Pamiętam to jakby to był wczoraj...
Egzamin zamówiłem sobie na godzinę 9.30, bo łudziłem się że będzie odśnieżone,(jak na złość 2 tygodnie temu był śnieg, a na święta to nie) a zarazem ruch nie będzie tak dokuczał (ludzie w pracy, bachory w szkole, etc).
Do WORDu dojechałem jakoś o 9. Co gorsza w czasie wyczekiwania, zacząłem popadać w paranoję, gdyż co chwila dopadały mnie wątpliwości co do łuku i maski. Niby najprostrza rzecz, ale ilu już takich było, co to się na tym wyłożyło?
Doczekałem więc do tej 9.30, po krótkiej odprawie udałem się do poczekalni. Mój stan się zbytnio nie zmienił, zacząłem czekać, tyle że teraz patrzyłem na jeszcze bardziej zdenerwowanych ludzi. Napięcie dziwnie opadło. Uspokoiłem się, wyregulowałem oddech i odczekałem tą moją godzinę.
10.30. Głos melancholijnej pani z megafonu wypowiedział moje nazwisko i zarazem stanowisko, gdzie miałem się udać. Ludzie popatrzyli na mnie, ktoś zapytał mnie z której godzinny jestem i poszedłem, czując na plecach wzrok innych i chłod poranka.
Stanowisko numer dwa, gdzie miałem przystąpić do egzaminu, okazało się ni mniej ni więcej przykrytym parkingiem z dwoma łukami.
Do samochodu marki Renault zaprosił mnie jakiś starszawy pan, którego godności nie zapamiętałem. Standardowa procedura okazania dowodu, przedstawienia się i mistyczne pytanie: "Czy zapoznałem się z procedurą egzaminu" TAK!
Po okazaniu światła przeciwmgielnego i wytłumaczeniu jak sprawdziłbym poziom oleju przeszliśmy do kabiny i tam to po raz pierwszy zalała mnie fala strachu. Mianowicie, pan sam postanowił wprowadzić auto do koperty i włączył silnik. Pech chciał że miałem nogę na gazie i auto niemiłosiernie wydało z siebie okrzyk! Pan egzaminator popatrzył na mnie zrodzę wzrokiem "no to kończymy egzamin", pytając mnie co uczyniłem. Po moich chaotycznych wyjaśnieniach że nie wiedziałem co robił, że nie zasygnalizował tego etc, pan zawlókł Clio na kopertę. "Proszę wykonać jazdę przodem i tyłem po łuku".
Tego się obawiałem, ale mężnie jechałem, według prawideł, zmieściłem się w kopercie. Zapomniałem wspomnieć, że przed tym zalała mnie kolejna fala strachu (to już 2 z kolei). Otóż, jak jeszcze siedziałem w aucie, przyglądałem się jak łuk wykonuję inny kursant. Otóż, gdy jechał przodem, nie dojechał całkiem do słupka, tak, że tył, pomimo iż koła linię przejechały formalnie nie wjechał. Oczywiście, usłyszałem ten przekretyński tekst "bramy by pan nie zamknął." i widziałem, jak to facet wychodzi z tegoż hangaru.
Po wykonaniu łuku, już cały zadowolony rozsiadłem się na dobre w elce. 3 fala strachu, nadeszła gdy pan instruktor otworzył dzwi i poprosił, aby przygotował się do jazdy po mieście, po czym ponownie wykonał łuk. JAK TO? Przecież się przygotowałem, lusterka ustawiłem, zamarkowałem ruchy zagłówkiem, etc. Okazało się że nie zapaliłem świateł mijania....
Noga lewa zaczęła pulsować niczym serce. Jednakże łuk wykonałem. Poprawnie wykonałem również jazdę z ręcznego. Wyjeźdźmy na miasto.
Pierwsza trudność: Wyjechanie z ośrodka. Człowiek stoi i stoi i stoi. Jakby nikt nie chciał przepuścić! Przecież, do jasnej cholery tutaj egzamin! Cały w stresie siedzi człowiek, a jednemu nie chcę się poczekać 30 s. Dałem radę.
4. fala strachu. Jedziemy, a tutaj ulicą idzie sobie zbieracz złomu, menelem popularnie nazwany. Idzie ulicą. Co tu robić? Przecież nie wyprzedzę, bo podwójna ciągła i koniec egzaminu. Postanołem lekko go wyminąć, bez zmiany pasa ruchu. Oczywiście, egzaminator, którego nazwiska nie pamiętałem, zarzucił mi że nie była spełniona zasada 1 metra. Ale cóż, egzamin nie został przerwany, jedziemy dalej.
5. Fala strachu. Okazało się że w dzień egzaminu, przyszła odwilż. Był śnieg, który zamienił się w wodę. Przyszło słońce i oślepiło mnie, mówiąc prostym językiem. Nie widziałem nic, ruchy zasłonką nie wiele dały. Trzeba sobie radzić.
6. Fala strachu. Dojechałem do skrzyżowania z 2 skretami w lewo. Jechałem pasem prawym, po bożemu. Co się okazało, na moim pasie, za skrzyżowaniem był wypadek. Nie byle jaki, stuknięto bowiem egzamin! Co za pech! Lecz co mi teraz czynić? Wjechać na prawy pas i tam stać do usranej śmierci czy może zjechać na pas lewy? Postanowiłem zrobić to drugie. Ładnie sobie podjechałem i czekam. Po chwili zapada wyrok: "Egzamin nie zdany, wymusił pan pierwszeństwo".
Niby tak. Ale.... Byłem przekonany że z racji, iż siedzę w "Egzaminie" zostanę przepuszczony, co też się stało. Moją winą było to, że nie popatrzyłem w stronę tego dobrego samarytanina i nie zakomunikowałem tego, iż właśnie nam ustępują.
Przesiadka i jazda do WORDu. Na odchodne, pan zaproponował, abym przemyślał sobie z rodzicami całą sytuację. Wybaczcie wulgaryzm, ale "O co mu chodziło to kurwa nie wiem".
Reasumując: Egzamin kosztował mnie niemalże 3 godzinny z życia, 5 fal strachu przeżyłem, równocześnie nocy nie przespałem, myśląc jak to się mogło stać. Egzamin numer dwa mam pod koniec stycznia, więc obiecuję że z niego też relację zdam.
Pozdrawiam.
Młody człowiek, gitarzysta, basista, prawie bard, 1/2 zespołu Delegat. Interesuję się publicystyką, muzyką. Liberał, zagorzały antysocjalista. Lubię filmy co często daję odczuć w recenzjach na moim blogu.
Przekazać w sposób elokwentny i dowcipny, co mi leży na wątrobie, a związane jest z codziennością naszą polską.
Możesz znaleźć mnie również na youtubie:
http://www.youtube.com/user/uranus7777
... również na wykopie: http://www.wykop.pl/ludzie/uranus
... jak i na Joemonsterze:
http://www.joemonster.org/bojownik/uranus
www.koczowisko.com świetne audycję wolnościowe,
www.martinlechowicz.com Główna strona ludzi którzy tworzą koczowisko i samego grajka Martina
www.joemonster.org Humor
www.historycy.org Dużo dobrych dyskusji
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości