Jakub Lubelski Jakub Lubelski
1837
BLOG

Nudna Oresteja. Głupi bunt Jana Klaty biorę na klatę i... ziewam

Jakub Lubelski Jakub Lubelski Kultura Obserwuj notkę 30

Zanim przejdę się na „historycznego knota” – jak Tomasz Plata nazywa dzisiaj w „Dzienniku” Szewców u Bram – Jana Klaty i Sławomira Sierakowskiego i zanim sam wyrobię sobie opinię na temat sprawnie reklamowanego wydarzenia kulturalno-politycznego, opiszę swą przygodę z teatrem Klaty na terytorium krakowskim. Jako, że moja Narzeczona – która ma pierwszeństwo we wszystkim – na teatr pamiętnego wieczora czasu nie miała, zaproponowałem mojemu serdecznemu przyjacielowi ajschylosową „Oresteję” w wykonaniu Klaty w Teatrze Starym.

 

Przedstawienie w żadnym stopniu nie podejmuje tematu przeznaczenia i klątwy. W żadnym stopniu nie dotyka tragizmu zbrodni wypełniającej boskie plany jednocześnie nie zwalniającej mordercy z indywidualnej odpowiedzialności za czyny. Zamiast, opowiedzianej współczesnym językiem, głębokiej opowieści o dobru wiecznie ze złem zmieszanym,  o wzajemnie się znoszących mocnych racjach, otrzymujemy nużącą, 15 minutową etiudę nawiedzonych krzyków i pomruków Kasandry i pseudo fajerwerki na końcu.

 

Jakie to fajerwerki? Apollo to Błażej Peszek odgrywający Robbie Wiliamsa, śpiewający z playbacku „Feel”. Peszek obscenicznie macha jęzorem w stronę Erynii i wykonuje gesty a `la stary Jackson. Tyle tylko, że publika jakby wyrosła z czasów, kiedy krzyczała: „Maaaaajkeeeeeeeeeeel!!!!”. Atena to zaś pusta prezenterka talk shows w sukni odkrywającej plecy, władczo klepiąca po tyłku wypinającego świecącą nagością pupę Apolla. Światła migoczą, muzyka ryczy, estetyka medialno-popowo-wyuzdana. Wszystko to „szoking” kontrolowany. To sztuka od której aż wali – uwaga, to jest sztuka odważna, nowatorska, odrzucająca stereotypy. A wychodzi żenujący pisk pryszczatego chłopca w trakcie mutacji głosu i prężenie muskułów buntownika w krótkich spodenkach. Przeraźliwie nudna pustka. A przedstawienie nie jest długie. Zagospodarować półtorej godzinki można naprawdę z pasją.

 

Z przeczytanych przeze mnie licznych recenzji sztuki warto polecić tekst Małgorzaty Rudej z „Dekady Literackiej”, nr 5/2007. Trudno się nie zgodzić z Autorką „Tragedii na łasce popkultury”, że „zamiast powtarzać banały o kryzysie kultury i moralności, zamiast prostacko wskazywać na telewizję, jako przyczynę wszystkich grzechów, może należałoby zacząć od odrzucenia tych wyświechtanych, ujętych w obrazy frazesów, chwytów i diagnoz? Może należałoby zapytać, co dzieje się w życiu społecznym, że tak łatwo wyparowują z niego odwieczne normy moralne i towarzysząca im autorefleksja? Władza telewizji, władza kultury masowej staje się możliwa z powodu atrofii - posłużmy się dla skrótu myślowego terminem Witkacego - uczuć metafizycznych. To nasza miałkość czyni nas podatnymi na terror kultury masowej, a nie na odwrót.”. Ładnie zmiażdżone. Małgorzata Ruda stawia do pionu.

 

Dramat Ajschylosa w którym Orestes biega w uczniackim stroju okryty przezroczystą plastikową pelerynką, trzymając w ręku komiks „Punisher”, to proszę wybaczyć, nie tyle co nie trafiona próba odczytania, ale chyba wręcz tego czytania brak. Dlaczego? Bo dramat zemsty matkobójcy sprowadzony do rozwydrzonego malca czytającego komiksy nie jest potraktowaniem lektury serio. Co ja sugeruję? Że Klata nie czytał? Ależ nie, ale na pewno nie pokazał, że wczytał się dostatecznie głęboko. Buntownicza Oresteja Klaty to próba zaszokowania środkami wziętymi z gimnazjalnego kabareciku, a przy tym to intelektualna katastrofa. Sztuka spadła już z desek Starego i dobrze. Pójdziemy, zobaczymy, przeżyjemy i Szewców...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Kultura