Problem niepłodności to coraz częstsze zjawisko w dzisiejszym świecie. Pośpiech, zła dieta, zły styl życia itp. – różne są przyczyny. Zdarza się tak, że ci, którzy bardzo chcą potomstwa, nie mogą go mieć. Ściślej mówiąc: mogą, ale mają problem z poczęciem. Generalnie większość osób może mieć dzieci, problem w tym, że coraz więcej jest chorób i różnych barier, które stoją na drodze do szczęścia. Zdesperowana para szuka porad lekarskich. Najpierw udają się do ginekologa zajmującego się do tej pory daną kobietą. Jeśli wytłumaczy jej podstawy, jak obserwować u siebie płodne dni, to już sukces, o diagnostyce niepłodności nie ma mowy. Tym zajmują się ginekolodzy specjaliści. I tu zaczynają się schody. Którego wybrać? Który najlepszy?
Kiedyś w Lublinie istniała Klinika Andrologii i Rozrodczości, do której zjeżdżały się pary z całej Polski. Skoro trzeba taką klinikę utrzymywać z ZUS-u, to lepiej było ją zlikwidować. Wszyscy lekarze przyjmują teraz prywatnie i oczywiście NFZ nie refunduje leczenia bezpłodności.
Co musi zrobić taka para? Pójść do lekarza prywatnie i wyłożyć pieniądze z własnej kieszeni na badania i leczenie. Mimo szczerych chęci niestety nie każdy lekarz (w zasadzie żaden) zajmuje się drobiazgowym i szczegółowym prowadzeniem pacjenta. Problem jest na tyle duży, że kolejki w takich gabinetach notorycznie się powiększają. Do najlepszego (wg internautów z Lublina) ginekologa opóźnienie w kolejce wynosi około dwóch godzin.
I co taki lekarz proponuje? Wiadomo - badania, niekiedy drogie i bolesne, często bezpodstawne. Kiedy nic się nie udaje rozpoznać albo rozpoznanej wady (wg medycyny) nie da się leczyć, pozostają zabiegi. Najpierw inseminacja, tzw. IUI – koszt około 400–600 zł za sam zabieg plus monitoring i leki. Jak to nie pomoże, pozostaje in vitro IVF – to koszt kilku tysięcy plus leki i monitoring. Do tego trzeba dodać koszty emocjonalne. Kobieta po takich zabiegach czuje się jak przedmiot. Wiem, bo doświadczyłam wszystkiego oprócz IVF. Jeśli te starania zawiodą, co pozostaje?
Niedawno pojawiła się nowa alternatywa. 12-13 września odbyła się w Lublinie konferencja NaProTechnology. Miała ona miejsce w Collegium Maius Uniwersytetu Medycznego w Lublinie przy ul. Jaczewskiego 4. Była również konferencja prasowa, w której brałam udział. Gośćmi byli lekarze z USA, Kanady, Irlandii i oczywiście z Polski. Organizatorzy konferencji to m.in. Katedra i Klinika Położnictwa i Perinatologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, Polskie Towarzystwo Medycyny Perinatalnej Oddział w Lublinie, Fundacja Instytut Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II w Lublinie, Lubelskie Centrum Zdrowia Publicznego. Tematem konferencji było przybliżenie metod leczenia niepłodności małżeńskiej wg naprotechnologii.
Naprotechnologia to pojęcie nie całkiem nowe, gdyż w świecie krąży już od około trzydziestu lat, tylko w Polsce słyszane jest dopiero od mniej więcej dwóch. Dla par, które leczą się z niepłodności, jest to ciekawa alternatywa.
Czym jest i co proponuje naprotechnologia? Przede wszystkim opiera się na tzw. modelu Creightona, czyli szczegółowym wypełnianiu kart cyklu w powiązaniu ze ścisłą obserwacją procesów zachodzących głównie w ciele kobiety, ale mężczyzny również. Spotkania odbywają się z nauczycielami, którzy uczą prowadzenia obserwacji i rejestracji objawów (biomarkerów). Następnie małżeństwo trafia do wykwalifikowanego lekarza, który poprowadzi diagnostykę laboratoryjną, obrazową czy laparoskopową (ok. 3 miesiące) oraz potrzebne leczenie: zachowawcze i chirurgiczne (ok 6 miesięcy). W diagnozowaniu niepłodności modelem Creightona analizuje się parametry cyklu i na tej podstawie wskazuje ewentualne zaburzenia i potrzebę dalszego diagnozowania i badań oraz ewentualnego leczenia. Ta nowa dziedzina to alternatywa dla inwazyjnych technik medycznych likwidowania objawów niepłodności, czyli sztucznego zapładniania. Przede wszystkim docieka, co dolega pacjentowi i próbuje leczyć.
Jeśli wierzyć w dane podane przez organizatora konferencji, czyli Fundację Instytut Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II, wyniki leczenia niepłodności przy pomocy naprotechnologii są obiecujące. Mają od kilku do kilkunastu procent przewagi nad leczeniem klinicznym (dane można sprawdzić na stronach związanych z naprotechnologią). Jednak na świecie jest niewielu lekarzy przeszkolonych w tej metodzie, bo tylko ok. 400, a większość z nich pracuje w krajach anglojęzycznych: USA, Australii, Irlandii, Wielkiej Brytanii. U nas metoda ta dopiero zaczyna raczkować, ale ogólne zainteresowanie z roku na rok się zwiększa. Na polskim gruncie metodę próbuje zaszczepić kościół katolicki i skutecznie propaguje alternatywę dla bezdusznej lekarskiej machiny.
Aby dodać łyżkę dziegciu do tej beczki z miodem, należy zaznaczyć, iż leczenie niepłodności nie jest refundowane przez NFZ, a co za tym idzie za wszystkie wizyty i badania trzeba płacić. Koszt wizyty u lekarza to około 200 zł, a badań od 50–500zł (mogą być i droższe). Biorąc pod uwagę fakt, że nie każdy tzw. nauczyciel, który prowadzi wstępne zapoznanie z omawianą metodą, może być lekarzem, koszty te wzrastają. Długie miesiące obserwacji i konsultacji zwiększają koszty i mogą również zniechęcić. Dodatkowo kolejki są długie, a nie każdy lekarz jest miły i uczynny, zważywszy, ile osób dziennie przewija się przez jego gabinet.
Swoją drogą, to ciekawe, że w środowisku lekarskim naprotechnologia jest bardzo krytykowana i często nazywana pseudonauką. Moim jednak skromnym zdaniem technologia ta to nic innego, jak tylko porządna, rzetelna diagnostyka, która prowadzi do sensownych wyników, a przede wszystkim większej świadomości kobiety i skutecznego leczenia. Szkoda tylko, że lekarze zajmujący się leczeniem niepłodności nie stosują takiej drogi, tylko od razu polecają zabiegi (IUI, IVF), a co za tym idzie - powiększają zasobność swoich portfeli, często z miernym skutkiem dla bezdzietnej pary. Gdyby każdy lekarz stosował zasadę: "po pierwsze nie szkodzić" i naprawdę interesował się, co pacjentowi dolega, a nie tylko leczył objawy, nie mówilibyśmy dziś o żadnej naprotechnologii.
Dane pochodzą ze strony Leczenie-nieplodnosci.pl
Urszula Hamera
kontakt email: knp@knp.lublin.pl
Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie