Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski
485
BLOG

Ewangelickie objawienia

Instytut Obywatelski Instytut Obywatelski Polityka Obserwuj notkę 3

Tomasz Mincer*

To, co niegdyś stanowiło o duchowej sile polskich ewangelików, dziś jest ich największą słabością

31 października, jak co roku, polski ewangelik, nierzadko o korzeniach z importu, ale równie często tutejszy, i to z dziada pradziada, doznaje medialnego objawienia. Włącza telewizor lub internet i dowiaduje się z mediów, że jednak istnieje.

Święta, święta i po świętach

W przeddzień Wszystkich Świętych społeczność protestancka – a jest to pojęcie szersze, obejmujące nie tylko ewangelików: reformowanych i luteranów czy metodystów, ale także zielonoświątkowców czy adwentystów, wspomina z dumą rok 1517. Ogłoszenie wtedy przez Lutra 95 tez wzywających do reformy Kościoła powszechnego stało się symboliczną cezurą i zapowiedzią nowych czasów. Wydarzenie to określane bywa Świętem bądź Pamiątką Reformacji.

W tym właśnie dniu serwisy informacyjne epatują pięknym, staropolskim słowem „zbór”. Czasami nawet silą się na przedstawienie niektórych charakterystycznych cech wyznań ewangelickich, takich jak: usprawiedliwienie płynące z łaski przez wiarę czy waga lektury Pisma Świętego dla życia duchowego.

Podobna sytuacja ma również miejsce w Wielki Piątek. Odbiorcy medialnych przekazów słyszą z ust wypowiadających się z absolutną pewnością dziennikarzy, że jest to największe protestanckie święto, w odróżnieniu oczywiście od „katolickiego zmartwychwstania”.

Pewnego rodzaju świętem dla polskich ewangelików bywają także publicznie składane hołdy czy wyrazy uznania za działalność społeczną i ekumeniczną ich przedstawicieli. Ostatnio takiego zaszczytu dostąpił niezwykle oddany tej idei duchowny reformowany ks. Zdzisław Tranda. Wyróżniono go nagrodą „Pontifici: Budującemu mosty”. Po raz pierwszy nagrodę otrzymał niekatolik.

To właśnie podczas takich podniosłych momentów pogłębia się u protestantów piękne, religijne przekonanie, że warto wierzyć w jedność Kościoła powszechnego. Że nie ma gorszych i lepszych w chrześcijańskim świecie – wszak wszyscy jesteśmy tak samo grzeszni.

Ewangelickie rozumienie Kościoła jest oczywiście niejednorodne. Ale można by pokusić się o próbę wyciągnięcia wspólnego mianownika: to niezatrzaskiwanie drzwi pragnącemu duchowej odnowy, a także – często, choć nie zawsze – postrzeganie innego chrześcijanina jako członka prawdziwego Kościoła powszechnego, katolickiego. Czyli: niezależnie od tego, czy jesteś katolikiem, prawosławnym czy baptystą, zakładam, że podążamy w tym samym kierunku i nie ma lepszego albo gorszego Kościoła. Takie przekonanie bowiem oznaczałoby postawienie się w roli najwyższego sędziego, a więc – dla chrześcijanina – w miejscu samego Boga. Przed taką uzurpacją z kolei przestrzegał jeden z najwybitniejszych teologów XX wieku, Karol Barth, ceniony zresztą przez teologów katolickich.

Są też chwile mniej „świąteczne” w życiu polskich ewangelików. To chwile, gdy często nakłaniani do postawy otwartości i ekumenizmu, zderzają się z brutalną rzeczywistością. Dla jednych było to opublikowanie encykliki „Dominus Jesus”, dla innych kwestia przeciągania konserwatywnych anglikanów do Rzymu za pomocą konstytucji apostolskiej „Anglicanorum coetibus”. Dla mnie jest to z pewnością wypowiedź kardynała Kurta Kocha, nomen omen, przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan.

Kardynał Kurt Koch w swej wypowiedzi dał wyraz temu, jak rzeczywiście pojmuje ekumenizm. W skrócie: dialog teologiczny z luteranami – jak najbardziej. Ale w sumie możliwa jest też dla nich droga na skróty, a la anglikanie. Tylko sami luteranie musieliby podjąć decyzję, czy chcą dołączyć do Rzymu.

Poza tym stwierdził, że współczesna sekularyzacja wyrasta z podziału chrześcijaństwa zachodniego w XVI wieku. Szkoda, że nie dodał nic na temat moralnej degrengolady toczącej Kościół Piotrowy, która sprowokowała reformację…

Solidarność z silnym?

Ale skutki ekumenicznego „dogmatu” dla Kościołów ewangelickich w Polsce są dużo poważniejsze niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Ingerują w jakość ewangelickiego dyskursu. Mają także wpływ na faktyczne decyzje w sprawach wewnętrznych Kościołów protestanckich, w kwestiach społecznych, takich jak: ordynacja kobiet, stanowiska Kościołów na temat ludzkiej seksualności, w tym orientacji seksualnych.

Z uwagi na ekumeniczną poprawność, poważnym problemem dla Kościołów ewangelickich: reformowanego i luterańskiego, jest działalność misyjna wszędzie tam, gdzie już występuje placówka jednego z tych Kościołów. Swego czasu, o czym informowały kościelne media, przyczyną spięcia w relacjach luteranie-kalwiniści stała się ordynacja pierwszej kobiety na pastora w Kościele ewangelicko-reformowanym w RP.

Tymczasem, gdy przegląda się stare, przedwojenne czasopisma ewangelickie, pierwsze, co uderza, to absolutny brak dyplomacji w traktowaniu chrześcijańskich braci i sióstr. Także: duże wymagania od własnej społeczności. Ale przede wszystkim odwaga i niezależność myślenia płynąca z odpowiedzialności za własne dziedzictwo. Dziedzictwo Reja, Lindego, Frycza-Modrzewskiego, Ostroroga czy Łaskiego Młodszego.

Dziś nie przeczytamy na łamach prasy protestanckiej takiego zdania piewcy tradycji polskiego ewangelicyzmu:

„Konwencjonalizm uroczystości, któremi współzawodniczymy z katolicyzmem rzymskim, wyjaławia nas coraz bardziej. Gubimy nieoszacowaną treść dla form zewnętrznych”. („Powinność dziedziców”, Paweł Hulka-Laskowski, „Jednota”, nr 12/1929, zach. pisownia oryginalna).

Dlaczego tak jest? Otóż to, co niegdyś stanowiło o duchowej sile polskich ewangelików, dziś jest ich największą słabością. Oczywiście, słabość może być poczytywana jako przejaw duchowej siły, zwłaszcza w chrześcijaństwie. Tę religijną prawdę wyraża ostatecznie dla chrześcijan dobrowolne pójście na śmierć ich Mistrza i, w końcu, pokonanie śmierci przez Jezusa w formie zmartwychwstania.

Pytanie tylko, czy w przypadku ekumenizmu nie mamy do czynienia z czymś, co wielki teolog i męczennik Kościoła powszechnego, luteranin Dietrich Bonhoeffer, określił mianem „taniej łaski”? „Łaska tania jest jak towar oddany za bezcen, przebaczenie z przeceny, pocieszenie z przeceny, sakrament z przeceny; to tak, jakby niewyczerpany skarbiec Kościoła opróżniano lekką ręką, bez cienia wątpliwości i bez ograniczeń; to łaska za darmo, bez kosztów”. I nieco dalej Bonhoeffer pisze tak: „(…) to łaska będąca nauką, zasadą, systemem”. (Naśladowanie, W drodze, Poznań 1997).

Dla Bonhoeffera, antyhitlerowskiego spiskowca, czasem próby okazał się totalitarny reżim nazistowski. Dla Kościołów mniejszościowych w Polsce okres powojenny nie był wcale łatwiejszy. PRL był czasem, gdy, jak pisze Jan Turnau, wielki przyjaciel mojego Kościoła, „(…) ekumenizm oznaczał międzykościelną solidarność: również z Kościołem rzymskokatolickim, atakowanym przez komunistów”. („Biskup nad biskupami”, „GW”, 27-28 października 2012).

Była to solidarność prawdziwie maluczkich, pokrzywdzonych i prześladowanych. Niestety, dziś jest to raczej solidarność możnego ze słabym. Być może Kościoły ewangelickie, czy szerzej: protestanckie, są skazane na efemeryczność i chroniczną słabość. Ale nie muszą być solidarne z możnymi, za bezcen oddając własne przesłanie w czasach powszechnej wolności słowa i działania!

Być może w swej naiwności i systematycznie podejmowanych wysiłkach ekumenicznych chcieliśmy – my, polscy ewangelicy – osiągnąć niemożliwe. Dlatego chciałbym, by w końcu pojawił się u nas jakiś generał Browning, który o jedności z Rzymem powiedziałby w końcu: „Jak wiesz, zawsze uważałem, że próbujemy iść o jeden most za daleko”.

Artykuł jest zapowiedzią nowego protestanckiego magazynu„Pismo eR”, który ukaże się na początku 2013 roku.

*Tomasz Mincer – analityk w Instytucie Obywatelskim, publicysta, pracuje społecznie w Kościele ewangelicko-reformowanym

Tekst opublikowany na: instytutobywatelski.pl

Zajmuje nas: społeczeństwo obywatelskie, demokracja, gospodarka, miasta, energetyka. Nasze motto to "Myślimy by działać, działamy by zmieniać".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka