Kończą się wakacje i kończy się ładna pogoda. Synoptycy (ci od pogody, nie od Ewangelii) ostrzegają:
"Wśród ofiar tragedii znalazły się dwie harcerki, które razem z obozem stacjonowały w Suszku w Borach Tucholskich. W nocy przeszła tamtędy trąba powietrzna, która wyrywała drzewa, łamała konary, zrywała dachy i linie energetyczne. 150-osobowa grupa obozowiczów została na kilka godzin odcięta od świata. Niestety, doszło do tragedii, w wyniku przygniecenia przez powalone drzewa zmarły dziewczynki w wieku 12 i 13 lat. Kolejnych 37 harcerzy jest rannych. Świadkowie twierdzą, że w obliczu żywiołu opiekunowie robili wszystko, co w ich mocy, żeby zapewnić bezpieczeństwo tak licznej grupie.
Pierwszy rozkaz jaki usłyszeliśmy, to chować się pod prycze w swoich namiotach. Później, kiedy zaczęły się łamać drzewa, kazano nam biec do głównego namiotu - opowiedział Faktowi jeden z harcerzy. W pewnym momencie drużynowy krzyknął, żebyśmy pobiegli do jeziora, bo tylko tam nie było drzew. Rzuciliśmy się w stronę jeziora. Biegliśmy, a konary spadały centymetry od naszych głów. Kiedy dobiegliśmy do jeziora na główny namiot spadły dwa drzewa. Decyzja drużynowego uratowała nam życie. Gdybyśmy zostali w namiocie ofiar na pewno byłoby więcej. Dziewczynki, które zginęły prawdopodobnie spanikowały. Jedna pozostała pod pryczą w swoim namiocie, a druga odłączyła się od grupy i gdzieś pobiegła. Obie zginęły pod drzewami."
Inna relacja mówi:
"Pierwszy rozkaz jaki usłyszeliśmy, to chować się pod prycze w swoich namiotach. Później, kiedy zaczęły się łamać drzewa, kazano nam biec do głównego namiotu – opowiedział Faktowi jeden z harcerzy. W pewnym momencie drużynowy krzyknął, żebyśmy pobiegli do jeziora, bo tylko tam nie było drzew. Rzuciliśmy się w stronę jeziora. Biegliśmy, a konary spadały centymetry od naszych głów. Kiedy dobiegliśmy do jeziora na główny namiot spadły dwa drzewa. Decyzja drużynowego uratowała nam życie. Gdybyśmy zostali w namiocie ofiar na pewno byłoby więcej. Dziewczynki, które zginęły prawdopodobnie spanikowały. Jedna pozostała pod pryczą w swoim namiocie, a druga odłączyła się od grupy i gdzieś pobiegła. Obie zginęły pod drzewami."
W telewizji coś słyszałem, że harcerze odnieśli obrażenia, bo półki w namiotach na nich spadały.
No ładnie, 39 ofiar w tym dwie śmiertelne. Jak łatwo policzyć to 26% strat. Jest to oczywiście tragedia dla harcerzy i ich rodzin, ale również świadczy o głupocie kadry.
W Wikipedii przeczytałem, że ZHR :
"Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej odwołuje się do tradycji ideowej skautingu i polskiego harcerstwa, chce kontynuować zasady programowe, metodyczne i organizacyjne Związku Harcerstwa Polskiego lat 1918-1939 oraz twórczo rozwijać dorobek niezależnych środowisk harcerskich działających po 1945 w ZHP i poza nim. ZHR używa tradycyjnego hymnu, odznak i symboliki harcerskiej. Lilijka harcerska będąca symbolem ZHR (tradycyjna lilijka przepasana w węźle biało-czerwoną szarfą) została zaprojektowana w 1989 przez hm. Małgorzatę Wojtkiewicz z Sopotu.Związek wychowuje w oparciu o wartości chrześcijańskie. Jest organizacją otwartą dla wszystkich osób poszukujących wiary, których postawa osobista jest inspirowana Prawem i Przyrzeczeniem harcerskim, przy czym instruktorki i instruktorzy są chrześcijanami."
ZHR kładzie nacisk na wartości chrześcijańskie, ale niekoniecznie katolickie, o czym może świadczyć wypowiedź szefa ZHR po tragedii w której wyróżnia się się koncepcja predestynacji :
"Nie potrafimy też zrozumieć jaki Boży Plan przewidział takie wydarzenie, ale pokładamy w Bogu nadzieję i ufamy, że mamy w Nim oparcie i znajdziemy u Niego tak potrzebne dziś pocieszenie” – napisał w rozkazie specjalnym harcmistrz Grzegorz Nowik.
Czy oznacza to, że Bóg chciał śmierci dzieci? – Życie i świat jest wielką księgą, do której treści nie mamy dostępu. Są sytuacje, których nie możemy przewidzieć – stwierdził Nowik w odpowiedzi na pytanie dziennikarzy Wirtualnej Polski."
Więc co harcerze z ZHR powinni robić?
Jeśli faktycznie są spadkobiercami przedwojennego harcerstwa, to jeśli mnie pamięć nie myli, tamto harcerstwo było jakby kuźnią kadr dla wojska polskiego. Wyobraźmy sobie, że żołnierze w tak głupi sposób rozkładają obóz. Wtedy wróg z łatwością może unieszkodliwić cały oddział ścinając drzewa, które spadając na namioty poprzewracają półki znajdujące się wewnątrz i przygniotą żołnierzy. Zdaje się, że sztuka zakładania obozów wojskowych znana jest od co najmniej 10 tysięcy lat. Sam byłem na obozie harcerskim w latach komuny, gdzieś w roku 1981. Obóz położony był w lesie i nad jeziorem. Namioty mieszkalne były tak rozłożone, że żadne drzewo nie mogło spaść na nie. Półki nie mogły nas przygnieść, bo w namiotach, gdzie spaliśmy, nie było żadnych półek. Łóżka były tak rozłożone, że w razie alarmu nocnego nie wpadaliśmy po ciemku na siebie. Oczywiście to było to złe, komunistyczne harcerstwo.
Ostatnio, podczas robienia porządków, wpadła mi w ręce książka Stefana Sosnowskiego, wydana za czasów obmierzłej komuny w 1986 roku pod tytułem "Vademecum młodego turysty". I tam na stronie 64 możemy przeczytać:
"Orkany w Polsce – orkany, czyli wiatry, których prędkość przekracza 33 m/s (siła wiatru oznaczonego na skali Beuforta jako huragan, lecz orkan jest wiatrem o nieco innej strukturze), dawniej występowały w Polsce sporadycznie lub były zjawiskiem w ogóle nienotowanym. Orkany powodują bardzo duże zniszczenia (pozrywane dachy domów, powalone drzewa, zerwane linie energetyczne). Orkany są skutkiem dużej różnicy temperatur, powodującej ogromne różnice ciśnienia, między Oceanem Atlantyckim i Eurazją."
Moim zdaniem trzeba pokładać ufność w Bogu, ale nie należy go wkurzać i prowokować swoją głupotą.
Komentarze