Podczas mej obecności na pewnym przystanku autobusowym z jakiegoś autobusu wysiadły dziedzi w wieku gimnazjalnym. Tak: dzieci - bo gimnazjaliści to także dzieci, to nadal dzieci.
Byłem świadkiem ich zachowania przez krótki czas, gdyż szybko nadjechał "mój" autobus.
Nawet obecne na tym przystanku osoby w wieku studenckim - czyli osoby nieco starsze od owych "gimnazjalnych dzieci" - były mocno skonsternowane wylgarnym a nawet wyuznanym (zwłaszcza w przypadku jednej dziewczyny) słownictwem tych dzieci.
To przykre, że współczesne dzieci tak często zachowują się, jakby ich matką była dziwka, a ojcem alfons - niczym z marnych filmideł dla ludzi bez gustu!
Co na to: rodzice, szkoła, pedagodzy, pedeutolodzy, Minister Edukacji Narodowej, kandydaci na wszelaknie urzędy publiczne oraz osoby zajmujące takie urzędy???
Czy oni w ogóle zdają sobie sprawę z tego, że owocem tak zwanego bezstresowego wychowania jest dodatkowy stres u osób, na które dziełają tak (z)deprawowani ludzie?
Czy kiedyś jakiś minister od szkolnictwa poda się do dymisji z powodu szerzącej się aktualnie wulgarności wśród uczniów?
