Jerzy George Jerzy George
2747
BLOG

USA - oszustwa wyborcze, których nie było

Jerzy George Jerzy George USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 129

Trump wielokrotnie ostrzegał i przekonywał swoich zwolenników na wiecach wyborczych, że jego przegrana jest możliwa tylko wtedy, gdy wybory zostaną sfałszowane. Metodą Goebbelsa (kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą) wbił do głowy każdemu, kto go popierał, następujące równanie:

moja przegrana = sfałszowane wybory 

Pal licho, gdyby wygrał. Równanie Trumpa zostałoby wtedy uznane za dopuszczalną retorykę wyborczą, o której zaraz by zapomniano. Niestety przegrał i opowieść o sfałszowanych wyborach stała się gwoździem sezonu powyborczego. 

Internet pęka w szwach od ogromu materiałów poświęconych oszustwom wyborczym. Domniemane sposoby ich dokonywania są różniste. Głosowały osoby nieżyjące, głosowały osoby, które przyjechały z innych stanów, głosowały osoby niemające obywatelstwa, głosowały osoby niepełnoletnie, głosowały po kilka razy te same osoby, dosypywano do urn karty wyborcze z nazwiskiem Biden, odsypywano z nich karty z nazwiskiem Trump, zaprogramowano komputery, żeby nie zliczały głosów na Trumpa, zaprogramowano komputery, żeby liczyły podwójnie głosy na Bidena, niszczono karty z głosami na Trumpa. Nie sposób tego wszystkiego spamiętać ani wymienić. Zabierano babci dowód, chowano dziadkowi buty – oj, przepraszam, to było w innym kraju. 

W internecie szumi jak w gigantycznym ulu również od spekulacji, dlaczego Trump przegrał. Bo miał przeciwko sobie wszystkie media, bo rył pod nim Deep State, bo Facebook blokował wpisy popierających go wyborców, bo to samo robił Twitter, bo na Youtubie kasowano popierające go filmiki, bo likwidowano punkty wyborcze w republikańskich rejonach, bo usuwano z tychże rejonów skrzynki na listy, żeby ograniczyć głosowanie przez pocztę, bo dziennikarze przed wyborami nie zadawali Bidenowi trudnych pytań, bo moderator na pierwszej debacie pomagał Bidenowi, bo moderatorka na drugiej debacie była w stosunku do Trumpa agresywna, bo Bidena przed debatami naszprycowano środkami na pobudzenie umysłu. 

Wśród powyborczych kłótni domniemane powody porażki Trumpa jakoś tak się przemieszały ze sposobami dokonywania oszustw wyborczych, że też zaczęły być uważane za oszustwa wyborcze. I tak, oszustwami wyborczymi stały się: stronniczość i nieobiektywność mediów, intrygi mitycznego Deep State’u, wybiórczość Facebooka, Twittera i Youtube'a, decyzje lokalnych władz i urzędów pocztowych (odnośnie punktów wyborczych i skrzynek na listy), oszczędzanie Bidena przez dziennikarzy uczestniczących w konferencjach prasowych, szykanowanie przez tychże dziennikarzy Trumpa, napastliwość wobec niego moderatorów debat przedwyborczych, oraz to, że Biden się do tych debat przygotował.  

Gdy coś staje się czymś innym, o sensownej analizie jakiegokolwiek zjawiska nie może być mowy. Dużo emocji i sporów wzbudziła zwłaszcza kwestia głosowania za pośrednictwem poczty. Wymusiła je pandemia, ale po stronie prawicy zaraz zerwał się krzyk, że jest to zaproszenie do oszustw wyborczych. Zupełnie jak w Polsce, tylko w odwrotnej konfiguracji politycznej. Między Odrą i Bugiem przeciwko korespondencyjnym wyborom była lewica. Tak to się czasem dziwnie plecie. Po Stanach zaczęły wkrótce krążyć pogłoski, że ludzie dostają w poczcie po kilka kart wyborczych, że dostają je osoby niezarejestrowane jako wyborcy, niemające obywatelstwa, niemające legalnego prawa jazdy. Na próżno Demokraci tłumaczyli, że rozsyłane są tylko formularze podań o przysyłanie wyborcom kart do głosowania. Nikt ich nie słuchał.

Ja dostałem 5 (słownie: pięć) kopert z tymi formularzami. Nie otworzyłem ani jednej, bo nie miałem zamiaru głosować, ani osobiście w lokalu wyborczym, ani drogą pocztową. Na Trumpa głosować nie chciałem, na Bidena nie mogłem. Od czasu uzyskania obywatelstwa nie opuściłem ani jednego głosowania, czy to lokalnego, czy powszechnego. Wiadomo – neofita. Ale w roku 2020 nie było rady, po raz pierwszy musiałem spasować. Wybór między kukłą i pajacem nie był żadnym wyborem, tylko wzięciem udziału w farsie wyborczej.    

Dostawałem te koperty w odstępach mniej więcej tygodniowych i brzydziłem się ich prawie dotykać, bo zaczynałem już wierzyć, że na moich oczach urzeczywistnia się oszustwo wyborcze, o którym tak głośno było w mediach i w internecie. Nie zaglądając do kopert, nabierałem stopniowo przekonania, że ktoś naprawdę rozsyła karty wyborcze, by umożliwić wielokrotne oddawanie głosu osobom uprawnionym i nieuprawnionym. Ale gdy po wyborach wreszcie te koperty pootwierałem okazało się, że nie było w nich żadnych kart wyborczych, tylko właśnie formularze podań.  

Skłonny jestem uważać, że głosowanie korespondencyjne rzeczywiście przyczyniło się do przegranej Trumpa. Ale nie dlatego, że mogło dzięki niemu dojść do oszustw wyborczych. Była inna przyczyna. Trump i jego ludzie twardo postawili sprawę: Republikanie głosują osobiście, w dniu wyborów. To się zemściło. Zapewne nie wszyscy zwolennicy Partii Republikańskiej zastosowali się do tego postanowienia. Ze statystyk wynika, że wielu z nich też głosowało korespondencyjne. To mogły być nawet miliony. Ale wyborcy ci mieli utrudnione zadanie. Komitety wyborcze Trumpa nie wysyłały im formularzy podań o karty do głosowania, więc sami musieli się o te podania starać. Ilu to zniechęciło, nie wiadomo. Może nie miliony, ale dziesiątki tysięcy na pewno. A właśnie o zaledwie dziesiątki tysięcy sprawa się rozbijała we wszystkich wahadłowych stanach, które Trump stracił. Demokraci postępowali na odwrót. Słali formularze podań do wyborców Bidena jakby się wściekli. Wyborca nie zareagował na pierwszy, słali mu drugi, nie zareagował na drugi, słali mu trzeci i następne, aż do skutku. Tu nie było mowy o zniechęceniu. Tylko skrajne lenistwo albo zła wola decydowały, że zbombardowany formularzami delikwent olewał wybory.

W moim przypadku zadecydowała zła wola i tylko patrzeć, jak Deep State po mnie przyjdzie. 


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka