Jacek Tomczak Jacek Tomczak
761
BLOG

Podstawy demokratycznej argumentacji

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Polityka Obserwuj notkę 0

 

Jedną z cech demokratycznej debaty publicznej jest tendencja do nagminnego przyznawania samemu sobie wszelkich pozytywów przy jednoczesnym uwidacznianiu wad adwersarza. Co znamienne, ten który mówi o owych rzekomych własnych mocnych stronach uwypuklając przy tym domniemane mankamenty przeciwnika w umiarkowanym jedynie stopniu wywodzi tak jedno jak i drugie z rzeczywistości empirycznej. Zwykle podlega ona jego najróżniejszym zabiegom manipulacyjnym. Często wspina się przy tym na szczyt hipokryzji chwaląc samego siebie za to, za co niegdyś ganił oponenta. Takie podejście wynika zapewne z prawdopodobnie nieuświadomionego, lecz z pewnością zinternalizowanego postmodernistycznego przekonania, że rację ma ten, który lepiej argumentuje, sprawia korzystniejsze wrażenie w retorycznej batalii.
Szacunek dla faktów, spójności wypowiedzi czy optyki nakierowanej na całokształt rzeczywistości traci sens, gdyż w natłoku wydarzeń na scenie publicznej w opinii tak jej aktorów jak i obserwatorów istnieje tylko to, co jest „tu i teraz”, postrzegane w dodatku dość płytko, przeznaczone raczej do opisu niż analizy. Innymi słowy, autor danej opinii nie podejmuje wielkiego ryzyka, że ktoś gruntownie podważy jej sens i logikę. A jeśli nawet, to po sięgnięciu po kilka sztuczek retorycznych to on może sprawić korzystniejsze wrażenie.
Opisując przykładowe chwyty stosowane w polskim dyskursie publicznym jednocześnie myślę, iż ich rola i znaczenie są nie do przecenienia również w debatach toczonych gdzie indziej. To że wulgaryzują dyskurs stanowi pokłosie faktu, iż spełniają funkcję propagandową. Dotarcie do esencji zdarzeń czy też ich pogłębiona analiza mogłaby działać na niekorzyść osoby, która się na nią decyduje.
Trudno sztuką jest ich precyzyjne opisanie, jednak większość z nich jest wyczuwalna instynktownie.
Niezwykle często w demokratycznej debacie publicznej mamy do czynienia z próbą uzasadnienia konieczności realizacji własnego, partykularnego interesu przez odwołanie do argumentów odwołujących się do ogólnych zasad. Jednocześnie te ogólne zasady są negowane, gdy służą argumentacji adwersarza. Innymi słowy, nie chodzi o aplikację tych ogólnych norm do dyskursu, są one natomiast nie do przecenienia, gdy chce się uniknąć wrażenia, że dany pomysł wynika jedynie z chęci załatwienia własnego interesu.
Przykładowo, przywódca jednej z polskich formacji politycznych powiedział w 2005 roku, że sytuacja, w której prezydent i premier będą wywodzić się z jednego obozu politycznego będzie niekorzystna dla Polski. Innymi słowy, gdy widmo porażki zaświeciło mu w oczy postanowił nie mówić wprost, że niekorzystna dla Polski jest sytuacja, w której całą władzę dostanie jego przeciwnik polityczny. Zamiast tego użył formuły ogólniejszej, zahaczającej wręcz o samą ideę sprawowania rządów, negującą monopolizację najważniejszych stanowisk przez jedną formację. Rościła sobie ona prawo do bycia postrzeganą jako uniwersalna =, lecz oczywiście służyła jedynie walce z konkurentem. Doskonałego dowodu na potwierdzenie tej tezy dostarczyły ostatnie wybory, po których wspomniany przywódca jakby zapomniał o owej idei, której kilka lat wcześniej nadawał walor uniwersalności.
Inną cechą debaty publicznej w demokracji, także zresztą wynikającą z prymatu retoryki nad kwestiami merytorycznymi, jest skłonność do dostrzegania hipokryzji w działaniach przeciwnika przy jednoczesnym powstrzymaniu się od refleksji nad ich sensem. Egzemplifikując, wypomina się adwersarzowi, że jeden jego czyn niejako „zaprzecza” innemu lub też stanowi negację tego, co robił on kiedyś, jednocześnie unikając odpowiedzi na pytanie: „właściwie to jest racja w tym dzisiejszym pomyśle przeciwnika czy nie?”. Oczywiście, wynika to z chłodnej kalkulacji – jeśli adwersarz diametralnie zmienił pogląd, to zadając takie pytanie trzeba byłoby skonstatować, iż albo kiedyś albo obecnie racja jest po jego stronie. A to przecież byłoby nie do pomyślenia, bowiem depozytariuszem całej prawdy musi być jedna formacja. Jaka? Członek każdej partii powie, że jego. 
Kolejnym, trzecim w mojej dość arbitralnej enumeracji chwytem często dostrzegalnym w trakcie publicznych połajanek jest wskazywanie sprzeczności dwóch poglądów artykułowanych przez przeciwnika, przy jednoczesnym pominięciu faktu, iż po ich „odwróceniu” często uzyska się własny pogląd, analogicznie kontradyktoryjny. Przykładowo, gdy jeden z uczestników debaty stawia tezę o sprzeczności między postawą anty-aborcyjną, a poparciem dla kary śmierci, nie chce dostrzec, że po owym „odwróceniu” sam strzeli sobie w piętę – stanie przed koniecznością odpowiedzi na pytanie: „jak można zabijać dzieci i jednocześnie być łaskawym dla morderców?”.
Wszystkie trzy rodzaje chwytów powodują obniżenie poziomu debaty do niebezpiecznie niskiego poziomu, czyniąc ją jałową. Oczywiście, te utyskiwania nic nie dadzą, bo miernikiem działania polityka w demokracji jest przede wszystkim zdobywanie punktów w słupkach sondażowych. Dlaczego więc odstępować od przesyconych hipokryzją czy płytkością myślenia zabiegów, skoro są one tak skuteczne?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka