czyli harmonia wprzód ustanowiona.
Otóż wprowadził dlatego, ze chciał i że to był jedyny cel jego działań odkąd został premierem… W żadnym innym celu tego stanowiska w państwie nie objął…
Ostatnio Jaruzelski przeprosił za stan wojenny w pierwszych słowach swojej wypowiedzi, po to by w następnym zdaniu stwierdzić: „dziś chętnie zrobiłbym to samo”. To tak, jakby jakiś bandzior kajał się przed sadem i przepraszał ofiarę, by na stronie mruknąć: „jak wyjdę, to jeszcze raz ci przypieprzę…”.
Przeprosił za wyrządzone krzywdy… czyli nie mnie, bo mi nikt nie zrobił kuku… Oprócz krzywd bezpośrednich jest jeszcze coś ważniejszego… 8 i pół zmarnowanych lat… ale za to, to już nikogo ten niegdysiejszy mąż stanu nie przeprasza…
Mnie osobiście ten stan wojenny to nawet pomógł… Pamiętam, że będąc wtedy w klasie maturalnej, po lekcjach wychodziło się na miasto, rozejrzeć się co się dzieje… Strajk, akcja protestacyjna, bibuła solidarnościowa, książki z drugiego obiegu, czy to kupione w komendzie Solidarności na Pietrynie, czy to pożyczone od kumpla… nawet prasa kioskowa stała się ciekawsza w czasie tego karnawału niż wcześniej… Podobnie wspominał w Łodzi ktoś swoje czasy uczniowskie sprzed 75 lat, czyli tzw. rewolucji 1905r. Lata górne i chmurne… Czyli, jako maturzysta interesowałem się wszystkim, tylko nie matmą… Odbijało się to wszystko na ocenach i wszyscy wokół załamywali ręce… No, a najbardziej wychowawca klasy prof. Maryna, której ulubionym zajęciem było wyrwać mnie do tablicy o 8.30. Jak ja mogłem rozwiązać jej zadanie, skoro do trzeciej nad ranem czytałem np. Orwela… Więc tańczyły te łabędzie, tańczyły w dzienniku przy moim nazwisku, ale tylko z matmy…
I wtedy Jaruzelski wprowadza stan wojenny. Wyobrażacie sobie? żadnych gazet, bibuły, książek, strajków i protestów (poza miesięcznicami na które się chodziło…), nic, kompletnie nic. Cisza i spokój… Nie pozostało człowiekowi nic innego jak z nudów zacząć się uczyć, by wprawić w osłupienie Marynę… I w ten oto sposób „dzięki” Jaruzelskiemu zdałem maturę i z rozpędu „wstępny” na studia… Tak, że osobiście krzywdy od niego nie doznałem, a nawet co nieco mu zawdzięczam…
Ale to tylko taka moja osobista dygresja…
Aha, a z tych gazet z końca listopada i początku grudnia 1981r. to wyczytałem, że Sejm będzie dopiero uchwalał jakąś specjalną ustawę o szczególnych uprawnieniach dla rządu… W niektórych kioskowych gazetach uderzali na alarm, co okazało się na nic. Jaruzelski obmyślił sobie żadnej ustawy nie uchwalać, tylko oszukać wszystkich. Więc w niedzielę po ogłoszeniu stanu wojennego przeleżałem całe popołudnie zastanawiając się jak takie oszustwo można popełnić i za kogo uważać tego, kto się tego dopuścił… Pamiętam też, że na studiach (prawniczych) temat możliwości wydania przez Radę Państwa dekretu z mocą ustawy w czasie trwania sesji Sejmu omijany był szerokim łukiem…
Oczywiście, też przez jakiś czas nie wykluczałem, że Jaruzelski wprowadził stan wojenny chcąc uprzedzić uderzenie Sowietów. Rozpad Związku Sowieckiego oddalał mnie od przyjmowania takiej ewentualności, bo był to kolos na glinianych nogach, którymi to nogami nie był w stanie nam nakopać… Poza tym rola Peerelu w obozie sowieckim była taka, że tenże peerel miał być pośrednikiem pomiędzy Sowietami a Zachodem. Interwencja sowiecka nad Wisłą i Wartą spowodowałaby, że ten ważny segment bloku sowieckiego jakim był peerel straciłby dla Sowietów znaczenie…
W zrozumieniu przyczyn wprowadzenia stanu wojennego przez Jaruzelskiego niezmiernie pomocne okazały się dwa tomy Tajnych protokołów Biura Politycznego PZPR. Pierwszy zawiera materiały dotyczące Grudnia’70, drugi posierpniowego karnawału… Wynika z nich jednoznacznie, że zarówno w roku 1970, jak i 10 lat później interwencja wojskowa w Polsce była wykluczona przez samych Sowietów… natomiast zawsze używano jej jako straszaka przez pezetpeerowców… Co więcej, z wielu wypowiedzi wynikało, że w 1980 r. to towarzysze z pezetpeerii oczekiwali interwencji i przygotowywali się do przyjęcia braterskiej armii, która zrobiłaby nad Wisłą i Wartą porządek. Z końcem roku otrzymali odpowiedź „nich... toworiszczi, nie wojdiom…” . No i zaczęli czynić przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego.
Jestem sobie w Tyliczu na zimowisku, popijam okocimskie z sokiem malinowym, a tu słyszę, że Jaruzelski jest premierem… Generał? – dziwię się – wojna jakaś czy co? Tak, wojna. Rozpoczęła się po 10 miesiącach żmudnych, drobiazgowych przygotowań…
Harmonia wprzód ustanowiona przez czerwonego diabełka w zielonym mundurku… Ona działała przez te 10 miesięcy… Dziś Jaruzelski niby to przepraszając twierdzi, że do podjęcia dramatycznej decyzji został zmuszony, bo miesiącami, tygodniami i dniami piętrzyły się gwałtownie zagrożenia wewnętrzne i zewnętrzne oraz panowała „udręką codziennego bytu polskich rodzin, społeczeństwa”. Rzecz w tym, że on te zagrożenia generował i tą udrękę eskalował. Kiedy popatrzymy z perspektywy lat na rok 1981, to widzimy, że przez tamten rok Jaruzelski jako premier nie załatwił ani jednej sprawy, nie rozwiązał ani jednego problemu, nie zrobił niczego, co tę udrękę uczyniłoby mniejszą… Albowiem on przygotowywał się do wprowadzenia stanu wojennego. I nawet na rękę było mu mieć takie udręczone społeczeństwo, któremu już było wszystko jedno…
Ideologiczne uzasadnienie stanu wojennego znalazłem nie w drugim, ale w pierwszym tomie Tajnych protokołów Biura Politycznego… Tan znajduje się wypowiedź Jaruzelskiego z roku 1971, rozliczająca wojsko z wydarzeń grudniowych… Wypowiedź tę nazywam Doktryną Jaruzelskiego, a brzmi ona tak: Ludowe Wojsko Polskie jest tu, w peerelu od tego, aby zgnieść każdy bunt przeciwko władzy pezetpeerii. W innych krajach bunt taki mogą zgnieść obce wojska, obca interwencja ale w peerelu od tego jest polskie, ale ludowe wojsko. Jaruzelski potępiał jedynie chaos panujący w poczynaniach wojska i milicji na wybrzeżu w 1970r. nie zaś samą zasadność uderzeń wojskowo-milicyjnych przeciwko protestującym.
Dalsze uzasadnienie stanowiska władz pezetpeerii, ideologiczne podstawy wprowadzenia stanu wojennego znajdują się w Liście Gumułki do władz pezetpeerii z 1971r. Pisał tam, że zdławienie przez niego buntu robotników było zasadne i że miał do tego prawo, bo robotnikom żadne prawa wobec władzy ludowej nie przysługują, w tym także prawa do zakładania niezależnych od pezetpeerii związków zawodowych. Łącznikiem osobowym Jaruzelskiego z Gomułką był Kociołek wyciągnięty przez Jaruzelskiego z lamusa. Pezetpeeria po porażce kursu gierkowskiego nie miała innego wyjścia jak pójść w gomułkowszczyznę… W Łodzi widomym znakiem apoteozy dla winnego masakry na Wybrzeżu w roku 1970 było nazwanie im. Gomułki jednej z fabryk… Nie było zresztą wówczas w pezetpeerii ludzi błyskotliwych, otwartych, potrafiących stworzyć jakąś nową ideologię, więc sięgnięto po starą, sprawdzoną gomułkowską, z której wynikało, że robotnik nie ma prawa założyć i przynależeć do organizacji niezależnej, jeżeli nie wrogiej wobec pezetpeerii, dlatego też sama taka organizacja nie ma racji bytu…
I to w zasadzie tyle, co wiem o wprowadzeniu stanu wojennego przez Jaruzelskiego. Nie był on podyktowany jakąś nagłą koniecznością, odwróceniem zagrożenia wewnętrznego, czy zewnętrznego. Był po prostu ten stan wojenny harmonią wprzód ustanowioną przez czerwonego diabełka w zielonym mundurku.
Inne tematy w dziale Polityka