Przeglądając stronę pani przewodnik ( przewodnik-krakowski.aq.pl), która dziś oprowadzała nas po Krakowie znalazłam na blogu ciekawy wpis mający ku mojemu zdumieniu tak wiele aktualnych pararel.
Rzecz tyczy się najazdu tatarskiego na Polskę z 1241 roku. Dokładnie rozstrzygnąć próbuje jaka była ilość wojsk Tatarów, które zniszczyły Kraków. Wychodzi od tego, że w naszym rejonie Europy "kręciło się" podówczas około 50 tysięcy zdobywców z Wielkiego Stepu. Jakież to uderzające, że od kilkudziesięciu dni uwagę świata przykuwa podobna liczba "jeźdzców ze wschodu" która obozem przylgnęła do granic Ukrainy.
Autorka krótko, z przyrodzoną nam lekkością siedmiowiecznej perspektywy, wyjaśnia dwie należące do zasadniczych kwestie wojny. Kwestie zawsze aktualne, zawsze obecne na lekcjach historii i zawsze "zaskakujące" współczesnych zarówno Chingis-chana, Stalina jak i Putina:
- prawdziwy cel najazdu;
- prawdziwy stosunek sił.
Okazuje się bowiem, że to co nazywamy najazdem na Polskę było tylko częscią większej całości, czyli najazdu na Węgry i miało tylko związać sojusznika w rozproszonych ogniskach. Siły zaś, które obróciły Kraków w pogorzelisko to raptem 5 tysięcy. I mało to i dużo ale okrucieństwo Tatarów budziło grozę, tempo ich pochodu dwoiło i troiło wyniki najbardziej obiektywnych prób oszacowania ich ilości. Wreszcie zwykła psychologia zaskoczenie, ale i zmęczenie dwuznacznościami dochodziły do głosu.
Chciałoby się sparafrazować ostatnio popularny komentarz: "Rosja zajmuje Krym, Zachód zajmuje stanowisko".
Garstka jeźdzców Batu-chana pustoszy Kraków polskie rycerstwo zajmuje stanowiska na przedpolach Legnicy - na nieszczęście pod wiatr ... Po wojnie psychologicznej przyszedł czas na gazy bojowe.
Gdyby nie szczęśliwa dla nas śmierć Chana Ugedeja, która uczyniła priorytetem Batu-chana użycie siły swych wojsk jako argumentu w wyborze nowego władcy Mongołów, dzielilibyśmy dziś piętno długotrwałej mongolskiej niewoli razem z Rosjanami.
Trzeba przyznać, że przy niewątpliwie kardynalnej, jak pisał Herbert, kwestii smaku, widać wyraźnie, że Rosja odrobiła lekcję wschodniego stylu prowadzenia wojny i że pomimo dostępności pism Sun-Zi ta taktyka niezmiennie zaskakuje "rycerski", a tym bardziej "gay-friendly" Zachód.
Inne tematy w dziale Rozmaitości