Czemu uczyniono z podsłuchiwania ludzi normalną metodę walki politycznej? Czemu nadużywanie mocnych słów powoduje degradację rangi pojęć? Czemu prawdziwa prawica woli wolność od bezpieczeństwa? Czemu sfera rządzenia państwem uległa tabloidyzacji, w dodatku wspieranej przez tajne służby?
Mieliśmy, w trakcie ostatniego tygodnia, zupełnie niesamowitą sytuację, w której najpopularniejsza telewizja informacyjna w Polsce, czyli Republika kilka dni z rzędu obwieszczała ujawnienie w poniedziałek przełomowych nagrań z rozmowami kilku osób związanych ze środowiskiem rządzącym. Gdy naszedł poniedziałek, wpatrzonym skoncentrowanym wzrokiem, przesyconym bojaźnią i drżeniem, oczekującym nakarmienia sensacją w ramach kolacji widzom puszczono nagrania, na których – niesamowite! – jeden człowiek informował drugiego, że Polska należy do Unii Europejskiej, a później że Ziemia kręci się wokół Słońca. W zasadzie to nie dokładnie to tam było powiedziane, ale uczucie wzbogacenia o nowe zasoby informacji mogło być u widza na poziomie zbliżonym.
ŚCIŚLE JAWNE INFORMACJE
Co wynika ze wszystkich ujawnionych TV Republika nagrań? Że Leszek Czarnecki zapraszał Romana Giertycha do Wenecji. Że Roman Giertych wszedł w spór z Grzegorzem Schetyną w kwestii tego, z jakiego okręgu wyborczego będzie mógł kandydować do parlamentu. Że Donald Tusk uważał Małgorzatę Kidawę-Błońską za dobrą kandydatkę na prezydenta. Że Leszek Czarnecki wolałby być sądzony w Polsce rządzonej przez KO niż w Polsce rządzonej przez PiS.
Nie, Giertych nie miał zamiaru wywieźć Czarneckiemu 15 milionów dolarów. Nie, Giertych nie chciał przekupić Schetyny. Nie, Tusk nie obawiał się, że Kidawa ma na niego „haki”. Nie, Czarnecki nie wolałby być sądzony w Polsce PiS – a przecież to by dopiero było ciekawe.
Co więcej, część nagrania tworzyła wypowiedź Romana Giertycha skopiowana z jego własnego konta na portalu Youtube. Jest coś przewrotnego w fakcie, że w sytuacji, gdy nic nie jest tajne, wszystko staje się tajne.
BENADZIEJNE – ALE NASZE
Tego typu „demaskowanie” wynika albo z głupoty demaskującego albo z liczenia na głupotę słuchającego – co zresztą niekiedy idzie w parze, niczym postępowanie oszusta, który liczy na nieuczciwość kontrahenta, powodującą chęć wejścia w wątpliwy etycznie interes. W efekcie następuje sprzężenie zwrotne i wzajemne ciągnięcie się w dół.
Jeśli wyborca i widz stali się kibicami, przestając już dawno temu zajmować w jakikolwiek sposób aspirującą do obiektywizmu obserwacją, to nie ma znaczenia jak kiepska będzie intonowana przez wodzireja przyśpiewka – i tak będą ją śpiewać. Doszliśmy do poziomu tragifarsy, w której to nie jedna strona ma zdolność kompromitowania drugiej, lecz raczej obie powinny pozostawiać sobie jak najwięcej przestrzeni do swobodnego działania, by wzajemnie zyskiwać na tym, że przeciwnik znów strzelił sobie przypadkiem w kolano. Jak to się kiedyś mówiło: byłbyś znakomitym kabareciarzem – wystarczy, że wyszedłbyś na scenę.
Giertych nawiązał do tradycji rodzinnych i dał wyraz zamiłowaniu do teorii spiskowych, tyle że tym razem Żydów i masonów zastąpił PiS fałszujący wybory? TV Republika natychmiast przyszła na pomoc, stawiając Giertycha w roli poszkodowanego przez czekistów z łopatkami w dłoniach, ale też w roli kogoś na tyle znaczącego i poważnego, że każdy jego ruch należało śledzić.
DZIECI ROZUMIEJĄ WIĘCEJ
Cofnijmy się do beztroskich czasów szkoły podstawowej. W trakcie przerwy w zajęciach Jasio wykradł Małgosi z plecaka jej list, w którym ta zapraszała na przyjęcie urodzinowe Grzesia. Jasio, otoczony grupką kolegów, przeczytał publicznie ten list. Jaka była reakcja słuchaczy? Część wpatrywała się w Jasia z zaciekawieniem, inni rechotali z przyzwyczajenia do rechotania, nie bardzo rozumiejąc dlaczego, ale zapewniając sobie kilkuminutowe poczucie bezpieczeństwa we wspólnocie. Pozostali – wiedząc, w jaki sposób Jasio wszedł w posiadanie prywatnej korespondencji lub podejrzewając to – znacznie bardziej niż uczuciami wyrażonymi w liście przez Małgosię zainteresowali się moralnością Jasia, który każdemu z nich, równie dobrze, może zacząć grzebać w plecaku.
Dzieci to rozumieją, bo mają głowy nie zepsute przez tzw. życie publiczne. Dziennikarze Republiki nie podejrzewają, że ich znajomi będą mieć się na baczności w trakcie każdej prywatnej, poufnej rozmowy z nimi? Makdonaldyzacja podsłuchu? Podsłuch jak kromka chleba? Jak to inaczej nazwać?
Jak ktoś nie ma nic na sumieniu, niech nie boi się podsłuchów? Seks małżeński nie obciąża sumienia. To może dziennikarze TV Republiki będą instalować kamery w sypialniach znajomych (albo i swoich własnych)? Pojęcie domu publicznego zostałoby twórczo wzbogacone.
PODSŁUCHY TO PRZEMOC
Słuchałem kiedyś wymiany zdań na temat tego, jaka sytuacja upoważnia przesłuchujących policjantów do użycia przemocy wobec przesłuchiwanego – i czy w ogóle jest taka sytuacja. Jeden z wypowiadających się podał przykład hipotetycznego scenariusza pisanego przez życie: koledzy przesłuchiwanego planują zamach i w ciągu kilkunastu minut zostanie wysadzony w powietrze budynek, wskutek czego zginie kilkadziesiąt osób – jedynie przemocą funkcjonariusze zdołają wymusić od przesłuchiwanego informacje wskazujące gdzie znajdują się zamachowcy. Człowiek przedstawiający taką wyobrażoną wersję zdarzeń uważał, że w takiej sytuacji tylko przemoc jest w stanie ochronić życie wielu ludzi.
Po co przywołałem ten przykład? Dlatego, że podsłuchy to też rodzaj przemocy. I jedyne uzasadnienie ich montowania brzmi następująco: społeczna korzyść ze skorzystania z podsłuchu wielokrotnie przewyższa stopień nieetyczności używania go.
Stosowanie podsłuchów przywodzi mi na myśl znany cytat – o tym, że jest jedna osoba bardziej niemoralna od tego, który przyjmuje łapówkę: ten, który ją daje. I zazwyczaj znacznie gorszy od tego, który jest podsłuchiwany jest ten, który go podsłuchuje. To nawet nie jest tak, że podsłuchy służą zdobywaniu informacji na temat zorganizowanych grup przestępczych – bo w momencie, gdy się je zakłada nikt nie ma choćby postawionych zarzutów. Podsłuchy zakłada się w oparciu o domniemanie – a szkoda wyrządzona ich zakładaniem nie jest domniemana, lecz faktyczna.
AUTO-DEKONSPIRACJA AMATORÓW PEGASUSA
Dziennikarze TV Republika, publikując prywatne rozmowy ludzi związanych z koalicją rządzącą, ale też dając wyraz temu, że obsesja podsłuchiwania znaczy dla nich więcej niż choćby tajemnica adwokacka dokonują jakby auto-dekonspiracji środowiska związanego z Prawem i Sprawiedliwością. Bo niby ten Pegasus to taki koń albo gra na konsolę, ale jednak niechcący po raz kolejny wyciekło, że lubią podsłuchiwać (i to był najbardziej znaczący wyciek w tym przypadku).
Robili to jeszcze pracując w TVP Info za czasów PiS – walka z Konfederacją była dla nich tak istotna, że nie tylko jej politycy mieli udostępnione najmniej czasu antenowego ze wszystkich, ale też chwilę przed wyborami ogłoszono – jak prawie codziennie – niecodzienny skandal: Marian Banaś dogaduje się z Markiem Chmajem w kwestii sojuszu Koalicji Obywatelskiej z Konfederacją. Wprawdzie Banaś nie należał do Konfederacji, a Chmaj nie należał do Koalicji, ale przecież prawda jest taka, jak się ją przedstawi. Ciekawe jaka część potencjalnego elektoratu Konfederacji zagłosowała na Trzecią Drogę po ogłoszeniu tego „niebywałego skandalu” (który podzielił los, jaki spotkał COVID po inwazji na Ukrainę). Nie chce mi się tu pisać o małpie i o brzytwie. Albo o PiS-owcach i podsłuchach.
Środowisko związane z PiS przypomina w tym przypadku gangstera jeżdżącego na rozprawy sądowe i przez kilka lat dowodzącego swojej niewinności, a po powrocie do więzienia zastraszającego osadzonych, by zyskać wpływy. Czyli: nie mamy nic wspólnego z podsłuchami, ale jak trzeba będzie to z nich skorzystamy. I jak nie będzie trzeba też – dodajmy.
Po prostu się zapomnieli – być może brak dostatecznej czujności operacyjnej sprawił, że nie pamiętali, iż podsłuchiwanie ludzi jest jednak czym innym niż jedzenie śniadania.
STAN WOJENNY – JAK CODZIENNIE
Dryfowanie TV Republiki w stronę bycia telewizją stanu nadzwyczajnego, codziennie obwieszczającą wprowadzenie kolejnego stanu wojennego jest przykre – poziom stacji choćby dwa lata temu czy też poziom dokumentów typu „Reset” był o wiele wyższy niż poziom pasków informacyjnych, na które patrzenie powoduje wrażenie, jakby ktoś na nas krzyczał i które są zmieniane w tempie sugerującym, że „paskowy” ma zaburzenia obsesyjno-kompulsywne.
TV Republika w pewnym momencie uznała, że uderzanie w głowę powoduje wbicie do niej poglądu, nie zaś ból głowy. Pogląd, że do pewnych przekonań dochodzi się w wyniku obejrzenia dyskusji, w trakcie której prowadzący stara się choćby udawać obiektywizm – i wtedy te przekonania są dużo silniej ugruntowane – zostało uznane za anachroniczne. Charakterystyczne jest nie uznawanie zwyczajów polegających na tytułowaniu środowisk politycznych czy instytucji tak, jak tytułują się one same bądź jak określa je prawo. Tak jak Trybunał Konstytucyjny stał się dla centrolewu „Trybunałem Przyłębskiej”, tak Koalicja 15 października to w Republice „Koalicja 13 grudnia”. Jak kogoś niezdecydowanego ma przekonać człowiek, który na samym wstępie daje wyraz swojej niechęci, nawet nie próbując być uczciwym obserwatorem?
Pamiętam, jak zatrzymano obywatela Ukrainy, który w pustostanie dokonał czterech morderstw. Było to na warszawskiej Woli. TV Republika uczyniła z tej informacji skandal, ponieważ jej reportera nie wpuszczono na teren, gdzie policja zabezpieczała dowody. Oczywiście, był to przejaw „cenzury Koalicji 13 grudnia” czy czegoś podobnego. Nie wpadło reporterom do głowy, że nie wpuszczano tam żadnej innej telewizji, że podobnie policja zachowuje się we wszystkich podobnych przypadkach, że mogą utrudniać prowadzone śledztwo.
Nadużywanie mocnych słów i skrajnych pojęć nie powoduje, że u widzów utrzymuje się nieustannie wysoki poziom adrenaliny. Skutek jest raczej taki, jak po pięćdziesiątym z rzędu telefonie informującym mieszkańca domu o podłożonej bombie. Zamiast strachu jest ironiczny uśmiech i znudzenie. I – co najgorsze – gdy naprawdę podłożą mu bombę, machnie ręką, zamiast ewakuować się.
Jeśli nie z troski o własną wiarygodność czy poziom kreatywności, to choćby z szacunku dla ofiar systemów totalitarnych mogliby dziennikarze stacji nie epatować odwoływaniem się do czasów, gdy ludzi zabijano, torturowano, wyrywano paznokcie i wsadzano palce między zatrzaskiwane szuflady. By nie napisać – podsłuchiwano.
Wiele lat, co całkowicie zrozumiałe, dworowali sobie dziennikarze związani z TV Republika z adwersarzy ogłaszających, że w Polsce jest „faszyzm” czy „dyktatura”. Czemu robią to samo? Czemu robią to samo, choć ani dziś ani wtedy żadnego faszyzmu, komunizmu, stanu wojennego czy dyktatury nie było i nie ma? Po to, by ludzie pomyśleli, że ten faszyzm, komunizm, stan wojenny, dyktatura to w sumie nic takiego?
Podejrzewam, że jest w tym trochę egoizmu: kreując nadzwyczajne czasy, kreujemy swoją nadzwyczajną rolę. Człowiek działający w pustce sam wydaje się nudny.
TV Republika zachowuje się trochę jak myśliwy walczący o tytuł przodownika polowań i – w tej swojej pasji strzelania – nie oszczędzający nie tylko dzików, ale też ludzi i psów, myśliwy strzelający na oślep do wszystkich dookoła, liczący, że nawet jeśli zastrzeli kilkudziesięciu ludzi to i tak zdobędzie nagrodę, bo padło kilkaset dzików. Przy takim myśleniu wystrzelenie pięćdziesięciu kapiszonów nie obniża rangi jednego wystrzału z broni myśliwskiej. Rzecz w tym, że logika ta nie bierze pod uwagę oczywistej prawidłowości psychologicznej: w momencie, gdy wszystko jest sensacją i skandalem, nic nie jest sensacją i skandalem – również to, co w świecie bez opętanych myśliwych robiłoby wrażenie.
PRAWICA, WOLNOŚĆ, PODSŁUCHY
W tezie, że młodzi ludzie, jak też całe społeczeństwo zwróciło się w stronę prawicy jest sporo prawdy – tyle, że należy to bardzo wyraźnie doprecyzować. Bo być może jeszcze bardziej niż w stronę prawicy młodzi ludzie zwrócili się w stronę polityków ideowych i zarazem przynoszących pewne nowe otwarcie. Stąd w wielu przypadkach dylemat nie brzmiał: „Prawica czy lewica?”, lecz: „Mentzen czy Zandberg?”. Jest wyrazem kompletnej niewrażliwości na potencjalny nowy elektorat oferowanie mu tego, czego ma tak bardzo dość: nieczystej gry, podstępu, podsłuchu.
I trudno mi zrozumieć, jak dziennikarze TV Republika łączą antykomunizm z zamiłowaniem do podsłuchiwania ludzi. Naprawdę wydaje im się, że różnica między człowiekiem prawicy a człowiekiem lewicy polega na tym, że obaj montują podsłuchy – tylko pierwszy z hasłem „Bóg, honor, ojczyzna” na ustach, a drugi z „Wolność, równość, braterstwo”?
Rozmawiałem niedawno z pewnym publicystą „Gazety Polskiej” – obydwaj wyrażaliśmy optymizm z powodu faktu, że do prawicy dokooptowuje się to co określić można jako „prawicowość uliczną”, to znaczy poglądy patriotyczne akcentowane są w piosenkach raperów czy na stadionach piłkarskich. Pytanie jakie przyszło mi na myśl w związku z tą rozmową brzmi: czy młodego chłopaka, którego drażni monitoring w każdym wolnym miejscu na polskich ulicach, który wychował się w niechęci do obgadywania, we wrogości do konfidentów, który skarżenie uważa za dyshonor, który nie znosi zaciemniania, obłudy, „plastyczności charakteru” naprawdę zjedna się przekazywaniem „prawdy z podsłuchów”? Czy może podsłuchy kojarzą mu się z nadgorliwą sąsiadką, która chodzi spać o 21, o 23 widzi go, jak napity wraca do domu, a jak nie ma czym się zająć to dzwoni po policję?
"Prawica" taka jak PiS, jakobińska w przekazie i llma jedną zasadniczą cechę: gdy naprzeciw siebie stawia się wolność i bezpieczeństwo, zawsze wybiera bezpieczeństwo. Za klasykiem – kto zamiast wolności wybiera bezpieczeństwo, ten nie zasłużył ani na jedno, ani na drugie. Nie sztuką jest powiedzieć, że „jedno i drugie jest ważne” – sztuką jest uznać, że wolność obywatelska ma tak dużą wartość, że my mamy zaryzykować, ale musimy jej bronić. Pomijam tu zakładanie podsłuchów „dla sportu”, jak to miało miejsce w tym przypadku – bo to nie mieści się w jakichkolwiek normalnych kategoriach myślenia o funkcjonowaniu państwa.
Prawo i Sprawiedliwość, niestety, wielokrotnie dawało wyraz zupełnie innemu myśleniu o państwie – zwiększając dwukrotnie liczbę stosowanych tymczasowych aresztów, tolerując przemoc policyjną czy podnosząc do rangi autorytetów „małych świadków koronnych”, którzy też „gdzieś byli, coś słyszeli”, czyli są, rzec można, spersonifikowanymi podsłuchami.
GDY SŁUŻBY ROBIĄ TABLOIDY
Pewien poziom tabloidyzacji życia publicznego jest trudny do uniknięcia, gdy każdego z nas zalewa milion informacji dziennie i aby się przebić trzeba wysyłać komunikaty wyraziste i łatwo przyswajalne.
Jednocześnie, budzi pewne przerażenie wzrost znaczenia i zmiana sposobu funkcjonowania tabloidów w porównaniu do tego, jak miało to miejsce jeszcze kilkanaście lat temu. Myśląc o „Super Expressie” czy „Fakcie”, wiedzieliśmy, że są to gazety popularne, lecz na pewno nie przyszłoby nam do głowy, że będą wyznaczać standardy komunikacji czy informowania o życiu publicznym. Zdjęcia z ukrycia, robione znanym z tego, że są znani celebrytom miały w sobie coś nieetycznego, jednak – po pierwsze – stosowanie tych metod wobec osób rządzących państwem było znacznie rzadsze, a poza tym – po drugie – dziennikarze i fotoreporterzy działali na własne ryzyko i na swój sukces.
Kolejna „afera podsłuchowa” to przejaw tabloidyzacji, tyle że tabloid jest tworzony inaczej niż kiedyś – w całości poświęcony jest polityce, a pomagają go tworzyć tajne służby.
W sumie więc dobrze, że się ośmieszył.
Inne tematy w dziale Polityka