Kamil Durczok nie żyje. Fot. PAP/Andrzej Grygiel
Kamil Durczok nie żyje. Fot. PAP/Andrzej Grygiel
Sławomir Jastrzębowski Sławomir Jastrzębowski
7875
BLOG

Interesujący case Kamila Durczoka

Sławomir Jastrzębowski Sławomir Jastrzębowski Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 145

Świeża śmierć Kamila Durczoka przyniosła ze sobą spolaryzowane, gwałtowne emocje. W przestrzeni publicznej fani upadłego dziennikarza wypowiadali wprost, pod nazwiskami, obwiniające świat, albo część świata oskarżenia „zaszczuli go nam”, natomiast jego antagoniści zastanawiali się (także pod nazwiskami) dlaczego o zmarłych trzeba mówić tylko dobrze, i że w tym przypadku w imię prawdy mówić powinniśmy raczej o „kanalii”. Celem tego tekstu nie jest jednak namysł, jak właściwie powinniśmy mówić o zmarłych, tym bardziej o świeżo zmarłych, błąkając się między cywilizacyjnie nabytą wrażliwością a wrodzonym żądaniem prawdy. To nie o tym. Ten tekst jest raczej publicystyczną zachętą do wykonania dość ważnej, jak sądzę i pouczającej, mam nadzieję, pracy nad Durczokiem, nad sylwetką, osobą, karierą i absolutnie koncertowym stoczeniem się na samo dno ważnej kiedyś postaci w polskich mediach. Krótko mówiąc Durczok jako case.

Case, czyli po prostu przypadek, to na studiach, wykładach, seminariach, kursach dla menedżerów, dziennikarzy, przedsiębiorców, psychologów a może i terapeutów czy ludzi po prostu ciekawych, możliwość poszerzenia własnej świadomości dotyczącej ludzkiej natury, charakterów, mechanizmu robienia kariery, ale i radzenia sobie lub też właśnie kompletnego nieradzenia sobie z kryzysem.

W optymistycznej wersji świeżo zmarły Durczok, czy właściwie case Durczoka, odpowiednio przeanalizowany i spointowany mógłby być może uratować komuś życie, właśnie dlatego, że swojego spektakularnie nie uratował. Tu trzeba by solidnej pracy na pograniczu dziennikarstwa i pewnie psychologii. Przeanalizowania chronologii, wywiadów, dokumentów, przeprowadzenia rozmów z jego znajomymi, ale być może także z jego ofiarami, które teraz mogą pozwolić sobie na większą otwartość. Bez ckliwości i rewanżyzmu.

Ktoś może oczywiście powiedzieć, że jest zdecydowanie za wcześnie, żeby to robić i to jest oczywiście prawda. Zresztą jest to taka sama prawda, jak to, że robić to trzeba właśnie teraz, kiedy nie zatarła się pamięć i może także emocje, które go otaczały, a które w całym tym procesie były nadzwyczaj ważne. Emocje skrajne. Skupić trzeba by się zapewne na punktach, pytaniach. Jak to się stało, że ten właśnie Ślązak zrobił ogólnopolską karierę? Jaki był w tym udział jego pracowitości, cech charakteru (jakich?), a jaki pomyślnego wiatru zmian, który Durczok umiejętnie złapał w żagle? Czy cechy, które przyniosły mu sukces nie zniszczyły go potem: „Rurku, nie wkur… mnie. Od dwóch dni jest tak upierdol… stół tutaj”? Czy gdyby nie publikacje „Wprost” z 2015 roku o jego mobbowaniu i molestowaniu seksualnym podwładnych dalej byłby na szczycie? I teraz najważniejsze, te 6 lat od 2015 roku. Wyrzucony z pracy wpada w korkociąg zatracenia. Nie radzi sobie z niczym. Pada jego firma, małżeństwo nie wytrzymuje, wpada w totalny alkoholizm, a wreszcie okazuje się, że fałszuje podpisy na dokumentach bankowych. Taki twardy, a taki miękki. Coraz więcej frustracji, która znajduje odbicie w jego wpisach w mediach społecznościowych. Nie jest już dziennikarzem, tylko oszalałym hejterem atakującym na oślep przede wszystkim jedną opcję polityczną. Bez finezji, taktu z kwintesencją brutalnego chamstwa. Jakby się mścił? Po śmierci Krzysztof Skiba ujawnia, że Durczok pił w ostatnim okresie alkohol szklankami. Droga do zatracenia? Brak siły i wiary, żeby wstać? Za miękki na twardziela, którego chciał grać.

Miałem nieprzyjemność jakoś tam znać Durczoka. Z mojego subiektywnego punktu widzenia całkiem nieciekawa postać. Uważam jednak, że case Durczoka jest fantastycznie wprost ciekawy. Ktoś powinien wykonać tę robotę. Będzie niezwykle pożyteczna.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura