Cześć Kuba, dzwonię, żeby cię wyciągnąć na kawę... – słyszę w telefonie. Jeśli ktoś nie wie, rzecz dzieje się w Krakowie, w sercu Krakowa, czyli tam gdzie jest jedyne miejsce, które Krakowem można nazwać. Wszystko to co poza Plantami, Krakowem już nie jest. Jak słyszę, że Nowa Huta to Kraków, to mam ciarki...
A jak ktoś dzwoni w krakowskiej polis, czyli w obrębie plant krakowskich i Cię na krakowski Rynek na kawę zaprasza, to to jest poważna sprawa. To jest jak wezwanie do pojedynku za obrazę białogłowy, to jest jak skinięcie feudała palcem w stronę podwładnego, to jak wewnętrzny nakaz, to jak niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie. Takie prawo krakowskiej ortodoksji. Krakowskiej ortodoksji, której nie sposób odróżnić czasem od krakowskiej zdupieszałości. Krakowska zdupieszałość miesza się z tą ortodoksją i tak razem tworzą coś, czym szczycą się zatwardziałe krakusy. Zatwardziały krakus zakrzykuje w swym uwielbieniu ten szczególny brak żywotności, przywołując ze szczególną satysfakcją rozmiłowanych w oparach ortodoksji niczego nie świadomych turystów. Turysta tak jak ortodoksji nie dotknie, tak zdupieszałości nawet nie poczuje.
Chór: I wstydzę się i afirmuję i brzydzę się i podtrzymuję – zmagam się, zmagam się z krakowskością!
No i stawić się muszę na wezwanie tam, gdzie starych dwóch druhów ze studiów już czeka. Pomyślałem że pobiegnę, nie będę się po krakowsku przechadzał. Nie będę kroczył zamyślony, nie będę dreptał, stąpał niezdecydowanie, delikatnie i refleksyjnie. Zakaszę rękawy, obetrę roboczo nosa i pobiegnę... Więc biegnę i mijam swój ukochany zakład fotograficzny na Kossakówce... Tam wywoływałem Włochy i Turcję... Skręcam w Retoryka i mijając swoją pocztę uciekam wzdłuż Zegadłowicza... Mknę przez Felicjanek i ścinam skosem Bożego Miłosierdzia... Znikam na Smoleńsk... Tu wspominam swoje dawne spacerki z przyjacielem... Wbiegam na Straszewskiego gdzie często udaje mi się nie być po krakowsku zdupieszałym i doskoczyć przed tramwajem i pochłaniają mnie Planty... Przelatuję ze wciągniętym brzuchem przez środek dla narkomanów i pijaków i mijając Precle znajduję się na Wiślnej... Tu zawsze spoglądam do góry na Wiślną 12, rzucam pełne drwiny spojrzenie, wyzywające spojrzenie, ćwicząc się jednocześnie w pokorze, nie drwij synu, nie drwij... Bo w istocie cóż znaczą dla krakowskiej zdupieszałosci – jak zaśpiewał Bonowicz na 15 lecie zespołu „Świetliki” – tępe twarze redaktorów „Tygodnika Powszechnego”, kiedy i ja mam tępą mordę... Kiedy i moja krakowska morda, tępa może być najbardziej?
Chór: I wstydzę się i afirmuję i brzydzę się i podtrzymuję – zmagam się, zmagam się z krakowskością!
Wbiegłem na Rynek... Mijałem różne kafejki... Skręciłem w Szewską pomimo iż nie miałem ochoty tamtędy latać... Wtedy uciekłem w Gołębią i po chwili stałem na mym ukochanym Placu Szczepańskim pełnym pijaków z parkingiem wypełnionym po brzegi drogimi autami... Niegdyś z Cotton Clubem na ścianie frontalnej, z płaczącymi wierzbami po prawej i z dwoma kioskami... Ze sklepem z artykułami pszczelarskimi, ze spożywczakiem i z nowymi restauracjami orientalnymi wnikającymi już w mojego korzennego św. Tomasza... Jadąc tramwajem za Bagatelą, Dunajewskiego, zawsze spoglądam w prawo na Tomasza... Słońce świeci tam inaczej... Wszystko przybiera kształty jakby zbudowanego przed laty zamku z piasku na jastarniańskiej plaży... Skręciłem w Sławkowską a stamtąd uciekłem na św. Jana... Tam jak zwykle zawracam na Sławkowską, kiedy znajduję się na niej ponownie zaczynam mieć ochotę na Rynek... Przecinam obok Sukiennic, obok „Micusia” i obok św. Wojciecha utopionego pod płytą Rynku... Jestem na rogu Brackiej... Tam czekają...
Chór: I wstydzę się i afirmuję i brzydzę się i podtrzymuję – zmagam się, zmagam się z krakowskością!
Gadamy na kawie, że Benedykt napisał Spe salvi. Umawiamy się, że przeczytamy i na raz następny przedyskutujemy. Jeden z nas już przyznał się, że „perwersyjnie przeczytał”. Nie podobało się. Obruszam się rytualnie, że co to z tą „perwersją” za zaczepki, a on mi na to, że ja wiem przecież jak on jest z Kościołem, „Heideggera” czyta i że ja też muszę... c.d.n. ...
Inne tematy w dziale Kultura