Były prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama ma jednak pojęcie o świecie; a o Polsce w szczególności. W swoim wywiadzie na antenie CNN powiedział m.in.:
„Kiedy spojrzymy na to, co wydarzyło się w miejscach takich jak Węgry i Polska, które nie miały takich demokratycznych tradycji jak my, nie były w nich tak mocno zakorzenione - a jednak jeszcze 10 lat temu były dobrze funkcjonującymi demokracjami - teraz stały się w gruncie rzeczy autorytarne”.
Prowadzący rozmowę dziennikarz dodał, że „demokracja umiera (również) przy urnach wyborczych”, na co Obama odrzekł:
„Dokładnie tak. Władimir Putin zostaje wybrany przez głosujących Rosjan, ale nikt z nas nie powie, że to jest demokracja, której chcemy”.
Z tego fragmentu rozmowy wynikają co najmniej dwa wnioski.
Po pierwsze: 10 lat temu skończyła się w Polsce demokracja. Szybko licząc był to 2011 rok i zwycięstwo Platformy Obywatelskiej w wyborach parlamentarnych. Od tamtego momentu należałoby liczyć początek autorytaryzmu w Polsce. A zatem Tusk (według Obamy) musi być prekursorem autorytaryzmu. Wina Tuska! A Kaczyński jest tylko jego spóźnionym naśladowcą. Jak skandują konfederaci: PIS-PO jedno zło!
Po drugie: Obama nie chce takiej demokracji, gdzie przy urnach wyborczych głosujący wybierają Putina. Trwa to już dłużej niż 10 lat, bo aż od końca poprzedniego wieku. Ale skoro uparcie wybierają cały czas tylko Putina, to były prezydent USA zdecydował się na reset z państwem autorytarnym. Przy okazji ogłaszając np. 17 września 2009 r., że tarczy antyrakietowej w Polsce nie będzie. Reset to reset i żadna jakaś tam wojna w Gruzji nie mogła zmienić decyzji administracji amerykańskiej o ociepleniu stosunków amerykańsko-rosyjskich.
Wniosek z tego taki: jest autorytaryzm, będzie i reset. Należy mieć nadzieję, że skoro Obama i Biden widzą w Polsce i na Węgrzech autorytaryzm, podobny do tego w Rosji, to już niebawem czeka nas ocieplenie ze Stanami Zjednoczonymi. Dlatego wypowiedź Obamy dla CNN jest przepełniona nadzieją na lepsze jutro. Czyż to nie przepiękna perspektywa?
