Ponieważ smoleńskie śledztwo zmarło, prokuratura od dawna niczego istotnego nie przekazuje nam do wiadomości – ponownie zajmę się sprawą znaną, ale, moim zdaniem, niedocenianą, o której się wie, ale bagatelizuje się ją. Ta sprawa to ustalenia prof. Chrisa Cieszewskiego dotyczące dziwnej „wędrówki” elementów wraku po katastrofie. To mniej znany aspekt badań Profesora. Zazwyczaj, gdy słyszymy o jego ustaleniach na myśl przychodzi nam sprawa złamania brzozy rosnącej na działce Bodina albo analiza pochodzenia „białych plam” widocznych na zdjęciu satelitarnym z 5 kwietnia.
Rzeczywiście, tamte jego analizy, ustalenia mają fundamentalne znaczenie dla falsyfikacji oficjalnej wersji przebiegu katastrofy. Ale to nie oznacza, że analiza położenia części wraku samolotu, dokonana przez Chrisa Cieszewskiego na podstawie zdjęć satelitarnych, ma mniejsze znaczenie. Patrzymy tylko na tą sprawę z niezbyt dużą uwagą, nie dostrzegamy wszystkich jej implikacji. Pora przypomnieć spostrzeżenia Profesora.
W prezentacji dostępnej tutaj prof. Cieszewski m. innymi pisze:
5.5. Doniesienia o zmienionym usytuowaniu szczątków w komunikatach rządowych oraz w mediach i w Internecie
Informując o głównych zmianach usytuowania największych elementów na obrazach z 11 i 12 kwietnia zauważyliśmy, że położenie szczątków (miejsce katastrofy) było nie tylko zmieniane na miejscu, co mogło wynikać z decyzji przemieszczenia różnych elementów ale także, że już zmienione usytuowanie szczątków było następnie przekazywane przez agencje rządowe jako rzekomo dokładne oryginalne usytuowanie szczątków samolotu.
Zastanówmy się nad sensem tego wniosku patrząc na niego z dzisiejszej perspektywy. Moim zdaniem to niezwykle ważna sprawa. Otóż zdjęcia satelitarne okolic lotniska w Smoleńsku z 11 i 12 kwietnia dostarczają dowodu, że Rosjanie, bez porozumienia z naszą stroną, dokonywali przemieszczania części wraku a jako ostateczne, rzekomo „oryginalne” jak określa Cieszewski, podano położenie elementów wraku już po dokonaniu licznych zmian. Co najmniej siedem dużych elementów wraku zmieniało w ten sposób miejsce. Cieszewski stwierdza ponadto, że Rosjanie maskowali te działania – ukrywali bowiem obecność ciężkiego sprzętu na miejscu katastrofy – niezbędnego do dokonania owych przemieszczeń.
Ponieważ ustalone odległości przemieszczenia nie były jakieś nadzwyczaj duże, ponadto - dotyczyły raczej mniej istotnych części wraku, przynajmniej nie tych kluczowych – sprawę zbagatelizowano. Ot, typowy rosyjski „bardach”. Zrobiono to zapewne by zawęzić obszar wrakowiska. By łatwiej było zapewnić nad nim kontrolę. Tak to niektórzy tłumaczyli. Ale dziś wiemy więcej. Można i trzeba spojrzeć na sprawę bardziej wnikliwie.
Po pierwsze – z wielu przesłanek wynika, że na wskazanej jako miejsce katastrofy „polance” koło lotniska Siewiernyj nie było żadnej katastrofy. Że to miejsce jest fikcyjne. Pisałem o tym wielokrotnie. Argumenty przemawiające za takim wnioskowaniem są dobrze znane. I dlatego ustalenia Cieszewskiego są takie ważne. Ponieważ są kolejnym mocnym dowodem na to, że na polance Rosjanie stworzyli fikcyjne miejsce katastrofy Tupolewa.
Jest wiele relacji mówiących o tym, że zaraz po katastrofie kilka, i to bardzo dużych także, elementów jakiegoś samolotu leżało w okolicach autokomisu. Miejscu odległym od polanki o kilkaset metrów. Ktoś powie – no ale przecież kadłub samolotu, jego główne części – to przecież leżało na polance już 10 rankiem. No właśnie – i z tym jest pewien problem.
Żeby zrozumieć jego istotę należy poznać inne jeszcze odkrycie Profesora. Otóż na zdjęciu satelitarnym z 5 kwietnia dostrzegł on sławetne „białe plamy”, które zidentyfikował jako „dzieło aktywności człowieka”. Wykluczył, by były to płaty leżącego śniegu, jak wcześniej uważano. Tak więc – ponieważ przez 3 dni po katastrofie Rosjanie nikogo nie dopuścili z naszej strony (ani prokuratorów ani przedstawicieli KBWL) do miejsca zdarzenia – to tak naprawdę nie wiadomo co tam leżało. Osobiście przypuszczam, że położono tam jakis lotniczy złom. Teraz ważna sprawa. Moim zdaniem najważniejsza.
Jest udowodnione, że Rosjanie nawet w kolejnych dniach po katastrofie dokonywali przemieszczania elementów wraku w celu uprawdopodobnienia miejsca katastrofy. Dlaczego? Poniewaz nie wszystko udało im się "posprzątać" od razu, tego samego dnia.... A co wobec tego mogło mieć miejsce już 10-tego? Jest dla mnie rzeczą absolutnie pewną, że najważniejsze części wraku to wówczas zostały przemieszczone. Albo przeniesione na polankę - albo gdzieś odwiezione, ukryte. Te prace wymagały czasu, odpowiednich środków, to musiało trwać, zważywszy na okoliczności. Dlatego pewne fragmenty wraku przemieszczali w kolejnych dniach I to właśnie współgra z relacjami świadków, o których pisałem w tej notce. Tyle, że akurat zdjęcia satelitarne z 10 kwietnia nie są dostępne. Najprawdopodobniej zostały przekazane naszej Prokuraturze przez Departament Sprawiedliwości USA w ramach pomocy prawnej. Ale je póki co utajniono. Tym niemniej cała sprawa stanowi kolejny mocny dowód inscenizowania, sztucznego kreowania miejsca rzekomej katastrofy na polance koło lotniska. Na koniec taka mała „drobnostka” - przemawiające do wyobraźni ułożenie kadłuba wraku kołami do góry uzyskano podpierając go drewnianymi kołkami:

Na marginesie - jak przy wielu innych okazjach (np. jak w sprawie zdjęć brzozy na działce Bodina bez wbitych w nią odłamków) zastanawia stanowisko naszej prokuratury. Sprawa jest od dawna znana, wiadomo, że opis położenia części wraku Tupolewa przedstawiany przez Rosjan nie odpowiada prawdzie. A nasza prokuratura milczy.....
Inne tematy w dziale Polityka