Infantylizm to wspólny mianownik sanitaryzmu (kultu histerycznego strachu), ekologizmu (mizantropicznego rozczulania się nad przyrodą), technokratyzmu (rezygnowania z fizycznej rzeczywistości na rzecz wirtualnej nierzeczywistości) i neomarksizmu (pieniactwa opartego na wymyślonych tożsamościach). Nie ma on nic wspólnego z wrażliwością, czułością czy duchowym dziecięctwem, za to ma aż nadto wiele wspólnego z intelektualną miałkością, emocjonalną niedojrzałością, kulturową nonszalancją i roszczeniowym samozadowoleniem.
Jest to więc bardzo szkodliwe zjawisko, któremu należy dawać stanowczy i bezwzględny odpór. Dzięki temu można przeciwstawić się za jednym zamachem większości najbardziej ogłupiających, demoralizujących i degradujących procesów, jakim jest obecnie poddawana ludzkość. W warstwie pozytywnej można zaś w ten sposób nie tylko skutecznie zabezpieczyć indywidualną wolność i godność, ale też użyć ich w celach licujących z nieskończoną wartością owych atrybutów. Atrybutom tym służy bowiem dziecięca szczerość, ufność i prostota, ale niewiele rzeczy poniża je tak bardzo, jak ich bałamutne atrapy: infantylna bezceremonialność, naiwność i dezynwoltura.