Kiedy w grudniu „Gazeta Polska” opublikowała tekst oskarżający abpa Wielgusa o współpracę ze służbami PRL wylano na tygodnik kubeł pomyj. Publikacja rzeczywiście nie spełniała standardów, bo nie opublikowano żadnych dowodów. Ten tekst krytykowali niemal wszyscy. Sam się dystansowałem od tej publikacji.
Dzisiaj wiemy już, że napisano tam prawdę. Trudno się teraz z tym zmierzyć, ale skoro kamieniowaliśmy Sakiewicza, to wróćmy teraz do tego tematu, kiedy wiemy już więcej. Sam jestem w rozterce.
Z jednej strony, jako dziennikarz, dalej uważam, że tekstów zawierających tak ciężkie zarzuty, w których nie publikujemy dowodów, drukować nie można. Z drugiej strony, patrzę na to jako zwykły obywatel.
Zastanówmy się – wolelibyście, żeby Tomek Sakiewicz nie dał tego tekstu? A gdyby go wtedy nie dał, cała sprawa nie wyszłaby na jaw? Jak rozumiem, była to próba powstrzymania ingresu. Próba szaleńcza, to prawda. Ale czy lepiej by było, żebyśmy tego nie wiedzieli?
To ten tekst wywołał całą lawinę. Wszyscy krytykowali , ale podejrzewali, że coś jest na rzeczy. To po tym tekście powstały obie komisje, to po tym tekście dokumenty zostały ujawnione.
Swoja drogą nie wiem dlaczego „GP” nie opublikowała dokumentów już wtedy. Warto, by nasz „Wróg ludu” to wyjaśnił. Ale warto też, by wszyscy, którzy tak krytykowali tę publikację, zastanowili się nad tym teraz raz jeszcze. Należy się to Sakiewiczowi .
Mam wątpliwości, czy to co zrobił było robotą czysto dziennikarską. Raczej obywatelską, może nawet na swój sposób polityczną. Ale jako obywatel myślę sobie, że dobrze się stało, że ten tekst się ukazał.
A co Wy o tym myślicie? Bardzo ciekawi mnie głos naszych internautów, ale też dziennikarzy.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka