Jak donosi "Dziennik", w miejsce akcyzy na samochody, rząd planuje wprowadzenie podatku ekologicznego.
Najwięcej zapłacą kierowcy jeżdżący motoryzacyjnymi starociami: 3 tys. zł za auto sprzed 1992 r. Właściciele pojazdów, których wiek nie przekracza 9 lat, zapłacą około 500 zł. Wygrają ci, którzy kupią samochód prosto z salonu, podatek za małolitrażowe auto to zaledwie 100 zł.
W ten sposób ludzie o niskich dochodach, których nie stać na nowe samochody, będą płacili o wiele większe podatki niż ludzie majętni.
Powiedzmy sobie jasno, tu wcale nie chodzi o ekologię itp. bzdury. Taka konstrukcja podatku ma wymusić na ludziach kupowanie możliwie często nowych samochodów. Ale Polska to nie Francja czy Niemcy, u nas dochód na jednego mieszkańca jest wielokrotnie niższy, a samochody jeżeli nie droższe, to z pewnością nie tańsze, niż w zachodniej Europie.
Rodzi się kolejne pytanie: dlaczego rząd wspiera w ten sposób producentów samochodów, a pominął producentów telewizorów, pralek i lodówek? Nowe telewizory LCD nie emitują szkodliwego promienowania, tak jak stare, z kineskopami, jako mniej szkodliwe powinny być niżej opodatkowane, a za eksploatację starego należy nakładać podatek ekologiczny. Podobnie jest z pralkami i lodówkami. Stare zużywają więcej energii, a bardzo stare lodówki zawieraj (o zgrozo!) freon - więc istnieją mocne podstawy do przywalenia podatkiem ekologicznym.
Jestem katolikiem, swoją wiarę traktują bardzo serio. Mam poglądy konserwatywne jak chodzi o sferę obyczajowości, i liberalne, gdy chodzi o gospodarkę.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka