Ekonomia bez kondonów

Profesor Rybiński spędza chyba zbyt dużo czasu w towarzystwie polityków, bowiem w swojej ocenie obecnej sytuacji w eurostrefie uciekł się do porównań godnych sejmowej sali obrad, gdzie rynsztokowe wypowiedzi stoją na porządku dziennym, a nie członka akademickiej elity. Otóż uznany ekonomista pocieszył inwestujących w akcje, że mają jeszcze chwilę spokoju przed wpadaniem w panikę, gdyż co prawda wszystko poleci na pysk, ale dopiero za plus/minus dwa miesiące. Następnie skrytykował naukowców z Excelu, którzy twierdzą, że strefa euro jest lepiej przygotowana do walki z kryzysem, niż dwa lata temu - uznając to za wierutne głupstwo, a na poparcie swojego argumentu odwołał się do ryzykownej analogii, w której porównał tenże stan przygotowań do założenia dziurawego kondona przed stosunkiem z chorą na syfilis prostytutką. Zauważył przy tym pewną poprawę, bo dwa lata temu nikt o zakładaniu kondona nie myślał...

Nie sądzę, by dobór tego rodzaju słownictwa, miał na celu uzyskanie aprobaty czytelników znanych periodyków ekonomicznych. A skoro nie ten adresat, to użycie języka prostego, łatwo trafiajacego do najbardziej nawet zakutych i tępych łepetyn, miało chyba za zadanie dotarcie “pod strzechy”. A jeśli tak, to wniosek jest oczywisty - profesor postanowił przejąć na siebie trud edukacji społeczeństwa w zakresie globalnej ekonomii (i nie tylko) serią wykładów pt. “Od ekonomii do ekonoma”. Stąd zapewne taki, a nie inny dobór sposobu komunikacji...

Nie dziwmy się więc posłom w Sejmie, którzy dopracowali tę metodę dialogu z narodem niemal do perfekcji. Pamiętajmy bowiem, że “cel uświęca środki”, a tu chodzi o sprawę wagi państwowej, czyli dotarcie do ciemnych mas z właściwym przekazem.

Co też uczynił prof. Rybiński kończąc swój wykład tą oto myślą:

Dla Polski jest z tego jedna lekcja, omijać prostytutki z daleka, żeby się nie zarazić.

To się nazywa dbałość o zdrowie społeczeństwa. Ekonomiczne...