Imrahil Imrahil
3573
BLOG

Smoleńska spirala kłamstwa

Imrahil Imrahil Polityka Obserwuj notkę 161


   Wczorajsze posiedzenie zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej pokazało, jak bardzo kruche są wszystkie dotychczasowe ustalenia oficjalnych organów w sprawie tego, co zdarzyło się pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r. Jest rzeczą oczywistą, że badanie przyczyn takiej katastrofy jest zadaniem trudnym, żmudnym i czasochłonnym. Problem polega jednak na tym, że rząd oraz większość mainstreamowych mediów już dawno dokonały swoich ustaleń. Ustaleń, które były przedwczesne i nieoparte na odpowiednim materiale dowodowym. Ustalenia, oparte na źle odczytanych rozmowach z czarnych skrzynek, zmanipulowanych protokołach sekcji i dokonane przy braku dostępu do wraku czy miejsca katastrofy. Jedną rzeczą jest uderzający serwilizm wobec Rosji, de facto ubezwłasnowolniający polskie instytucje, drugą zaś – pewność, że owe ubezwłasnowolnione instytucje będą w stanie dokonać prawidłowych ustaleń.
   Nie chcę tu pisać o możliwych przyczynach katastrofy (bo się na tym nie znam). Interesuje mnie co innego. Stan naszej wiedzy w prawie dwa lata po katastrofie nie jest wiele większy niż ten, jakim my wszyscy – nie wyłączając premiera i prokuratury – dysponowali rankiem 10 kwietnia 2010 r. Nawet prorządowy „Wprost” przyznaje, iż o katastrofie nie wiemy prawie nic. Jednocześnie jednak rząd i większość mediów idzie w zaparte. Cóż z tego, że nie słychać głosy gen. Błasika? I tak – powiada Jerzy Miller i Edmund Klich – był w kokpicie, bo tam znaleziono jego ciało. Stwierdzenia prok. Seremeta, że po katastrofie nie istniało coś takiego jak „kokpit” nie ma żadnego znaczenia. I cóż, że eksperci zespołu Macierewicza (nie wiem czy lepsi, czy gorsi od tych, których miała komisja Millera albo prokuratura, bo tych nie znamy) podważyli wersję, że przyczyną katastrofy było zderzenie z brzozą, Niesiołowski i tak wie lepiej.
   Problem, który uderza to niechęć rządu i „zaprzyjaźnionych” z nim mediów do ustalenia przyczyn katastrofy. Nie mówię tu o prokuraturze, gdyż (abstrahując od postawy samego gen. Pakulskiego) po pierwsze jej działania ex definitione nie są jawne, po drugie zaś związana jest ona (zwłaszcza, jeśli chodzi o publiczne wypowiedzi) odpowiednimi regułami. Stąd też nie przeceniałbym „prorosyjskich” wypowiedzi prok. Seremeta, gdyż nie za bardzo może on mówić coś innego. Istotne jest, iż to dzięki działaniom prokuratury obalono mit gen. Błasika wydającego polecenia pilotom. Dziwi jednak brak woli wyjaśnienia katastrofy gdzie indziej. Rząd, Platforma, PSL i SLD zapominają, że na pokładzie Tupolewa zginęli także ich koledzy i ich pamięci są winni wyjawienie prawdziwych przyczyn tej katastrofy. Wygląda tymczasem, jakby wszyscy bali się prawdy o tym, co wydarzyło się w Smoleńsku i za wszelką cenę będą bronili pierwotnych ustaleń dotąd, aż mimo dalszych kłamstw, nie da się już ich bronić (przypomnijmy sobie dzieje rzekomych czterech podejść do lądowania, kłótni pomiędzy gen. Błasikiem a kpt. Protasiukiem, obecności gen. Błasika w kokpicie czy nacisków ze strony Prezydenta). Mam wrażenie, iż rząd, większość elity politycznej i mediów, wmawiają innym i sobie jakieś wymyślone przyczyny a nawet poszukują winy w sobie (złe wyszkolenie pilotów jest ewidentnym zarzutem rządu wobec samego siebie) byleby tylko nie poznać prawdy. Tak, jakby prawda ta była tak szokująca, że dla świętego spokoju lepiej rozpylać eter kłamstwa zapewniający spokój i dobre samopoczucie. Zamiast nieprzyjemnej prawdy, lepsza będzie niczym niezmącona drzemka w bezpiecznym, spokojnym wymyślonym świecie.
   Powstaje spirala nieprawd, półprawd i pomówień mających ukryć już nie przyczyny katastrofy a jedynie poprzednie kłamstwa w tej sprawie rozpowszechnione (takim przypadkiem była rzekoma kłótnia między gen. Błasikiem a kpt. Protasiukiem). Dlaczego życie w fikcji ma być lepsze od życia w prawdzie?
Są przecież i tacy, którzy w ogóle wzywają do zakończenia zajmowania się Smoleńskiem. A zatem do tego, by w ogóle przestać poszukiwać przyczyn katastrofy zadowalając się dotychczasowymi ustaleniami. Największa tragedia polska ostatnich dziesięcioleci miałaby być pozostawiona sama sobie, zaś my mielibyśmy ukontentować się wyjaśnieniami, w które już chyba nikt nie wierzy.
   A przecież mogło być inaczej. Zamiast natychmiastowych stwierdzeń o nowym otwarciu w stosunkach z Rosją, jakie miała spowodować ta katastrofa (logika dla mnie zupełnie nie zrozumiała, ale może właśnie dlatego nie Autorytetem Moralnym albo przynajmniej ministrem spraw zagranicznych czy publicystą Gazety Wyborczej), mogłaby być niezłomna wola rządu w wyjaśnieniu przyczyn tej katastrofy. Wyobrażam sobie przemówienie Donalda Tuska, w którym stwierdza on, że nie ma jakiegokolwiek zaufania ani wiary (nie tylko wobec Rosji, ale wobec wszystkich osób zaangażowanych) dopóki prawda o katastrofie nie zostanie ujawniona, zaś rząd Polski będzie za wszelką cenę wyjaśniał, dlaczego zginęła jej elita. Można było zwrócić się do międzynarodowych organizacji, do światowych ekspertów i żmudnie odnajdywać prawdę, jakakolwiek ona jest. Bez apriorycznych założeń o przyczynach katastrofy czy o jej politycznych skutkach. Wokół takiego rządu zgromadziłoby się społeczeństwo. Zamiast pęknięcia na tych, co chcą prawdy o Smoleńsku i tych, którzy chcą o tym zapomnieć, by nie mąciło to ich dobrego samopoczucia, byłaby narodowa jedność. Donald Tusk okazałby się mężem stanu, dla którego honor i godność Rzeczypospolitej upominającej się o swoich prezydentów, ministrów i generałów jest wartością najwyższą. Fikcja polityczna? Możliwe, ale tylko w Polsce, bo w innych państwach zapewne tak właśnie by się stało. Podobno katastrofę zawłaszczył PiS, ale tak by się nie stało, gdyby (jak to ktoś słusznie w komentarzu do jednej z poprzednich moich notek zauważył) wcześniej ja sprawa nie stała się bezpańska. PiS nie zajął się katastrofą przeciw rządowi, ale zajął się nią wobec bierności rządu. To nie ci, co chcą prawdy „dzielą i jątrzą”, ale ci, co mimo oczywistych dowodów, tkwią w kłamstwie i ignorancji.
   Nie wiem dlaczego tak nie jest. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego rząd i establishment łapie się każdej, najmniej sprawdzonej informacji, która pozwala katastrofę wytłumaczyć (bo nie wyjaśnić) w najmniej skomplikowany a często uderzający w nielubianych zmarłych sposób. Dlaczego Tusk, Sikorski, Niesiołowski, Gazeta Wyborcza et consortes za wszelką cenę chcą uniknąć pogłębienia zbadania tej sprawy? Czy wynika to z tego, iż katastrofa pozwoliła na pozbycie się niewygodnych przeciwników politycznych? Czy ze strachu (lub serwilizmu, co się nie wyklucza) przed Rosją? Czy z kalkulacji politycznych, z obawy przed wzmocnieniem politycznego rywala? Nie wiem. Widzę w każdym razie, że nakręca się spirala kłamstw i niedomówień. Że próbuje się nie dostrzegać oczywistych argumentów i brnąć w zaparte (jak J. Miller i E. Klich). Że potrzeba prawdy, która powinna łączyć, dzieli – bo są tacy, którzy nad prawdę przekładają święty spokój. Widzę i nie rozumiem. I może wcale nie chcę zrozumieć…

   Ale jak ktoś te przyczyny przedstawi, to nie będę udawał, że ich nie ma, niezależnie od tego, jakie by one były.

 

Imrahil
O mnie Imrahil

"Miejsce byłego, bogatego w doświadczenie intelektu twórcy zastępuje dzika wola burzyciela. Na pierwszy plan są wysuwane żądania niższych instynktów, co nadaje spekulacyjny charakter myśli we wszystkich jej przejawach, a więc w polityce, ekonomii, nauce i sztuce. Ludzkość daleko odbiega od duchowych zagadnień i dążeń. (...) Lecz wówczas (...) pojawił się Ten, o którym mówił apostoł Jan w Apokalipsie (...). Ten Przeklęty jest już pośród ludzkiej rzeszy i cofa fale kultury i duchowego postępu od Boga ku sobie (...). Państwo to powinno być silne moralnie i fizycznie. Musiałoby zagrodzić od wpływów rewolucji wysokim murem surowych i mądrych praw oraz bronić swoich duchowych podwalin: kultu, wiary, filozofii i polityki." baron Roman Ungern von Sternberg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka