W trakcie kampanii wyborczej liderzy wszystkich liczących się partii wypowiedzieli się krytycznie o tzw. „umowach śmieciowych”. Ale jaka jest prawda? Okaże się dopiero w nowym parlamencie.
Termin „umowy śmieciowe” pojawił w przestrzeni publicznej niedawno. Jak go rozumieją posługujęce się nim osoby, nie jest jasne. Dla mnie "śmieciowe" są wszystkie te umowy, które są stosowane (najczęściej wymuszane przez pracodawców), wyłącznie dla nieuczciwej ucieczki od kosztów ZUS, albo dla uniknięcia kodeksowej ochrony pracowników. Największy niepokój o interpretację tego pojęcia odczuwam, gdy słyszę go w ustach Premiera albo innych posłów Platformy. Ostatnio miałem okazję słyszeć takie deklaracje na spotkaniu ze studentami Uniwersytetu Gdańskiego. Z wypowiedzi młodych ludzi wynikało jasno, jak bardzo negatywnie oceniają zjawisko „umów śmieciowych”. Chciałbym wierzyć, że składane w tej sprawie podobnie negatywne deklaracje obecnych na spotkaniu przedstawicieli poszczególnych ugrupowań to nie tylko wyborczy koniunkturalizm.
Niestety, mam uzasadnione powody, by w to wątpić. Zbyt dobrze pamiętam projekt zmian do Kodeksu Pracy, który pojawił się w Sejmie na początku 2009 roku nazwany od nazwiska autora ”Pakietem Szejnfelda”.
Projekt polegał na wyjęciu spod działania wielu zapisów Kodeksu Pracy pracowników w małych firmach, dziesięcioosobowych i mniejszych. Spośród licznych zmian przytoczę tylko dwie:
- zdjęcie z pracodawcy obowiązku rejestracji czasu pracy pracowników;
- dopuszczenie możliwości zwalniania kobiet w ciąży;
Pomysły haniebne, wręcz niewiarygodne. Zagrożenie w wielkim stopniu dotyczyło także pracowników kilkudziesięcioosobowych podmiotów! Przecież „biznesmen” potrafi! Na Komisji Trójstronnej związki zawodowe natychmiast stanęły murem przeciw. Muszę przyznać, że organizacje pracodawców również uznały absurdalność tych propozycji. Jednomyślny opór partnerów społecznych wobec projektu ustawy sprawił, że przedstawiciel Rządu złożył deklarację: proces legislacyjny tego projektu zostanie zatrzymany. Słowa dotrzymano, ale nieufność pozostała. Tym bardziej, że następują kolejne zdarzenia. Np. Ministerstwo Zdrowia oficjalnie nakłania do omijania prawa przez zastępowanie stosunku pracy tzw. kontraktami.
Naruszany jest art. 22 KP, który stanowi że:
- zatrudnienie w określonych warunkach… jest zatrudnieniem na podstawie stosunku pracy, bez względu na nazwę zawartej przez strony umowy.
- te warunki, to: wykonywanie pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę.
Uchwalona już ustawa o działalności leczniczej, wchodzącymi w życie od 1 stycznia 2012 roku rygorami finansowymi zmusza dyrektorów szpitali do szukania oszczędności przez zastępowanie stosunku pracy fałszywym samozatrudnieniem.
Kolejne skandaliczne zdarzenie miało miejsce w tym roku. Pod koniec sierpnia w Senacie doszło do głosowania, (ale dzięki Bogu, kilkoma głosami odrzucono projekt Platformy) wprowadzenia w Ustawie o działalności artystycznej, zakazu nawiązywania stosunku pracy na czas nieokreślony.
Zanik stałego stosunku pracy w Polsce postępuje. Już mniej niż połowa pracowników jest zatrudniona na czas nieokreślony. Kiedy się obudzimy, może być za późno. Budujemy kolejną ogromną barierę rozwoju kraju.
Były przewodniczący NSZZ "Solidarność", Poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka