Marketing i sprawiedliwość

Nie wykluczam, że zatrzymani wczoraj dżentelmeni są rzeczywiście zamieszani w przeciek. I nie wykluczam, że trzeba było dogłębnie ich przesłuchać, a nawet postawić im zarzuty. Ale nie znajduję powodu, dlaczego konieczne było spektakularne zatrzymywanie ich z kajdankami, kominiarkami itp. Dlaczego prokurator nie mógł po prostu wezwać Kaczmarka, Kornatowskiego, Netzla i Krauzego.

Nie przekonują mnie tłumaczenia prokuratora Barskiego, że trzeba było ich zatrzymać w tym samym momencie. Bo przecież oni wcześniej kontaktowali się ze sobą wiele razy, a w każdym razie mogli kontaktować się i uzgadniać różne rzeczy. Poza tym mogli wezwać ich na tę samą godzinę.

Krauzego i tak nie przesłuchali razem z nimi i wiedzieli na pewno, że to się nie uda. Musieli wiedzieć, że jest za granicą. Skoro wiedzieli, że Kaczmarek nocuje u Latkowskiego, to znaczy, że go namierzali. Musieli więc i namierzając Krauzego.
Po co więc podjeżdżały te auta ABW pod siedzibę Krauzego? Po co premier zapowiadał na spotkaniu z "Solidarnością", że zostanie zatrzymany oligarcha?

Niezależnie od tego, czy przesłuchania i postawienie zarzutów było słuszne, nie widzę innego powodu, jak chęć zrobienia gigantycznego szumu. To znaczy, że jednak tak czy inaczej, ta sprawa była została wykorzystana politycznie. Ostatecznie najważniejszy okazał się przedwyborczy PR i marketing.

Jeden z moich redakcyjnych kolegów tłumaczył mi dzisiaj, że taka jest polityka i że w każdym innym kraju by tak zrobił. Otóż sądzę, że nie. Twierdzę, że jeśli było to konieczne, to można to było zrobić po cichu. To mi się bardzo nie podoba.
Zwłaszcza, że to nie pierwsza tego typu, bardzo nagłaśniana akcja.

Nikt nie przejmuje się tym, że Krauze stracił tego dnia pół miliarda złotych. Przecież nie musiał. Wcześniej był przesłuchiwany już dwa razy i nie było rabanu. Teraz zrobiono to z przytupem.

Podkreślam jeszcze raz. Nie bronię żadnej z tych osób. Ale sposób zatrzymania ich bardzo mi się nie podoba.