Jerzy Korytko Jerzy Korytko
3209
BLOG

Najnowsza hipoteza przebiegu katastrofy smoleńskiej.

Jerzy Korytko Jerzy Korytko Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 42

Nie jestem znawcą „technicznych aspektów” katastrofy smoleńskiej. W tym zakresie posiłkuję się wiedzą innych blogerów. I właśnie ostatnio pojawiły się nowe, bardzo istotne ustalenia przez takich znawców zagadnień lotniczych dokonane. O co chodzi – otóż dostrzeżono następujące fakty: po pierwsze w stenogramach odnaleziono ślady precyzyjnego naprowadzania samolotów rankiem 10 kwietnia. Podążając tym tropem dopatrzono się na filmach-zdjęciach obecności tego ranka w Smoleńsku mobilnych urządzeń technicznych zapewniających takie właśnie możliwości. Wskazano na to, że w stenogramach zarejestrowała się wypowiedź mówiąca o tym, że ostatnie podejście Tupolew będzie wykonywał w „automacie” a to było tylko możliwe w reżimie precyzyjnego naprowadzania. I wreszcie – bloger Aerozolinti (istotny wkład włożył Jeremy Flamewater), który te wszystkie okoliczności zebrał i połączył w jedną spójną całość, wykazał, że w logach TAWS zapisał się ślad przestawienia częstotliwości odbiornika nawigacyjnego na wiązkę najprawdopodobniej sygnału lotniska Siewiernyj. Wniosek końcowy – załoga Tupolewa była w końcowej fazie lotu precyzjnie naprowadzana. Kłamstwem więc jest, że piloci nie zdawali sobie sprawy z położenia samolotu względem terenu - co miało być powodem katastrofy wg oficjalnych raportów. Ale równocześnie analiza toru lotu Tupolewa wskazuje na to, ze kierowali się  w docelowe miejsce odległe od progu pasa o 1200 metrów.  Także bloger Wlodek_K  zwracał na to uwagę. A przecież samolot miał być cały czas „na kursie i na ścieżce”. I celował w fałszywy punkt? Kilka tygodni temu zarysowałem jako pierwszy ogólną tezę, że mogło być właśnie tak – za sprawą błędnego, celowo fałszywego naprowadzania Tupolew zmierzał w kierunku pułapki. Upewniały go w tym fałszywe radiolatarnie i (to warunek również podstawowy) fałszywe oświetlenie. Przecież APMy – to reflektory zamontowane na przyczepach samochodowych. Nie było z tym problemu. O tym, że nasi piloci  podchodzili spokojnie, bez obaw do lądowania świadczy końcowa część stenogramów. Piloci odczytują beznamiętnie coraz niższe wysokości…. Tak jak właśnie to się robi w trakcie normalnego, bezproblemowego lotu… Czy mieli powody by się czegoś obawiać? Przecież ich naprowadzano, mijali markery radiolatarni, byli cały czas „na kursie i na ścieżce” dostrzegli wreszcie oświetlenie lotniska…..Miejsce pułapki wybrano odległe od początku pasa o około 1200 metrów. Ale najprawdopodobniej piloci zorientowali się w sytuacji i udało im się w ostatniej chwili samolot poderwać do góry. Ale to nie był koniec.

Decydując się na zamach jego sprawcy musieli przewidzieć i taką sytuację. Nie mogli pozwolić, by samolot jednak doleciał do lotniska – na jaw wyszły by wszystkie okoliczności stawiające władze rosyjskie w  bardzo trudnej sytuacji. Okoliczności mówiące, że przygotowywano zamach na polskiego Prezydenta mówiąc wprost. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Dlatego coś tam dodatkowo, jako domknięcie pułapki przygotowano…. dlatego liczni świadkowie wydarzeń wskazywali na jakieś wybuchy, błyski, kule ognia wokół lecącego jeszcze Tupolewa…

Jest rzeczą oczywistą, że w tym scenariuszu wypadków jest miejsce dla fałszywego miejsca katastrofy. Po pierwsze – to najlepiej udowodniony fakt. Przemawia za tym wymowa zdjęcia satelitarnego z 5 kwietnia. Jedyny praktycznie dowód mówiący o okolicznościach katastrofy smoleńskiej nie pochodzący od Rosjan. Rosjanie mieli określone plany organizując zamach. Plan ten na pewno zakładał śmierć „Głównego Pasażera”, zapewne generalicji także.  Gdyby samolot spadł z nieznacznej wysokości na skutek tylko fałszywego naprowadzania (pierwszy poziom pułapki) to nie można by przewidzieć jaki los spotkał by pasażerów. Zapewne część z nich by przeżyła. A największe szanse przeżycia zapewniała salonka prezydencka. Przestrzeń kabiny najlepiej zabezpieczona. Dlatego musiano przygotować fałszywe miejsce katastrofy i to w takim kształcie, by nie było wątpliwości, że wszyscy zginęli.

Bloger Aerozolinti między wierszami swoich notek dawał do zrozumienia, że jego zdaniem, piloci wyrwali się jednak z pułapki. Uważam podobnie. I dlatego w poprzedniej notce wskazałem miejsce – różne od tego „oficjalnego”, w którym być może upadł Tupolew. Odnalazłem je posiłkując się następującymi przesłankami – musiało być zapewne między 1200 metrów od początku pasa – a miejscem „fałszywej” katastrofy - ale na torze lotu, owej "glissadzie". Myślę, że przygotowując fałszywe miejsce katastrofy Rosjanie kierowali sie takimi samymi przesłankami - to miało być niedaleko i na prawdziwym torze lotu Tupolewa. Szukałem takiego odpowiedniego miejsca i je znalazłem. Moim zdaniem. Oto one:

Najnowsza hipoteza przebiegu katastrofy smoleńskiej./ul. Gubienki - okolice Autokomisu/

Porównanie tego obszaru na kolejnych zdjęciach satelitarnych wskazuje na to, że to jest miejsce gdzie na zdjęciach z 11 i 12 kwietnia rośnie jakiś lasek  –  ale tego lasku na zdjęciu z 25 czerwca 2010r. (zdjęcie powyżej) już nie ma. To mnie właśnie zastanawia - dlaczego ten lasek w całości wycięto, właśnie wówczas? Przecież obok jakieś duże nawet kępy drzew rosną do dziś. Ponadto - miniaturki foto na Google Earth wskazują dodatkowo, że w lasku tym, jeszcze w następnych dniach po katastrofie, leżało kilka dużych części Tupolewa. M. innymi duży fragment skrzydła jakiegoś samolotu, z którym był ten problem, że zdaniem kilku blogerów owe skrzydło było "nadprogramowe". Pozostało miejsce odróżniające się bardzo od reszty terenu, jak gdyby wypalone albo zniszczone jakimiś działaniami, na którym nie odrosła jeszcze nawet trawa. Zauważmy - to nie jest jakieś przypadkowo wybrane miejsce - to tutaj znaleziono kilka dużych fragmentów Tupolewa. To w pobliżu był zapis TAWS #38.  Fakt, że na zdjęciach z 11 i kolejnych dni nie widać tam Tupolewa, jego wraku czy jakichś większych pozostałości o niczym nie przesądza. W tym czasie zaobserwowano na miejscu w Smoleńsku śmigłowce o odpowiednio dużym udźwigu i był czas by to ukryć, posprzątać. Znana jest wypowiedź min. Szojgu, z pierwszych godzin po katastrofie, w której mówił, że Tupolew w trakcie katastrofy przełamał się na dwie części, które leżą od siebie o ok. 800 metrów. Czyżby się asekurowali na wypadek, gdyby ktoś zauważył inne miejsce położenia wraku Tupolewa i sprawę nagłośnił w mediach? Bo relacje świadków, że to właśnie w tym miejscu Tupolew spadł są. Gdy chodzi o te relacje to wskazać trzeba na to, że są w tym względzie bardzo rozbieżne. Ale są i takie, które to miejsce upadku lokują właśnie obok autokomisu.   /link do relacji zebranych przez Zespół/

Tutaj przytoczę tylko jeden taki opis, z tego względu, że to nasza rodaczka jest jego autorką: 

/Rozdział zestawienia zeznań świadków -  ulica Gubienki, okolice Autokomisu/

· Świadek 40 – ALEKSANDRA PACZKOWSKA zastępowa z 5 Toruńsko- Lubickiej Drużyny Harcerek „Połoniny” W drodze powrotnej, wyjeżdżając ze Smoleńska trafiliśmy na miejsce wypadku… Pierwsze co zobaczyłam to połamane drzewa. Były tak pościnane, że wydawało się jakby zrobił to jakiś ogrodnik. Równo, na jednym poziomie. Kierując wzrok w drugą stronę głos uwiązł mi w gardle. W krzakach, otoczonych taśmą leżało połamane skrzydło samolotu. Podeszłam bliżej. Krzyki rosyjskiego milicjanta wpadły jednym uchem i wyleciały drugim. Stałam jak słup soli i patrzyłam na kawał połamanej blachy. Tragizm tego zdarzenia był przeogromny. Skrzydło wbite w ziemię przerażało swoją potęgą. Gdy wsiedliśmy do samochodu, by ruszyć w dalszą drogę do Polski, natknęliśmy się jeszcze na kadłub samolotu, który leżał na środku jezdni.”

Co mnie w tej relacji uderza - opis ściętych drzew. Na jednym, równym poziomie, tak jak tego się należało spodziewać w wypadku przyziemienia samolotu  w jakimś lesie. To bardzo istotne spostrzeżenie. Przecież trudno naszą harcerkę podejrzewać o konfabulację. A tego właśnie brakowało na fałszywym wrakowisku, są dowody, że tam lasek wycieto przed katastrofą - zapewne by nie można było kwestionować braku takich śladów w drzewostanie.. Myślę też, że te zaobserwowane przez naszą harcerkę ślady były powodem szybkiego wycięcia lasku obok Autokomisu. No i ten kadłub samolotu leżący na środku szosy? Cokolwiek druhna Aleksandra widziała - to przecież tam tego nie miało prawa być! I to co później mi się nasunęło - jeżeli Tupolew rozpadł się powietrzu - to co leżało na polance obok lotniska?

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (42)

Inne tematy w dziale Polityka