Czy Jarosław Marek Rymkiewicz wygra absurdalny proces, który wytoczyła mu Agora? – pyta w dzisiejszym Naszym Dzienniku Wojciech Wencel. Po wyroku Sądu Apelacyjnego w Gdańsku skazującym Krzysztofa Wyszkowskiego za słowa prawdy o Wałęsie, nie byłbym tego pewien.
Tym bardziej warto przytoczyć fragmenty niewygłoszonego przemówienia poety, przygotowanego na rozprawę z Agorą:
Wysoki Sądzie!
Pełnomocnik powoda twierdzi, że to, co powiedziałem w sierpniu zeszłego roku „Gazecie Polskiej" było, po pierwsze, „nieprawdziwe", po drugie - „zniesławiające", wreszcie, po trzecie, „obraźliwe", a nawet „wyjątkowo obraźliwe". […]
Pojawia się tu od razu pewien ciekawy problem teoretyczno-literacki – czy pisarz ma prawo podawać wiadomości „nieprawdziwe”, „zniesławiające” oraz „obraźliwe”. Moim zdaniem, ma takie prawo, bowiem wykonywanie zawody pisarza łączy się nieuchronnie z dawaniem wyrazu emocjom, uczuciom gwałtownym i nagłym olśnieniom – olśnieniom prawdą tego, co pojawia się w głowie pisarza. Gdybyśmy to prawo – dawania wyrazu emocjom – pisarzom odebrali, musielibyśmy zamknąć na klucz w bibliotekach co najmniej połowę, może nawet dwie trzecie literatury polskiej. Na przykład w znanej nam wszystkim trzeciej części „Dziadów” Adama Mickiewicza podawane tam wiadomości na temat senatora Nowosilcoa są niewątpliwie „zniesławiające” i „wyjątkowo obraźliwe”, a także – z punktu widzenia tegoż senatora – ‘nieprawdziwe”.
(...) Możemy uznać, że redaktorzy ‘Gazety Wyborczej” w ogóle nie uważają mnie za pisarza – liczne zamieszczane e tym dzienniku artykuły sugerują raczej, ze jestem słynnym w całej Rzeczpospolitej grafomanem.Przechodze więc do treści mojej „zniesławiającej” oraz ‘wyjątkowo obraźliwej” wypowiedzi.
Po pierwsze, powiedziałem „Gazecie Polskiej", że redaktorzy „Gazety Wyborczej" są duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski, która propagowała idee Róży Luksemburg. A cóż w tym jest obraźliwego lub zniesławiającego? O tym, że Komunistyczna Partia Polski nie chciała odstąpić, wbrew wyraźnym poleceniom Dzierżyńskiego i Stalina, od tak zwanego „błędu luksemburgizmu", można się dowiedzieć z każdego podręcznika historii ruchu robotniczego, więc tym nie będę się tu zajmować. Jeśli zaś chodzi o duchowy spadek po Róży Luksemburg, to sprawa wygląda tak. Róża Luksemburg uważała, że małe państwa i małe narody, ze względu na ograniczone możliwości zbytu swoich produktów, nie mogą być samowystarczalne ekonomicznie, a więc muszą zniknąć - muszą zostać wchłonięte przez wielkie państwa i wielkie narody. Jak przewidywała tak zwana Bezsmiertnaja Roza (Nieśmiertelna Róża), te wielkie narody utworzą w Europie - jeszcze w epoce kapitalizmu - jedno wspólne, kapitalistyczne państwo, które po zwycięstwie rewolucji proletariackiej stanie się państwem komunistycznym. Stąd brała się odraza Róży Luksemburg, może nawet jej nienawiść, do małych narodów, takich jak Polacy, Gruzini czy Łotysze - samym swoim istnieniem przeszkadzały one bowiem w powstaniu tego wielkiego państwa przyszłości. Dlatego właśnie w roku 1905 uznała ona program odbudowy Polski niepodległej za „mistyfikację, obliczoną głównie na zdziczenie umysłowe w sferach nacjonalistycznej inteligencji polskiej". … ta teoria Róży Luksemburg, przewidująca powstanie europejskiego państwa przyszłości jest obecnie podstawą istnienia Unii Europejskiej, jej fundamentalną ideą. Kto zatem - jak czynią to niewątpliwie redaktorzy „Gazety Wyborczej" - opowiada się za istnieniem Wspólnej Europy, ten, chcąc nie chcąc, a nawet nic o tym nie wiedząc, jest duchowym spadkobiercą Róży Luksemburg.
(…) Po drugie, powiedziałem, że ojcowie lub dziadkowie redaktorów „Gazety Wyborczej" byli członkami Komunistycznej Partii Polski. … Miałem oczywiście na myśli tych najważniejszych redaktorów - tych, którzy „Gazetę Wyborczą" założyli i sformułowali jej cele polityczne. Że to były dzieci z rodzin komunistycznych, to jest w Polsce, jak to się mówi, tajemnicą poliszynela. Ale znów: co jest obraźliwego czy zniesławiającego w powiedzeniu, że czyjś dziadek czy ojciec był tym, kim był? Mój dziadek, w latach dwudziestych zeszłego wieku dyrektor gimnazjum w Pułtusku, był endekiem. Ja endeków nie lubię, a majowy zamach stanu Marszałka Piłsudskiego , który dzidek potępiał – podziwiam. Ale czy to znaczy, że mam się wstydzić mojego dziadka? Przeciwnie, jestem z niego dumny, bo był moim dziadkiem. Proszę was wszystkich – nie wstydźcie się swoich rodziców! Kimkolwiek byli – wy bądźcie z nich dumni.
Po trzecie wreszcie, powiedziałem „Gazecie Polskiej", że redaktorzy „Gazety Wyborczej" nienawidzą polskiego Krzyża oraz pragną, żeby Polacy przestali być Polakami. Dlaczego tego właśnie pragną, to już wytłumaczyłem - bo są wierni nieśmiertelnym ideom Nieśmiertelnej Róży Luksemburg. A skąd bierze się ich nienawiść do nas - tego nie wiem, nawet nie chcę wiedzieć. Ale ta nienawiść to jest rzecz niewątpliwa. Jeśli ktoś oskarża żołnierzy Armii Krajowej o to, że mordowali Żydów - to znaczy, że nienawidzi. Jeśli ktoś zamieszcza - jak zrobiła to „Gazeta Wyborcza" - wywiad z człowiekiem znanym z tego, że Polskę przedstawia jako psie gówno - to znaczy, że nienawidzi. Jeśli ktoś artykułowi o znieważaniu i biciu starych kobiet modlących się pod Krzyżem daje tytuł „Nocny happening pod krzyżem" – to znaczy, że nienawidzi. (...) Ale znów muszę mocno podkreślić – w stwierdzeniu, że ktoś kogoś lub czegoś nienawidzi, nie ma niczego „zniesławiającego” czy „obraźliwego” (...).
Redaktorzy „Gazety Wyborczej” mają demokratyczne prawo do głoszenia swoich poglądów – moim zdaniem, nawet najokropniejszych. My zaś, którzy chcemy pozostać Polakami, mamy demokratyczne prawo do oceniania tych poglądów i głośne wypowiadanie tych naszych ocen. Jeśli zakwestionujemy to demokratyczne prawo, przysługujące nam , i redaktorom „Gazety Wyborczej”, to nieuchronnie znajdziemy się w państwie totalitarnym. (...) Wolność słowa jest niepodzielna. (...) Jeśli będziemy mieli tylko trochę wolności słowa – to będziemy mieli niewolę słowa. (...) I wtedy nie będziemy mieli już demokracji – będziemy mieli preludium do nowego totalitaryzmu.
Źródło: Gazeta Polska
Inne tematy w dziale Rozmaitości