domena publiczna
domena publiczna
m.porecki m.porecki
1604
BLOG

Gowin usuwa kulturoznawstwo? Co teraz z polską nauką?

m.porecki m.porecki Polityka Obserwuj notkę 11

Przyglądając się dyskusji dotyczącej reformy szkolnictwa wyższego miewam mieszane uczucia. Z jednej strony kibicuję ruchom reformatorskim, ponieważ obecny system panujący na uczelniach jest patologiczny, będący właściwie konsekwencją zaniedbań ustrojowo-społecznych ostatnich dekad. Należy więc coś z nim zrobić. Z drugiej zaś strony jestem pełen zażenowania dla środowiska, które ma takie opory przed niektórymi zmianami, lub też pewne zmiany rozumie na opak i nie próbuje uzdrowić całej sytuacji.


Nawet nie chodzi tu o wspomniane w tytule kulturoznawstwo. Ponieważ przemiany są głębsze i bardziej gruntowne, zatem dotyczą spraw istotniejszy, szerszych i głębszych. Jednak ta konkretna sprawa zainteresowała mnie na tyle szczególnie, że chętnie się jej przyjrzałem, nieco bardziej z bliska, choć teraz widzę, że trzeba jeszcze bardziej zogniskować swoją krytyczną soczewkę. Dlatego w sumie mogłem się tego spodziewać, że wielu ludzi ją wykrzywi i źle zrozumie.


Otóż, wszystko zaczęło się od tego, że Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Jarosław Gowin, zapowiedział redukcję dyscyplin naukowych, w związku z nowelizacją ustawy o szkolnictwie wyższym oraz z przystosowaniem systemu organizacji polskiej nauki do podziału funkcjonującego w ramach OECD. No i okazało się, że na tej liście nie będzie (nie ma) kulturoznawstwa. Odniosło się do tego Polskie Towarzystwo Kulturoznawcze, które wyraziło zaniepokojenie, do tego zaapelowało o utrzymanie kulturoznawstwa jako humanistycznej dyscypliny naukowej. Możemy przeczytać na przykład, że „rysująca się możliwość likwidacji naszej dyscypliny wydaje się niezrozumiała i szkodliwa, zwłaszcza w sytuacji zmian znaczących dla rozwoju kraju”.


Właściwie od tego się zaczęło. Teraz robi się mały szum, który może się potęgować. Do dyskusji włączył się na przykład Instytutu Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wypowiadają się profesorowie i studenci (no tak, teraz studentów ktoś chce słuchać, a jak idzie o inne rzeczy, to są spychani na marginesie). Ciekaw jestem, jak się sprawa rozwinie.


Według mnie rzecz idzie nie o wygumkowanie kulturoznawstwa, a jedynie zatarcie jego odrębności wobec pozostałych dziedzin. Wystarczy bowiem spojrzeć na obowiązującą klasyfikację oraz tę, która ma obowiązywać po zmianach. Bardziej mnie zastanawia, czy ogół badaczy-humanistów nie będzie (jest) kulturoznawcami w szerokim ujęciu, z tego powodu, że zajmują się poszczególnymi dziedzinami kultury. Owszem, nie każdy historyk sztuki, literaturoznawca, czy filmoznawca jest kulturoznawcą (w obecnym rozumieniu), a nie każdy kulturoznawca jest filozofem, lingwistą, czy archeologiem lub etnologiem i tak dalej. Dlatego dyskusja o statusie naukowości kulturoznawstwa jest tą samą, która od czasów strukturalizmu toczy się w obrębie humanistyki w ogóle. Trudno o jednoznaczne stanowisko w środowisku naukowym. I raczej nie zmieni tego żadna klasyfikacja ani ustawa.


A poza tym klasyfikacja OECD to tendencja światowa (przynajmniej na Zachodzie), więc to nie jest polska fanaberia, że teraz minister sobie wymyślił. Na swój sposób, to nie mieliśmy prozachodniej klasyfikacji i można powiedzieć, że byliśmy daleko w tyle z tym tematem. Myślę więc, że tę całą parę niezrozumienia czy braku chęci zmiany można by cisnąć w to, by zmienić klasyfikację OECD, jeśli jest nieodpowiednia - tak, by uwzględniała cultural studies (albo określiła je jako nauki interdyscyplinarne tak, jak to jest w naukach społecznych), bo ich tam nie widzę - ciekawe więc, czy inne towarzystwa naukowe w innych krajach też z tego powodu boleją?


Zasadnicze wydaje się jednak pytanie, co za tym idzie i jakie to pociąga za sobą konsekwencje? Czy brak jakiejś dyscypliny w klasyfikacji nauk jest haniebne i powoduje umniejszenie tejże z naukowego punktu widzenia? A co z całym szeregiem innych nauk, które można wymienić, zwłaszcza tych bardziej szczegółowych? Może jednak rzecz w uzyskiwaniu grantów, przyznawania uprawnień i innych takich spraw, które komuś mogą być na rękę? Już pojawiają się takie głosy, więc wiadomo, że chodzi tu o kasę i uznawanie bądź nie stopni lub tytułów naukowych.


Równie ciekawe jest ciągłe przywoływanie głosów studentów, którzy boją się o swoje dyplomy, o to że przez ten ruch ich licencjaty i magisterki stracą na wartości. Że ich nauka pójdzie na marne. Pragnę więc zauważyć, że zarówno tytuł uzyskany po studiach pierwszego i drugiego stopnia jest tytułem zawodowym. Z naukowym charakterem nie ma za wiele wspólnego. Niestety. To powinno ulec zmianie, lecz to osobny temat do dyskusji.


Wracając do kulturoznawstwa i klasyfikacji OECD, podsumowując już, jak to ma się do wolnościwego argumentu luzującego kryteria i systemowe rozwiązania? Przecież naukowość i klasyfikacja dyscyplin jest sztywna, ogranicza, powoduje petryfikację, ponadto polaryzuje, a chyba nie o to chodzi środowiskom, które zliberalizowałyby wszystko, co tylko możliwe... Oczywiście to tylko retoryczna uwaga i pytanie. Ponieważ jeśli weźmiemy pod uwagę kontekst historyczno-polityczny, w jakim powstawało kulturoznawstwo na Zachodzie (czyli tzw. cultural studies), to łatwo się domyślić, dlaczego naukowe usankcjonowanie kulturoznawstwa jest tak potrzebne określonym środowiskom.


m.porecki
O mnie m.porecki

Kontestuję rzeczywistość pozbawioną zdrowego rozsądku. Dlatego piszę, jak myślę i mam nadzieję, że mam rację.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka