Miesięcznik idź Pod Prąd Miesięcznik idź Pod Prąd
671
BLOG

CO Z TYM ŚCIĄGANIEM? WYWIAD Z ZYGMUNTEM ZAMOYSKIM

Miesięcznik idź Pod Prąd Miesięcznik idź Pod Prąd Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Zygmunt Zamoyski przybył z Wielkiej Brytanii do Polski w 1989 i zamieszkał w Zamościu, gdzie pracował jako nauczyciel w Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych. Po kilku latach wyjechał z Zamościa do Warszawy, gdzie pracował na Politechnice Warszawskiej. Dlaczego pan Zygmunt Zamoyski opuścił Zamość - miasto bliskie jego sercu? No cóż, fakty są takie: przyłapani na ściąganiu studenci podczas egzaminu przeprowadzonego przez niego w Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych nie zostali ukarani w żaden sposób przez władze uczelni - po prostu przymknięto oko na ten incydent. To właśnie dlatego Zamoyski postanowił opuścić Zamość i wyjechać do Warszawy. Tam rozpoczął swoją kampanię na rzecz uczciwości w polskiej szkole. Władze Kolegium Nauczycielskiego Języków Obcych w Zamościu oficjalnie wprowadziły regulamin w sprawie kar za ściąganie w 1998, w dwa lata po incydencie i po nagłośnieniu sprawy przez media.

Lidia Stadnicka: Jak rozpoczęła się pana kampania przeciw ściąganiu?

Zygmunt Zamoyski: Cóż, uczyłem w Zamościu przez parę dobrych lat, zanim odkryłem, że ściąganie jest prastarym polskim zwyczajem. Dokładnie w szóstym roku mojej pracy w Kolegium, podczas pisemnego egzaminu. Wtedy to zauważyłem jednego z 29 studentów na sali ze ściągawką, która była prawie na trzy metry długa, z wydrukowanym tekstem i złożona w harmonijkę. Zaraz pomyślałem sobie, że taki profesjonalny produkt musi mieć więcej niż tylko jednego użytkownika. W przeciągu krótkiego czasu odkryłem dalszych ośmiu studentów - w sumie dziewięciu na 29 osób w Sali, co stanowiło prawie jedną trzecią grupy - wszyscy potencjalni przyszli nauczyciele. W Wielkiej Brytanii przyłapać jednego studenta ze ściągawką byłoby druzgocące, ale przyłapać jedną trzecią grupy byłoby niewiarygodne. Byłem naprawdę oszołomiony. Na początku myślałem, że to tylko problem, z którym spotkaliśmy się w Zamościu. Ale w wyniku rozgłosu, jakiego sprawa nabrała, jedna z gazet przeprowadziła telefoniczne rozmowy z dyrektorami okolicznych szkół w południowo - wschodniej Polsce i wtedy dotarło do mnie, że ściąganie jest problemem ogólnokrajowym, a nie tylko naszym lokalnym.

L. S.: Co konkretnie osiągnęła pańska kampania?

Z. Z.: Mieliśmy duże zainteresowanie mediów - na przykład o naszej kampanii przeciw ściąganiu pisały między innymi Gazeta Wyborcza czy Rzeczpospolita, w których ukazały się bardzo dobre artykuły i pod wpływem których napłynęło dużo listów od czytelników do wydawcy. Sporo komentarzy pojawiło się w wielu innych gazetach. To na pewno pomogło nadać rozgłos sprawie, bo naszym celem jest uświadomienie ludziom w tym kraju, że jest w szkolnictwie poważny problem, którym trzeba się zająć. W tym celu byliśmy także w dwóch talk showach: "Tok Szok" i "MdM" oraz zorganizowaliśmy wystawy - największą do tej pory w muzeum w Kozłówce, którą otworzył wiceminister edukacji narodowej, gdzie mieliśmy również duże zainteresowanie mediów. Podobną wystawę urządziliśmy w bibliotece na Uniwersytecie Warszawskim. Oficjalnie otworzył ją jeden z prorektorów uniwersytetu wraz z członkiem studenckiego samorządu. Poza tym podobna wystawa została zorganizowana w Otwocku dzięki pewnej nauczycielce, która widziała naszą wystawę w Warszawie. Wystawa w Otwocku została otwarta przez panią senator Staniszewską i to nadało dalszy rozgłos sprawie w postaci czterech artykułów w lokalnych gazetach. Ogółem nasza wystawa podróżowała po miastach wokół Warszawy i jak sądzę wciąż jest pokazywana w szkołach w sąsiedztwie Otwocka.

L. S.: Z jakim odzewem spotkała się kampania wśród Polaków?

Z. Z.: Z grubsza z pozytywnym. W Kozłówce zwiedzający wystawę mogli zostawiać informacje zwrotne na temat naszej akcji i 17 osób wyraziło chęć pomocy przy kampanii. Niestety pochodzili oni z różnych odległych części Polski. Aby zaś założyć oficjalną organizację, najlepiej jest, gdy członkowie są skupieni w jednym miejscu. Między innymi po to, by zebrać się razem w 15 osób dwukrotnie w celu podpisania potrzebnych dokumentów, itd. Z kolei wystawa w Warszawie okazała się niepowodzeniem, bo oprócz jednej nauczycielki z Otwocka nikt się sprawą nie zainteresował, mimo że wystawa trwała sześć tygodni od początku roku akademickiego i była w dobrym punkcie biblioteki, naprzeciw szatni, gdzie dużo ludzi wchodziło i wychodziło, więc mnóstwo osób musiało ją widzieć. Przez całą kampanię dostałem tylko dwa bardzo krytyczne listy - jeden od koleżanki z Kolegium w Zamościu - ale sądzę, że do tej pory zmieniła swoje zdanie w sprawie ściągania; drugi zaś od studenta z Krakowa. Napisał on długi list, w którym uzasadniał, że ściąganie jest prastarym polskim zwyczajem i jeśli przyjeżdża się do tego kraju, nie należy oczekiwać, że się ten zwyczaj zmieni - trzeba go zaakceptować, a jeśli nie, to lepiej wyjechać z kraju. Całkiem zjadliwy list. Ale w rzeczywistości byłem zadowolony z faktu, że otrzymałem ten list, bo mogłem go umieścić (oczywiście bez nazwiska autora) na wystawie, próbując w ten sposób pokazać argumenty "za i przeciw" - tak naprawdę to mało ludzi opowiadało się za ściąganiem. Choć jeden znany psycholog - pan Samson - był cytowany w jednej z gazet jako zwolennik ściągania - raczej ku memu zdziwieniu.

L. S.: Dlaczego tak Panu zależy, aby ściąganie zniknęło z polskiej szkoły?

Z. Z.: Przytoczę znany cytat Jana Zamoyskiego z aktu fundacyjnego Akademii Zamoyskiej z 1600 roku: "takie są rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie" - te słowa są tak samo prawdziwe dziś jak i wtedy. Jeśli wychowuje się dzieci, ucząc je, że coś fundamentalnie nieuczciwego jest czymś normalnym i naturalnym, to w przyszłości takie wychowanie przyniesie owoc w postaci zepsutego społeczeństwa - co do pewnego stopnia ma miejsce obecnie w Polsce. A jeśli chcemy, by ta sytuacja się zmieniła, to musimy zacząć od początku - to jest w szkole. I jeśli dzieci są wychowywane w poszanowaniu uczciwości, to przy odrobinie szczęścia większość z nich będzie cenić ją w dorosłym życiu.

L. S.: Kto ma zatem uczyć ludzi uczciwości?

Z. Z.: Zarówno nauczyciele, jak i rodzice. Oczywiście przede wszystkim rodzice, bo dzieci są pod ich większym wpływem przez o wiele dłuższy okres czasu.

L. S.: Jak by pan przekonał młodzież do tego, by nie ściągała?

Z. Z.: No cóż, mam coś, co nazywam moją "mantrą", którą odczytuję moim studentom z politechniki przed testami i egzaminami. Brzmi ona mniej więcej tak: "Ściąganie podczas testów i egzaminów jest nieuczciwe, bo jest formą kradzieży dobrych stopni, na które uczciwi studenci ciężko pracowali. Rezultatem ściągania jest obniżanie wartości wszystkich dyplomów i kwalifikacji zdobytych na wyższych uczelniach w Polsce. Ściąganie psuje młodzież, deprecjonuje polski system edukacji i przynosi wstyd Polsce za granicą". Jeśli chodzi o ten ostatni punkt, to kiedy Amerykański Korpus Pokoju wysyła nauczycieli do Polski, to wcześniej organizuje im specjalny wykład pod tytułem: "Ściąganie w polskich szkołach", podczas którego mówi się nauczycielom, żeby nie byli zdziwieni tym zjawiskiem, bo to jest normalny sposób postępowania w Polsce - po prostu mają ten stan zaakceptować. Ja z kolei przybyłem do Polski jako Polak - bez pomocy żadnej organizacji, więc nie miałem tej wiedzy na temat ściągania i doznałem szoku.

L. S.: Czy jest jakaś różnica między Polską, a Wielką Brytanią jeśli chodzi o ściąganie?

Z. Z.: Tak i to duża. Oczywiście nieuczciwych ludzi mamy na całym świecie, ale główna różnica między Wielką Brytanią a Polską jest taka, że w Wielkiej Brytanii nie ma na ściąganie społecznego przyzwolenia - jest to powszechnie uważane za coś złego i przynoszącego wstyd. Ludzie się wstydzą, kiedy są przyłapani na ściąganiu i kary w szkołach są bardzo surowe wobec takich osób. Na przykład kilka lat temu przewodnicząca studenckiego samorządu na Uniwersytecie Oksfordzkim została przyłapana na ściąganiu podczas końcowego egzaminu. Natychmiast została usunięta z sali egzaminacyjnej i skreślona z listy studentów. Natomiast w Polsce ludzie mają do ściągania pobłażliwy stosunek. Pamiętam, że studenci, których przyłapałem na ściąganiu w Kolegium w Zamościu, byli mocno zadziwieni moją surową reakcją wobec tego, co zrobili.

L. S.: Jak długo będzie trwała pańska kampania?

Z. Z.: Często słyszę to pytanie. A odpowiedź jest taka - dłużej niż ja sam, ponieważ mam ponad 65 lat, a kampania tego typu musi potrwać co najmniej jedno pokolenie. O wiele dłużej niż ja będę żyć według wszelkiego prawdopodobieństwa.

Lidia Stadnicka: Dziękuję za rozmowę

kontakt email: knp@knp.lublin.pl Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie