interesy, czyż miałby istotnie sam niepokoić się o grzech? "Ci kramarze handlujący odpustami" - powiada pewien rzymskokatolicki dziejopis - "wiedli najwyuzdańsze życie; roztrwaniali po karczmach, domach gry i innych podejrzanych miejscach, co sobie lud z największym ograniczeniem potrzeb swych zaoszczędził". Co więcej, utrzymują nawet, że zdarzało się nieraz, iż siedząc w karczmie za stołem wpadali oni w razie braku pieniędzy na szalony pomysł grania w kości o zbawienie dusz ludzkich.

Sam Tetzel został nawet skazany na śmierć za cudzołóstwo i nieobyczajność, ale ułaskawiono go za wstawiennictwem księcia saskiego, Fryderyka. Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe okoliczności, nie dziwi, że sprawa handlu odpustami budziła kontrowersje nie tylko w Niemczech, ale i w całej Europie.

Sprawa handlu tego wszędzie zajmowała umysły i była przedmiotem rozmowy po zamkach, salach uniwersyteckich, po domach mieszczan, po gospodach, słowem wszędzie, gdzie schodził się lud. Różne objawiały się zdania; jedni wierzyli w prawdę całej tej sprawy, drudzy oburzali się na nią. Większa część ludu, idąc za wskazówkami zdrowego rozsądku, potępiała z oburzeniem sprawę odpustów. Nauka ta była Pismu Świętemu i prostym zasadom obyczajowości do tego stopnia przeciwną, iż uznał to w sercu swoim każdy, kto choć trochę znał Pismo Święte lub zdrowy miał rozum. Każdy wyczekiwał tylko chwili sposobnej, w której by przeciwko nauce tej wystąpił. Szyderczym umysłom nie brakło zaprawdę powodu do uszczypliwych uwag. Lud czujący już od lat nienawiść do duchownych z powodu rozpustnego ich życia, jedynie jeszcze przez obawę piekielnych kar okazywał im na zewnątrz pewne poszanowanie; teraz i ta przeszkoda upadła. Wszędzie dawały się słyszeć skargi i gorzkie szyderstwa o chciwości pieniędzy, jaką odznaczało się duchowieństwo.

Sytuacja była krytyczna. Przypominała beczkę prochu czekającą na iskrę. Kościół ze swoją hierarchią brnął butnie i beztrosko dalej, pewny, że nikt nie śmie skutecznie przeciwstawić się jego nadużyciom.

"Oszustwa tych rzymskich łotrów" - powiada Luter - "nie były już dłużej do wytrzymania".
A jednak nie znalazł się ani jeden biskup, ani jeden teolog, który by odważył się wystąpić przeciwko szalbierstwu i oszustwom ich.

A CO MAMY DZISIAJ?
Wielcy tego świata wybrali sobie Polskę za laboratorium, gdzie miano praktycznie przetestować bezpieczne dla komunistów przejście od konfrontacji (zimnej wojny) między Wschodem a Zachodem do zgodnego współistnienia (konwergencji). Prosty lud po obu stronach "żelaznej kurtyny" miał wierzyć, że na jego oczach dokonuje się upadek komunizmu, wyzwolenie sowieckich satelit i zgodny marsz ku braterstwu i wolności narodów całego świata. W planach architektów tego porozumienia miał natomiast powstać najpierw ogólnoeuropejski, a jak szatan da, to i ogólnoświatowy, nowy gułag o początkowo mocno złagodzonym rygorze.

Nie można tego było zrobić przy sprzeciwie mocno antykomunistycznego w pierwszej połowie XX wieku kościoła katolickiego. Najwyżsi jego hierarchowie od stuleci zaprawieni w kolaborowaniu z władzą świecką szybko wyczuli, kto teraz rozdaje karty w światowej polityce. Za pomocą drugiego soboru watykańskiego zmienili diametralnie katolickie nauczanie i praktykę. Dzisiejsza nauka społeczna Rzymu to sprytne pomieszanie socjalizmu z hasłami kapitalizmu (zgodnie jednak z prawami logiki z pomieszania w koniunkcji prawdy i fałszu zawsze w rezultacie otrzymujemy fałsz...).

Na tymże soborze w nawoływaniu do zmiany podejścia wobec komunistów (z konfrontacji i potępienia na zdobywanie ich "miłością") szczególnie wyróżniał się młody kardynał z Polski. Czy była to tylko jego własna głupota i naiwność, czy także "realizacja zadań" podobnych do tych zlecanych T.W. Wielgusowi, dowiemy się niebawem (więcej w artykule "Teczka JP2?", str.4). Dość powiedzieć, że kilkanaście lat po soborze człowiek ten został papieżem, obsadził swoimi ludźmi zarówno Watykan, jak i episkopat Polski. To jego "pielgrzymki" i odpowiednie kazania ("niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi") rozbudziły w Polakach nadzieję na zmiany. Komuniści ze swojej strony dołożyli tylko w odpowiednim czasie podwyżki mięsa (tzw. sklepy komercyjne) i już kontrolowany ferment mieliśmy gotowy. Jeszcze tylko "skok przez płot" i już strona rządowa ma odpowiedniego partnera do rozmów! Po zmarginalizowaniu lub wyeliminowaniu nieuświadomionych elementów typu Walentynowicz, Wyszkowski, Popiełuszko i przestraszeniu społeczeństwa stanem wojennym można było przy ochoczym błogosławieństwie "Papieża-Polaka" zacząć obrady okrągłego stołu...

Wydawało się, że dokonano majstersztyku - dawny aparat partyjno-bezpieczniacki przejął tym razem w prywatną własność majątek narodowy, opanował partie rządzące, także "opozycyjne", prasę, radio i telewizję. Nad bezpieczeństwem na froncie ideowym czuwał także kościół ze swoim episkopatem. W chwilach trudnych czy nie do końca pewnych zawsze gotowy do usług był Wojtyła - w czasie elekcji Kwaśniewskiego paradował z nim na oczach gawiedzi w papamobile, a w przededniu eurogułagowego referendum rzucił hasło-nóż w plecy patriotom: "Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej".

Polacy różnie tłumaczyli sobie tę dziwną postawę swego kościoła - "Papież jest dobry, ale otoczony przez masonów", "księża są niedouczeni i dlatego popierają nową wersję socjalizmu dla niepoznaki zwaną państwem opiekuńczym", "może nie wiemy czegoś, co oni wiedzą, więc lepiej ich słuchajmy" - i szli potulnie dalej za papieskim rydwanem. Po śmierci JP2 coś pozytywnego zaczęło jednak dziać się w polskiej świadomości.

Pierwsze próby szybkiego ubóstwienia Wojtyły nie powiodły się, a w ich miejsce zaczął powoli sączyć się niebezpieczny smród. Najpierw rzucono na pożarcie pionka, T.W. Hejmę, ale niedługo potem posypały się już drobne figury - Czajkowski, Maliński, Bielański. Dziwisz i Glemp wpadli w panikę - co z obietnicą "Człowieka honoru", Kiszczaka, że wszelkie ślady systemowej kolaboracji zniszczono??? Na szybko zastosowano tymczasowe rozwiązanie - knebel dla ks. Zaleskiego. Ale problemu nie rozwiązano.

Tu warto zadać sobie pytanie, dlaczego dotychczasowi partnerzy zaczęli się nagle wzajemnie niszczyć (episkopat nie pozostał dłużny i po 17. (!!!) latach od "wyzwolenia" zaczął wreszcie głośno mówić o potrzebie ukarania byłych ubeków, a partia administrująca krajem już przygotowuje stosowną ustawę). Przypomina to niewinną z pozoru wizytę Rywina u Michnika, która zlekceważona przez obie strony różowego salonu doprowadziła do upadku rządu Millera i, co o wiele ważniejsze, do złamania medialnej potęgi Gazety Wybiórczej. W omawianym przypadku kamykiem, który ruszył lawinę, była sprawa ks. Zaleskiego. Ten poczciwy ksiądz i antykomunistyczny działacz czasów Solidarności natrafił na drobne ślady agenturalności swoich kolegów po fachu. Zameldował o wszystkim swemu przełożonemu Dziwiszowi. I tu zaczyna się seria błędów, która przypomina zachowania Michnika i Millera. Zamiast szybko i definitywnie zamknąć sprawę, zlekceważono ją i zaczęto używać do małych gierek. (Podobnie Adaś, zadufany w swój nimb autorytetu, ujawnił dopiero po wielu miesiącach swoje nagrania, myśląc, że spłyną na niego laury "bojownika walki z korupcją".)

Katolicka wierchuszka nie skorzystała z metody "na trutkę/wypadek", ale postanowiła zniszczyć psychicznie krakowskiego księdza (misja szerzenia oszczerstw przez biskupa Guzdka, wolta wydawnictwa Znak, które od zgody Dziwisza warunkowało druk książki ks. Zaleskiego itp.). Po kilkumiesięcznej kampanii nękająco-wyniszczającej postanowiono zadać księdzu Tadeuszowi oraz wszystkim popierającym Go siłom patriotycznym ostateczny cios - Roma locuta, causa finita. Watykan wespół z naszym episkopatem (bo w okłamywanie B16 przez nuncjusza czy biskupów nie wierzę) założył, że oficjalne mianowanie agenta SB, przy jednoczesnym ogłoszeniu przez samego papieża znajomości jego przeszłości, na zawsze zamknie sprawę lustracji kleru w Polsce! Strategia rokowała powodzenie ze względu na wcześniejsze przetestowanie wpływu nowego papieża (w Oświęcimiu Niemców uczynił pierwszą ofiarą hitleryzmu, a durne Polactwo i tak go hołubiło) oraz dzięki zapewnionemu wsparciu środowisk Gazety Wybiórczej i ...Radia Maryja. Gdyby nie publikacje Gazety Polskiej, mielibyśmy koniec lustracji w Polsce. Watykan w swej pysze do końca nie dawał za wygraną (pierwsza publikacja GP 20.12.06, a odwołanie Wielgusa dopiero na godziny przed uroczystym ingresem), kompromitując przy okazji wszystkie kościelne autorytety (episkopat, nuncjusz, KUL, RM, księża podpisujący petycje, itp.).

Dzisiaj zdecydowana większość myślących Polaków nie ma już wątpliwości, że mówiąca wielkie słowa o Prawdzie, Uczciwości, Wierności Bogu i Ojczyźnie czy Męczeństwie kasta przywódcza katolicyzmu sama ma z nimi niewiele wspólnego. Jeśli przez dziesięciolecia ludzie ci okłamywali naród w kwestiach społeczno-politycznych i osobistych, to czy mówią prawdę w o wiele ważniejszych sprawach duchowych? Wielu ludzi dręczonych tymi pytaniami będzie szukać satysfakcjonujących odpowiedzi. To jest kluczowy moment w naznaczonej duchowym zabobonem historii Polski!

Pięćset lat temu papiestwo, wysyłając księży-sprzedawczyków z ofertą zbawienia w zamian za brzęczące dukaty, otworzyło drogę do głoszenia ewangelii o darmowym zbawieniu na niespotykaną wcześniej skalę. Pół Europy wyzwoliło się spod rzymskiego zniewolenia. Polska rozkwitła Złotym Wiekiem, kiedy zwolennicy katolicyzmu utracili większość w polskiej warstwie panującej - szlachcie.

Dzisiaj Bóg rękami naszych duchowych wrogów dokonał otwarcia oczu polskiego społeczeństwa na katolickie knowania. Czy będzie komu stanąć w tym wyłomie, by nieugięcie głosić Jego Prawdę? Polski protestantyzm dogorywa toczony rakiem ekumenizmu i duchowego kapitulanctwa. Niewiele jest kościołów bezkompromisowo walczących w Bożej sprawie. Nie mamy się jednak czego obawiać! To nie w naszej ilości czy sile tkwi gwarant sukcesu. Wystarczy wierna garstka, a z nią Wódz, by wykorzystać tę chwilę "otwartych drzwi" - Sam bowiem powiedział:

...oto sprawiłem, że przed tobą otwarte drzwi, których nikt nie może zamknąć; bo choć niewielką masz moc, jednak zachowałeś moje Słowo i nie zaparłeś się mojego imienia. Oto sprawię, że ci z synagogi szatana, którzy podają się za Żydów, a nimi nie są, lecz kłamią, oto sprawię, że będą musieli przyjść i pokłonić się tobie do nóg, i poznają, że Ja ciebie umiłowałem.

(Obj. 3:8-9)



W pierwszym numerze "idź POD PRĄD" (maj 2003, http://www.podprad.knp.lublin.pl/pp/Pp1.pdf ) określiliśmy dwa ośrodki otumaniania Polaków:
Trudno przecenić jak niszcząca dla Polski była ideologia "grubej kreski", lansowane przez Unię Demokratyczną, Gazetę Wyborczą i jej redaktora - Adama Michnika, który samozwańczo "wybaczał" w imieniu Narodu Polskiego. Zgubny wpływ nowych rzeczników i arbitrów tego, co "jedynie słuszne", nie polegał tylko na osłanianiu niesłusznego bogacenia się komunistycznej nomenklatury. Skutecznie udało im się ośmieszyć i zmarginalizować ludzi niestrudzenie domagających się sprawiedliwości i normalności. (...)
Oprócz walki o byt narodowy w naszym kraju toczy się jeszcze ważniejszy pojedynek - o dotarcie z prawdą Pisma Świętego do serc i umysłów każdego Polaka. Od lat rzymski katolicyzm sprawuje w Polsce rząd dusz w tej dziedzinie i skutecznie chroni Polaków przed prawdą. (...)
Oby uczciwe uznanie rzeczywistości otworzyło oczy naszych Rodaków na inne zwodnicze nauki papieskiego Rzymu!

Z OGROMNĄ SATYSFAKCJĄ I RADOŚCIĄ PATRZYMY NA DZISIEJSZĄ RZECZYWISTOŚĆ, GDY OBYDWA TE OŚRODKI KŁAMSTWA ZOSTAŁY ZDEMASKOWANE. CHWAŁA BOGU ZA WYSŁUCHANE MODLITWY!

Paweł Chojecki


kontakt email: knp@knp.lublin.pl Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka