W polskiej polityce prawda jest jak cień – nieuchwytna, rozmyta, zależna od światła, które na nią pada. Wczoraj Krzysztof Stanowski, gość Bogdana Rymanowskiego, rzucił wyzwanie sondażom, nazywając je narzędziem manipulacji. Dziś Paweł Kukiz, niegdyś buntownik, wraca na medialne salony u Roberta Mazurka, budząc duchy zdradzonych ideałów. W tym eseju pytam: czy sondaże naprawdę kradną nam wolność wyboru? I dlaczego wciąż słuchamy tych, którzy zawiedli?
Wczoraj, w blasku ekranu, siedziałem przed programem Bogdana Rymanowskiego, gdzie gościem był Krzysztof Stanowski – człowiek, który zrewolucjonizował polską publicystykę na YouTube, a teraz, w roli kandydata na prezydenta, rzuca wyzwanie establishmentowi. Jego słowa, jak zwykle, były ostre, cięte, ale w dużej mierze przewidywalne. Stanowski, niczym dobrze naoliwiona maszyna, serwował te same tezy, które już wcześniej wybrzmiewały w jego materiałach na Kanale Zero czy w postach na X. Krytyka klasy politycznej, szyderstwo z duopolu PO-PiS, ironia wobec mediów – wszystko to brzmiało jak znajoma melodia, którą zna każdy, kto choć raz przewinął jego tweety. A jednak, pośród tego dobrze znanego refrenu, jedna nuta wybrzmiała inaczej, bardziej niepokojąco. Stanowski, z charakterystyczną dla siebie pewnością, rzucił myśl, która zawisła w powietrzu jak ciężka chmura: sondaże wyborcze powinny być zakazane.
Sondaże jako gra w manipulację
„Sondaże to narzędzie manipulacji” – powiedział, a jego słowa, choć nie nowe, miały w sobie siłę granatu. Według Stanowskiego, sondaże nie służą informowaniu wyborców, lecz programowaniu ich umysłów. Wmawiają nam, że głos na mniejszych kandydatów, takich jak on sam, Marek Jakubiak czy Adrian Zandberg, to głos stracony. Wzmacniają liderów, betonują status quo, odbierają wolność wyboru. „Ludzie głosują na tego, kto i tak wygra” – kontynuował, a ja, słuchając, czułem, jak ta myśl wbija się w moje myśli jak szpilka. Porażające, ale czy zaskakujące? Przecież od lat widzimy, jak wyniki sondaży różnią się w zależności od tego, kto je zamawia. IPSOS dla TVP, IBRIS dla Polsatu, CBOS dla rządu – każdy znajdzie coś dla siebie, każdy ulepi rzeczywistość pod własne potrzeby. To gra, w której liczby nie opisują świata, lecz go tworzą.
Ale to nie sama krytyka sondaży mnie poruszyła. Stanowski poszedł dalej, sugerując, że ich zakazanie byłoby rozwiązaniem. I tu zatrzymałem się, jakby ktoś wcisnął pauzę w mojej głowie. Zakaz sondaży? W imię czego? Wolności wyboru? To paradoks, który kłóci się z samą istotą demokracji. Wolność słowa, wolność debaty – czyż nie są one filarami, na których opiera się nasza krucha polityczna rzeczywistość? Jeśli sondaże są manipulacją, to odpowiedzią powinno być więcej przejrzystości, więcej krytyki, więcej edukacji, a nie zamykanie ust badaczom. Stanowski, który sam buduje swoją karierę na wolności wypowiedzi, na przekornej publicystyce, proponuje rozwiązanie, które pachnie cenzurą. Pytania mnożą się jak cienie w mroku: Czy naprawdę wierzy w ten zakaz? Czy to tylko prowokacja, by wstrząsnąć widzami? I co, jeśli sondaże znikną – czy wtedy wybory staną się bardziej „wolne”, czy może po prostu stracimy kolejny, niedoskonały, ale jednak punkt odniesienia? Odpowiedzi brak, a Stanowski, jak zwykle, zostawia nas z chaosem myśli.
Powrót Kukiza: cień dawnego buntownika
W tym samym czasie, gdy Stanowski rzuca granaty w eter, na scenę polskiej debaty wraca inna postać – Paweł Kukiz. Człowiek, który kiedyś, w 2015 roku, był symbolem buntu, głosem tych, którzy mieli dość „układu”, „złodziejstwa” i partyjnych koterii. Człowiek, który zdobył 20,8% głosów w wyborach prezydenckich, niosąc na sztandarach jednomandatowe okręgi wyborcze i referenda. A dziś? Dziś Kukiz jest cieniem tamtego rockmana, który śpiewał „Skórę” i rzucał wyzwanie systemowi. Po niemal roku medialnego niebytu, nagle pojawia się jak duch – najpierw u Żurnalisty, a dziś, 15 maja 2025, u Roberta Mazurka na Kanale Zero. Dzień po dniu, jakby ktoś otworzył starą księgę i postanowił przewrócić jej zakurzone stronice.
Nie lubię Żurnalisty – jego śledztwa są często zbyt sensacyjne, zbyt napastliwe, by budzić moje zaufanie. Ale Kukiz u niego? To nie przypadek. Żurnalista, specjalizujący się w kulisach władzy, zaprosił go, by rozliczyć z przeszłości, by zapytać o „zdradę ideałów”. Bo tak właśnie postrzegamy Kukiza – jako tego, który sprzedał swoje marzenia za obietnice PiS, za dotacje dla fundacji, za głosowania za „lex TVN”. Jego sojusz z Jarosławem Kaczyńskim w 2021 roku, poparcie dla Polskiego Ładu, emocjonalne wybuchy w RMF FM – to wszystko zbudowało mur nieufności, który oddziela go od dawnych zwolenników. Na X wciąż czytam komentarze: „Kukiz z 2015 roku już nie istnieje”, „Sprzedał się za stołek”. A jednak media go zapraszają. Dlaczego?
Dlaczego Kukiz wraca?
Odpowiedź kryje się w paradoksie polskiej polityki. Kukiz, mimo wszystko, pozostaje magnesem. Jego historia – od rockmana do polityka, od buntownika do sojusznika PiS – jest jak tragedia grecka, która fascynuje i polaryzuje. Kanał Zero, z 1,7 miliona subskrybentów i rekordowymi 103 milionami wyświetleń w kwietniu, wie, że Kukiz przyciągnie widzów. Robert Mazurek, mistrz konfrontacji, będzie pytał o „lex TVN”, o rozpad Kukiz’15, o Wolnych Republikanów. I Kukiz, z jego emocjonalnym głosem i gestami, dostarczy materiału, który rozgrzeje komentarze na X. Żurnalista z kolei szukał w nim opowieści o zdradzie, o kulisach władzy, które przyciągną fanów teorii spiskowych i krytyków systemu.
Ale jest coś więcej. Kampania prezydencka 2025, która rozgrzewa Polskę, potrzebuje głosów spoza głównego nurtu. Kukiz, choć nie kandyduje, jest symbolem alternatywy – tej, która kiedyś porwała 3 miliony wyborców. Jego krytyka „dyktatury partyjnej”, postulat zmian ustrojowych, wciąż znajdują echo wśród tych, którzy nie ufają ani Trzaskowskiemu, ani Nawrockiemu. Media, takie jak Kanał Zero, wykorzystują go, by pokazać, że polska polityka to nie tylko PO i PiS. A jednocześnie rozliczają go z przeszłości, jakby chcieli powiedzieć: „Patrzcie, oto upadek bohatera”.
Nie zgadzam się na ten powrót. Kukiz, człowiek, o którym debata publiczna powinna zapomnieć, znów wkracza na salony. Głosem mędrca, który kiedyś śpiewał o wolności, a dziś mówi o „nowym otwarciu” z Wolnymi Republikanami, próbuje nas przekonać, że wciąż ma coś do powiedzenia. Ale czy naprawdę? Jego ideały, jeśli kiedykolwiek były szczere, rozmyły się w politycznych kompromisach. A jednak media go chcą – bo Kukiz to opowieść, która się klika, która budzi emocje, która sprzedaje
Inne tematy w dziale Polityka