Iks Igrek Zet Iks Igrek Zet
91
BLOG

Dziewczyny (4)

Iks Igrek Zet Iks Igrek Zet Rozmaitości Obserwuj notkę 1

     Na koniec randki, przed jej blokiem, Krysia wydusiła z siebie „ nie jesteś moim ideałem”. Odparł „ trudno. Życzę powodzenia w poszukiwaniu”. Dziewczyna odpowiedziała „ Już nie muszę”. On skończył rozmowę mówiąc „ to życzę Wam powodzenia”. I uścisnął jej dłoń, cmoknął w policzek, uśmiechnął się do niej i... odszedł.

    I to był koniec. Zbyszek prze dwa tygodnie szamotał się z uczuciami. Kombinował, co robić? Nawet zwierzył się Adamowi, że czuje się jak na biegu zjazdowym w gęstej mgle. W każdej chwili możesz się rozbić, wylecieć z trasy. Napisał cztery listy do Krysi. Nie wysłał żadnego, każdy podarł i wyrzucił do kosza.

    Po dwóch tygodniach poddał sprawę. Doszedł do wniosku, że nic już nie może zrobić. Konkurent, załóżmy, że mieli podobne walory, miał zdecydowaną przewagę. Zbyszek przez najbliższe lata mógł się widzieć z Krysią w sumie trzy miesiące w roku. Tamten codziennie przez dziewięć. Mieszkał pewnie w sąsiednim akademiku. Na zajęciach też pewnie byli w jednej grupie. Nie było szans.

             Jak był w wojsku, spotkał Krysię na ulicy. Była z wózkiem, ze starszą córką. Wymienili po kilka zdań i rozeszli się. Krysia patrzyła za nim przez chwilę jakimś dziwnym wzrokiem... Smutnym, pełnym żalu... Zbyszek się odwrócił i to zobaczył. A może mu się tylko zdawało.

            Potem kilka razy widział ją na ulicy. Z mężem, córkami. Wyglądali na szczęśliwą rodzinę. Czyli chyba znalazła swój ideał. Szczerze jej tego życzył.

          Po wojsku Zbyszek nadal był sam. Coś go podkusiło, nie bardzo wiedział co, ale postanowił spróbować znaleźć dziewczynę na odległość. Znalazł w jakiejś gazecie „ kącik złamanych serc”. Było kilka ciekawych wpisów. Wybrał Dagmarę. I korespondowali kilka miesięcy. Udawał dżentelmena, jednego z ostatnich. Umówił się z nią na spotkanie. W stolicy, bo tam mieszkała. Pojechał do Warszawy, niby do brata Antka. Urwał dwie godziny i spotkał się z Dagą w jakiejś kawiarni. Jak na dżentelmena przystało nie miał dla niej nawet kwiatka. Wypili po herbacie, zjedli po ciastku. Pogadali trochę, przedstawili. Na koniec obiecał, że zaraz napisze...

     Jak to zwykle dżentelmeni, nie napisał. Doszedł do wniosku, że to jednak nie to. I postanowił zapomnieć.

     Czas mijał nieubłaganie. Adam znalazł partnerkę i się ożenił. Zbyszek był świadkiem na tym ślubie, który odbył się w Boże Narodzenie. Trzy dni potem do Zbycha zadzwonił znajomy. Lucjusz zaprosił go do siebie na Sylwestra. Zbyszek oczywiście zaproszenie przyjął.

     Od dłuższego czasu jego ciocie Danka i Renia, siostry ojca, opowiadały mu o sąsiadce Lucjusza. Mirka, ponoć wysoka, ładna dziewczyna, była jeszcze wolna. Ciocie zapowiadały, że muszą Zbyszka z nią poznać. Na dodatek Lucjusz przyjażnił się z jej mamą. I Zbyszek poszedł na tą imprezę, żeby spotkać si ę z Mirką. Był pewny, że o to w tej całej sprawie chodziło.

    Na tym spotkaniu był od samego początku, czyli od godziny osiemnastej. Lucjusz akurat przywiózł dwie nauczycielki, Elżbietę i Blankę. Ta pierwsza była jego kuzynką, a ta druga znajomą. Zbyszek zorientował się, że chyba nawet bliską.

    Z czasem pojawił się jeszcze jakiś znajomy Lucjusza. Okazało się, że był to stary i samotny kawaler. Jeszcze po nim zjawiła się para młodych ludzi. Bawili się właściwie sami i widać było, że są na początku własnej, powiedzmy, zabawy. Zaraz po północy zniknęli. I chyba bawili się nieżle.

    Dwie godziny przed północą Lucjusz przywiózł swoją mamę, panią Martę. A Mirki ciągle nie było.

     To byli wszyscy uczestnicy tego Sylwestra. Przed północą Zbyszek zorientował się , że pomylił się w przewidywaniach. Toteż postanowił zająć się obecnymi dziewczynami. Zaczął adorować Blankę. A właściwie dał się adorować, bo pani nauczycielka zaczęła pierwsza. Zbyszek zaliczył parę kawałków w jej ramionach, kilkanaście minut rozmowy. Z czasem była to z jego strony raczej kurtuazja. Pani Blanka przestała mu się podobać. Była starsza od niego, na twarzy miała sporą warstwę tynku. Niech się zajmie Luckiem – pomyślał i przysiadł się do tej drugiej nauczycielki.

    Wiedział, że ma na imię Ela i uczyła muzyki. W sumie była bardzo sympatyczna. Młodsza od Blanki, nie miała wcale tynku na twarzy. Wesoła, rozmowna. Coś chyba nawet zaiskrzyło. Pogadali, potańczyli. Zbyszek nie umiał oczu od niej oderwać. Zwłaszcza, gdy po pierwszej w nocy dziewczyna na chwilę przysnęła w fotelu. Zbychu zobaczył ciemnowłosego anioła śpiącego z iście anielskim uśmiechem na twarzy. Coś z tego musi być – pomyślał.   (c.d.n.)

" Opowieści marne". Fragmenty z większej całości, wyrwane z kontekstu. Historie z życia wzięte.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości