Igor Janke Igor Janke
207
BLOG

Wejdźmy w rewolucję technologiczną

Igor Janke Igor Janke Polityka Obserwuj notkę 58

W ramach „Inicjatywy” o wizji dla Polski i ja dorzucę trzy grosze. Przepraszam, że tekst nie jest oryginalny. Został w weekend opublikowany w „Rzeczpospolitej” (wprowadziłem dwie drobne korekty) . Od razu wyjaśniam: poniższy tekst nie jest wyrazem zachwytu nad walką z globalnym ociepleniem. Stwierdzam tylko, że ta walka już trwa, czy chcemy czy nie. I albo możemy ją wykorzystać i na niej zyskać, albo ograniczymy się do jęczenia nad koniecznością ponoszenia kosztów. Oto ten tekst:

Światowe potęgi właśnie podejmują decyzję o przewrocie technologicznym w energetyce. Polska mogłaby bardzo na tym skorzystać. Ale naszym przywódcom brak wyobraźni i odwagi Rewolucje gospodarcze, technologiczne, polityczne, które od czasu do czasu zdarzają się na świecie, zawsze są szansą na pojawienie się nowych liderów, na zbudowanie swojej pozycji. Zwłaszcza przez tych, którzy są zacofani i na zmianach mogą zyskać najwięcej.  

Czy chcemy czy nie

Dziś już nie ma wątpliwości, że przeciwdziałanie globalnemu ociepleniu będzie najsilniejszym impulsem dla światowej gospodarki, biznesu i polityki w ciągu najbliższych lat. Nie ma dziś innego problemu – poza bieżącym kryzysem finansowym – który wywoływałby tyle emocji i miałby tak dalekosiężne skutki, jak walka ze zmianą klimatu. Nie ma problemu, który równocześnie wpływałby tak bardzo i na politykę, i na tak wiele gałęzi gospodarki.

Niezależnie od tego, jaki mamy stosunek do samego zjawiska i jego przyczyn, niezależnie czy uważamy to za zagrożenie dla naszej planety czy wielki humbug, musimy zrozumieć, że – chcemy czy nie – jako duży kraj należący do Unii znaleźliśmy się w środku procesu zmian. Kierunkowe decyzje, w każdym razie w głowach ludzi o największej sile wpływu w tej sprawie, już zapadły. Świat, zwłaszcza po zwycięstwie Baracka Obamy w USA, powiedział „tak” dla walki ze zmianą klimatu. Chiny również zaczęły wydawać gigantyczne pieniądze na ekologię i pozyskiwanie energii ze źródeł odnawialnych. Ameryka za chwilę zapewne dołączy do tego procesu, a Unia Europejska chce mu przewodzić.

Zostaniemy – a właściwie już zostaliśmy – weń wciągnięci. Można spojrzeć na to, co się dzieje, dwojako. Albo jako na coś, czemu musimy się opierać tak długo, jak to możliwe, i robić tylko to, co musimy, albo potraktować to jako szansę i spróbować wygrać na tym tyle, ile się da.

Donald Tusk, stając w ubiegły poniedziałek przed tłumem polityków z całego świata, którzy przyjechali do Poznania, miał szanse pokazać siebie i Polskę jako lidera zmian. Nie tylko pokazać nowy wizerunek Polski, ale też politycznie wygrać na tym dużo. Jego słowa jednak nie zrobiły na nikim wrażenia. To, co powiedział, mogło uderzyć tę grupę słuchaczy jakieś trzy – cztery lata temu, ale nie dziś. Zamiast wykorzystać tak unikalną szansę, jaką daje otwarcie tak wielkiej imprezy przez polskiego przywódcę, doczekał się krytycznych komentarzy w poważnych światowych tytułach i złośliwości ze strony ekologów. Polska – będąc gospodarzem wielkiej politycznej imprezy – nie została uznana za lidera zmian, ale za ich hamulcowego.

I nie wynika to z tego, że ktoś przygotował premierowi słabe przemówienie. Przyczyna jest głębsza. Politycy z żadnego z naszych obozów nie myślą strategicznie. I nie umieją dostrzec szansy, jaką może nam dać światowe szaleństwo walki ze zmianą klimatu.  

Prawdziwe modernizacje

Polscy politycy – zwłaszcza obecnej koalicji – odmieniają słowo „modernizacja” przez wszystkie przypadki, ale niestety na słowach się kończy. Świat podjął dziś decyzję – słuszną albo nie – o konieczności korzystania z czystszych źródeł energii. A ponieważ energetyka jest dziś najważniejszą dziedziną gospodarki, de facto świat zdecydował się na przeprowadzenie gigantycznej rewolucji. Rewolucji, która może skutkować wielkimi innowacjami technologicznymi, których efekty trudno jeszcze dziś przewidzieć.

Na naszych oczach przechodzą całkowitą przemianę technologie komunikacyjne. Trudno dziś sobie to wyobrazić, ale przecież jeszcze całkiem niedawno pisaliśmy na maszynach do pisania, używaliśmy telefonów przywiązanych do kontaktów kablami, oglądaliśmy dwa analogowe programy telewizyjne. Ci, którzy umieli w odpowiednim momencie zainwestować w nowoczesne technologie, odnieśli oszałamiający sukces. Finlandia z ubogiego kraju stała się światowym liderem. Teraz czeka nas rewolucja energetyczna. Za decyzjami polityków stają oczywiście ogromne interesy po jednej i po drugiej stronie. Wielki biznes już się szykuje do skoku.

Zrozumieli to najpotężniejsi gracze na rynku „starej energii”, tacy jak choćby Shell czy Vattenfall, i ruszyli do boju. Kto na tej batalii zyska najwięcej? Na pewno nie ci, którzy mówią jedynie o tym, że podstawowym celem naszych działań jest utrzymanie jak najdłużej status quo. Wielkie zmiany technologiczne są zawsze wielką szansą dla krajów, które właśnie się rozwijają. Wiele polskich firm przeskoczyło w latach 90. z wieku XIX od razu w wiek XXI, omijając stacje pośrednie, korzystając na tym, że zmiany polityczne w Polsce nałożyły się na światową rewolucję technologiczną. Tak samo dziś mamy szansę zmienić rozpadające się bloki energetyczne i przedwojenne kopalnie na urządzenia najwyższej generacji.

Możemy – pod warunkiem, że podejmiemy dziś strategiczne decyzje o wielkich inwestycjach.Ogromna szansą jest poszukiwanie sposobu na czystą eksploatację węgla, na korzystanie z energii odnawialnych, biomasy, elektrowni wodnych i wiatrowych, wreszcie na korzystanie z energii jądrowej. Ale kiedy my mówimy wyłącznie o tym, by opóźnić wprowadzenie surowszych limitów emisji Co2, i straszymy wysokimi kosztami ograniczenia tych emisji, takie firmy jak wspomniany Vatenfall już inwestują kilkadziesiąt milionów dolarów w poszukiwanie technologii umożliwiającej wychwytywanie i przechowywanie dwutlenku węgla, a Shell tworzy zespoły badawcze projektujące, jak będzie wyglądać świat po zmianach klimatycznych.

Czy wynika to z tego, że szefowie tych firm mają bardziej miękkie serca, są lepszymi ludźmi, bardziej wrażliwymi na cierpienia mieszkańców Bangladeszu? Nie, oni są po prostu myślącymi racjonalnie wizjonerami, którzy chcą, by ich firmy przewodziły rynkowi także za dziesięć i 20 lat. Są firmy, które tego nie robią. Właściciele elektrociepłowni i cementowni stają dziś na głowie, by udowodnić, jak bardzo drogie będzie przejście na nowe technologie. W Polsce przeprowadzili bardzo zręczną kampanię, której ulegli politycy. Bo zagrali na tym, na czym grać najłatwiej – ludzkim strachu. W tym przypadku na strachu przed podwyżkami cen za prąd w naszych domach. 

Biznes nie lubi ryzyka

Duża część biznesu ma naturalną tendencję do zawyżania kosztów potencjalnych zmian, które im zagrażają. Tak było kilkanaście lat temu np. z przewidywanymi kosztami zlikwidowania freonu w sprzętach gospodarstwa domowego. Ostatecznie okazały się kilkanaście razy niższe od przewidywanych, a firmy, które szybko przestawiły się na nowe technologie, zarobiły na tym spore pieniądze. Lodówki wcale zaś nie podrożały. Dodano im za to przy okazji wiele nowych funkcji.Wiadomo już, że inwestowanie w ekologiczne rozwiązania zwykle okazuje się świetnym biznesem. Najlepiej przekonali się o tym Japończycy i Amerykanie, z których jedni wygrali, a drudzy ponieśli klęskę.

Kiedy Japończycy stawali na głowie, by wyprodukować samochody spalające mniej benzyny, a więc bardziej przyjazne środowisku, Amerykanie pewni swego cieszyli się swoimi pięciolitrowymi limuzynami. Grube ryby z Detroit były pewne, że ich klienci sami z siebie nie zrezygnują ze swoich wielkich aut. Bo przecież benzyna była w Stanach tak tania. I Amerykanie tak bardzo kochają wygodę. Bardzo szybko się okazało, że amerykańscy konsumenci wybrali znacznie tańsze w eksploatacji, zwinne auta produkowane na Dalekim Wschodzie. Dziś rynek amerykański zalany jest oszczędnymi toyotami, a General Motors, Chrysler i Ford ledwo zipią. Podobny sukces czeka zapewne producentów energooszczędnych żarówek, które za chwilę będą musiały stanieć, kiedy staną się masowym sprzętem. W każdej dziedzinie wygrają ci, którzy najszybciej przygotują się do zmian.

Szybciej wygrają te państwa, których politycy uznają za strategiczne inwestycje w nową energię. Wiedzą to już Duńczycy i Niemcy, których rządy zdecydowały, by wspomagać inwestycje, np. farmy wiatrowe. Dziś Dania ogromną część swej energii czerpie ze źródeł odnawialnych, a ich stworzenie przyniosło setki tysięcy nowych miejsc pracy. W przypadku Polski oznacza to także pracę na wsi i w małych ośrodkach. Francuzi zainwestowali w elektrownie atomowe i dziś nie mają aż tak wielkich problemów z uzależnieniem od rosyjskiego gazu. Wiedzą o tym doskonale biznesmeni i politycy z najbogatszego stanu USA – Kalifornii, która zyskała bardzo dużo na wprowadzeniu proekologicznej polityki.

Tyle że ta rewolucja nie przyjdzie sama. Biznes sam nie zdecyduje się na podjęcie radykalnych zmian. Bo każdy prezes spółki zależy od właściciela, który oczekuje dobrego wyniku na koniec roku, zwłaszcza w czasach kryzysu. Na poszukiwania i inwestycje pozwalają sobie najwięksi i najmądrzejsi. A świat nie składa się wyłącznie z ludzi mądrych, i do tego lubiących ryzyko.Takie zmiany może stymulować państwo, bo państwo ma do tego odpowiednie narzędzia. Tyle że aby takie decyzje podejmować, trzeba mieć wizję, odwagę i dobrych ekspertów. Niestety, nieprzypadkowo przemówienie Donalda Tuska otwierające klimatyczny szczyt w Poznaniu było tak bezbarwne. Polski premier stracił szansę narzucenia tonu poznańskiej debacie, nie przedstawił żadnej wizji ani pomysłu, ograniczył się do powtarzania ostrożnych banałów.  

Wiatr ze wschodu

Eksperci się spierają, czy powinniśmy wchodzić bardziej w energię atomową, w poszukiwanie sposobów na czystą eksploatację węgla czy inwestowanie w energię ze źródeł odnawialnych. Ważne jest jednak, by państwo uznało to za sprawę priorytetową. Bo poza modernizacją załatwić nam to może dwie inne sprawy. Pierwszą jest kwestia bezpieczeństwa energetycznego. W ostatnich latach słusznie uznano to za bardzo poważny problem.

Trzeba szukać oczywiście nowych źródeł gazu, ale zamiast się koncentrować wyłącznie na tych bardzo skomplikowanych operacjach i budowie nowych tras przesyłu, można spróbować zmniejszyć uzależnienie, zastępując rosyjski gaz wiejącym ze wschodu wiatrem, którego Władimir Putin nie zatrzyma. To oczywiście pewna przenośnia, bo energia wiatrowa ma ograniczone możliwości, ale wskazująca kierunek działania.Jest też zysk innej natury. Wizerunkowy i polityczny. Stając na czele batalii o tworzenie czystej energii, zyskujemy olbrzymie atuty polityczne, zwłaszcza wśród krajów europejskich.

Nasi politycy często tłumaczą, że opłaca się być aktywnym w NATO, opłaca się wysyłać nasze wojska za granicę i uczestniczyć w rozmaitych przedsięwzięciach, bo wtedy mamy szansę wpływać na kształt sojuszu i podejmowane tam decyzje. I to prawda. Warto. Tak samo warto być bardzo aktywnym na innych ważnych polach. Zwłaszcza na takim, który może nam przynieść wiele zysków. I tak będziemy musieli wkrótce wymienić nasze rozsypujące się bloki energetyczne. I tak będziemy musieli ograniczać emisję CO2. I tak musimy szukać innych źródeł energii. Więc może warto spróbować.

Podpowiem jeszcze politykom: z badań wynika, że młodzi ludzie są bardzo wrażliwi na te kwestie. Dbanie o środowisko i nowe technologie jest trendy. Nie tylko w Kalifornii. U nas już też. Możecie na tym tylko wygrać. I w gazetach na świecie dobrze o was napiszą. I w stolicach europejskich będą wam klaskać. Przy okazji może uda się załatwić kilka innych spraw. Pomyślcie. Opłaca się. 

Igor Janke
O mnie Igor Janke

Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka