Jacek Tomczak Jacek Tomczak
210
BLOG

Impotencja intelektualna Adama Michnika

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Polityka Obserwuj notkę 9

Adam Michnik doszedł w swej działalności publicystycznej do takiego stadium, że na długo przed wygłoszeniem przez niego tezy można przewidzieć, jak teza ta będzie brzmieć.

Nie ma znaczenia, czy bierze on udział w debacie intelektualnej (już coraz rzadziej jest na takie debaty zapraszany), pisze istotny (już coraz bardziej we własnym mniemaniu) tekst publicystyczny, czy też przemawia na pogrzebie ważnej dla III RP persony.

Nie wydaje się zanadto oryginalne pisanie o braku poczucia dobrego smaku, przejawiającym się w przeistaczaniu pogrzebu w wiec polityczny w przypadku człowieka, którego najistotniejszym argumentem przeciwko przeciwnikom politycznym jest nazywanie ich "pętakami".

Nie jest zajęciem zbytnio ambitnym krytykowanie naczelnej idei guru środowiska, którego pozycja jest już na tyle słaba, że nawet pokrewna ideowo telewizja (TVN) nie miała oporów przed wyemitowaniem filmu w to środowisko godzących. Jednak idea ta krąży niczym widmo nad III RP, więc warto byłoby się do niej pokrótce odnieść.

Otóż, według Adama Michnika nad rzeczywistością III RP góruje pewna dychotomia: z jednej strony mamy do czynienia ze światem oświeconym, europejskim, światłym i inteligenckim, zaś z drugiej – ksenofobią, ślepym nacjonalizmem, ciemnogrodem i zaściankiem. W obronie przed tym drugim światem warto było zawrzeć sojusz z komunistami, którzy nie mieli problemów z przystosowaniem się do wartości reprezentowanych przez świat pierwszy.

Cała naczelna teza, na której opierała się idea budowy III RP przegrała w starciu z tzw. obiektywnymi faktami, rzeczywistością, z którą trudno polemizować.

Tak więc, wszystkie najważniejsze w III RP afery, przejawy jej najgłębszej patologii wzięły się właśnie z nadmiernego zakorzenienia zaliczonych do obozu "Europejczyków" przedstawicieli postkomunistycznej nomenklatury na szczytach władzy, nie zaś z "polowania na czarownice", czy jakiejś "dzikiej lustracji".

Gdy natomiast ów ciemnogród i ludzie chorzy z nienawiści" (lub "frustraci"; wszystkie te epitety niezwykle często gościły na łamach najważniejszej gazety III RP), znajdujący się w PiS, Samoobronie i LPR doszli do władze nie upolowano ani jednej czarownicy, nie byliśmy też świadkami żadnej krwawej rewolucji, przed którą straszył Adam Michnik.

Oczywiście, "Gazeta Wyborcza" (wraz z licznymi mediami, reprezentującymi szeroko pojętą lewicowo-liberalną inteligencję, w swoim stylu, próbowała stworzyć wrażenie zagrożenia demokracji. Jak zwykle posłużyła się medialną zasadą "być bardziej". Tzn. nie wystarczyło wykazać niekonsekwencji braci Kaczyńskich.

Trzeba ich było przy okazji nazwać "ludźmi o komunistycznej mentalności" (nawiasem, zawsze zastanawiało mnie, że to właśnie gorliwi wrogowie lustracji, których guru potrafił nazwać generała Kiszczaka "człowiekiem honoru" tak bardzo się starają, by wmówić wrogim działaczom antykomunistycznego podziemia, że mają "komunistyczną mentalność"), szkodnikami etc. Jednak wrażenie takie próbowała stworzyć ona po raz któryś, gdy – też po raz któryś – demokracja nie była zagrożona w najmniejszym stopniu. Wskutek tego siła oddziaływania jej retoryki nie okazała się tym razem zbyt znacząca.

Podsumowując, przewidywania Michnika tak do jednej, jak i do drugiej strony podziału, który stworzył okazały się kompletnie nietrafione.

Zresztą, czytając jego teksty z ostatnich kilkunastu lat trudno było właściwie domniemywać, iż te diagnozy okażą się trafne. Michnik zawsze wolał rolę duchowego guru, łączącego w sobie świeckiego księdza (tj. moralizatora) z przewodnikiem (tj. człowiekiem, wyznaczającym intelektualne trendy), aniżeli zdroworozsądkowego komentatora, potrafiącego w zimnym, logicznym, złożonym z ciągu przyczynowo-skutkowego wywodzie uzasadnić swoje tezy. Zamiast analizować, oceniać, podsumowywać wolał straszyć, przerażać, czarować. Może dlatego jego publicystyczne tyrady, w których histerycznie ostrzegał przed "rewolucją, która pożre własne dzieci" brzmią dziś tak absurdalnie i zarazem śmiesznie.

Powstaje pytanie, czy Michnik naprawdę wierzył w to, co pisał i czy teraz jest na tyle oderwany od rzeczywistości, że to powtarza. A może tak naprawdę Michnik sam nie uważał stworzonej przez siebie dychotomii za dobrze oddającą polityczne podziały w III RP, a podkreślał ją przy każdej okazji, bo chciał wywołać strach przed owym ciemnogrodem i – w efekcie – pociągnąć ludzi za swoimi ideami?

Intelektualna blokada Adama Michnika znajduje wyraz w tym, iż tezy o walce sił jasnych z ciemnymi nie próbuje nawet zmodyfikować, w pewien sposób nagiąć do realiów świata, który prawdziwość tej tezy obnażył. Nie piszę, że Michnik winien otwarcie przyznać: tak, myliłem się. Otwarte uznanie własnej porażki jest niezwykle ciężkie, w tym przypadku poddawałoby w wątpliwość sens tego, co człowiek robił przez kilkanaście ostatnich lat.

Mogłoby też wywołać szok wśród wyznawców religii, jaką stworzył Michnik. Tak, właśnie religii. Wiary, niewymagającej racjonalnego wytłumaczenia. Wiary, dla której wyznawców (tj. znacznej części inteligencji III RP) powtarzanie do znudzenia kilku frazesów jest dowodem samodzielnego myślenia.

Jedno jest pewne – debata publiczna i polemika, dotycząca określonych tez ma sens do momentu, kiedy świat empiryczny tak bardzo negatywnie nie zweryfikuje jednej z nich, że dalsza próba jej obrony będzie świadczyła o oderwaniu od rzeczywistości. Teza, że należało dokooptować komunistów do sojuszu sił oświeconych, by bronić się przed ciemnogrodem po prostu nie nadaje się do obrony.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka