Jerzy George Jerzy George
116
BLOG

Narzędzie wielkiej dziejowej zmiany Trump

Jerzy George Jerzy George Polityka Obserwuj notkę 2

Trump nie wie, co robi, ale robi to, co trzeba robić Taka jest myśl przewodnia wykładu wygłoszonego brawurowo przez profesora Stephena Kotkina na Sympozjum Inwestorów Powierniczych w Singapurze. Stephen Kotkin to słynny amerykański historyk i geopolityk. W przeciwieństwie do polskich geopolityków, którzy położyli już krzyżyk na światowej supremacji Stanów Zjednoczonych, jest on przekonany, że Stany Zjednoczone z obecnego kryzysu wyjdą zwycięsko i nadal będą przewodzić światu. Uzasadnił to swoje przekonanie w pięciu punktach składających się na jego wykład.

Punkt pierwszy - Przebalansowanie

Zdaniem profesora Kotkina potęga Stanów Zjednoczonych od 150 lat pozostaje na tym samym poziomie. Stany Zjednoczone to nadal 5% światowej populacji, nadal 25% światowego PKB i nadal 50% światowych sił militarnych. Czy Unia Europejska to też 50% światowych sił militarnych? Nie, stwierdza profesor, Unia to 50% światowych świadczeń socjalnych, przypadających na 7% światowej populacji i 17% światowego PKB. Natomiast co do jej potęgi militarnej... cóż, wygląda to różnie. Niemcy na przykład przypominają pod tym względem Kostarykę.

Profesor komentuje to w następujący sposób: „Jak długo coś takiego mogło trwać? Trwało dłużej niż myśleliśmy, ponad 30 lat. Dzięki amerykańskim gwarancjom bezpieczeństwa Europa przytulała 350 miliardów dolarów rocznie wydając te sumy na wzrost jakości życia. Ja poszedłbym na taki układ i Europejczycy na ten układ poszli, skoro został on im przez Stany zaoferowany. Na jego obsługę Stanów nie było już stać, przyszła więc kolej na przebalansowanie.”

Przebalansowanie, czyli co? Po prostu modyfikacja układu, by znów służył on Stanom Zjednoczonym i światu. „To nic nowego – zaznacza Stephen Kotkin. - Wszyscy koncentrują się na metodach i zachowaniu Trumpa, na produktywności jego kciuków. Tak, Trump ma swoje hipnotyzujące wręcz dziwactwa, ale próby przebalansowania są wcześniejsze niż on.”

Według profesora zaczęły się one już za młodszego Busha, niestety przytrafiło mu się 911 z Irakiem i Afganistanem. Później próbował trochę tego na swój nobliwy sposób Obama. Próbował też pierwszy Trump; w paradę weszła mu pandemia. Wątłe próby Bidena też się rozmyły, bo najpierw Ukraina, potem Bliski Wschód. I oto mamy chwilę obecną. Przebalansowanie jest nareszcie w toku, gdy znów wziął się za nie, z dużmi widokami na sukces, prostacki Trump.

„Ameryka nie jest w żadnym stanie upadku - kontynuuje Stephen Kotkin. - Nadal stanowi ona 25% globalnego PKB, nadal posiada największy innowacyjny ekosystem na planecie - mieszkam tam, w Sillicon Valley, więc wiem - nadal jest energetyczną superpotęgą. Żaden kraj nie dysponuje takimi zasobami niedrogiej energii jak Stany”. Profesor przywołuje też znaczenie miękkiej siły oraz podkreśla „rozpiętość i siłę sojuszy - prawie osiemdziesięciu traktatów będących dobrowolnymi, wzajemnie obowiązującymi traktatami z innymi krajami”.

„Nikt dotąd w globalnej historii nie miał czegoś takiego!!! – obwieszcza z uniesieniem amerykański geopolityk. - My tę nadzwyczajną rzecz mamy i to wciąż trwa. Ale koszty porządku ustanowionego po II wojnie światowej wystrzeliły w górę. Tymczasem Niemcy nie są już trzecią potęgą gospodarczą na świecie. Te dni dawno minęły. Japonia nie jest już drugą największą gospodarką na świecie. Sojusznicy Stanów odnotowali spadek w stosunku do globalnego PKB. To jest bezsporny empiryczny fakt. Nie dość, że odnotowali spadek w stosunku do globalnego PKB, to mają okropne demografie. Dlatego nie stać ich już na dalsze ucztowanie. W rezultacie mamy do czynienia z masywnym przebalansowaniem i Trump jest tym dziwacznym narzędziem historii, której sam do końca nie rozumie. Jednak, rzecz niesamowita, ono już działa.”

To była dobra wiadomość, kolej na złą:

„Na dokładkę do niewnoszących swojego wkładu sojuszników z ich szałem wydatków na wzrost jakości życia kosztem Stanów, mamy do czynienia z adwersarzami odnoszącymi sukcesy. Ich udział w globalnym PKB jest znaczący w porównaniu z tym, gdzie byli 30 lat temu, i w przeciwieństwie do Europejczyków wydają pieniądze na swoje wojska. Rosja ma niewielką gospodarkę w skali globalnej i kolosalny budżet wojskowy. Niemcy odwrotnie. Chiny wiadomo.”

Lecz nie wszystko jeszcze stracone. Amerykański historyk wyjaśnia, na co liczy:

„Zatem biorąc pod uwagę, że koszty wzrosły po stronie i przyjaciela, i przeciwnika, jakim cudem to mogło dalej trwać? To nie mogło dalej trwać, więc trzeba było czegoś szalonego, rodem z mediów socjalnych, telewizyjnych szołów, rynku nieruchomości, zawodowych zapasów, konkursów piękności, czyli tej strony Ameryki, której przedtem może nie znaliśmy za dobrze. Strona ta istniała zawsze, ale ostatnio za sprawą mediów socjalnych poznaliśmy ją aż zanadto. Tak więc przebalansowanie będzie trwało. Tu nie chodzi o Amerykę wycofującą się ze świata, nie chodzi o Amerykę rezygnującą ze swojej roli w świecie. Wszystko to są internetowe banialuki. Tu chodzi o przebalansowanie kosztów i korzyści. Właśnie to się teraz dzieje. I jest to bałagan, a jego wersja w wydaniu Trumpa może nawet nie przynieść nowej równowagi. Ale zburzy obecną równowagę, która musi zostać zburzona”.

Teraz profesor, któremu jak każdemu nauczycielowi zależy na utrwaleniu materiału w głowach słuchaczy, rekapituluje swoje tezy:

„Więc jeszcze raz. Trump jest nieświadomym narzędziem historii. Oczekiwałem, że do przebalansowania dojdzie w miarę normalnie, ale to nigdy nie odbyło się normalnie, a teraz dzieje się w nienormalny sposób. Nie ekscytują mnie media socjalne, nie ekscytują mnie twitty Trumpa, jego przechwałki, wyczyny Muska, wszystkie te rzeczy. Skupiam się na samym przebalansowaniu i na tym, co może być tą następną równowagą i jak moglibyśmy do niej dotrzeć. To jest pozytywna sytuacja. Coś było nieopłacalne, nie dawało się kontynuować, i oto trwa proces przebalansowania. Będzie bardzo trudno przechodzić od punktu A do punktu B, ale to jest podróż, w którą wreszcie ruszyliśmy. A cały ten Biden z Obamą, cała ta ich hałastra nie potrafiła sobie z tym poradzić”.

Stephen Kotkin jest już wkuty na maksa i zaczyna dawać upust goryczy:

„Istnieje nieograniczony popyt na amerykańską siłę przy jej ograniczonej podaży. Ukraina do NATO. To kolejne zapotrzebowanie na amerykańską siłę. Traktat bezpieczeństwa z Arabią Saudyjską – następne zapotrzebowanie na amerykańską siłę. Jest to po prostu niekończący się szereg próśb o więcej. Załatwcie to, zróbcie tamto. Okej, jesteście barbarzyńcami. Ale nie porzucajcie nas na pastwę losu, wy barbarzyńcy. Tak wygląda teraz dyskurs w Europie. No dobrze. Jesteśmy barbarzyńcami. To prawda. Ale istnieje to nieograniczone zapotrzebowanie na amerykańską siłę. Każda amerykańska ambasada za granicą ma na głowie dwie sprawy. Jedna to antyamerykańskie protesty, które są wielkie i uzasadnione, a druga to najdłuższe kolejki po wizy, jakie kiedykolwiek widzieliście. Tak, tak, amerykańskiej siły nigdy nie dosyć, a jednak wydaje się, że jest jej za dużo.”

Punkt drugi - Fiskalne szaleństwo

Amerykański wykładowca zaczyna ten temat od największej chyba bolączki Stanów Zjednoczonych, jaką jest puchnący nieprzytomnie budżet federalny generowany z podatków. Za młodszego Busha wynosił on około 4,6 biliona dolarów, za Bidena już 7,6 biliona. Profesor Kotkin nie posiada się z oburzenia. Mówi o budżecie, ale chodzi oczywiście o wydatki napędzające dług państwowy:

„W ciągu jednego pokolenia taki wzrost!!!? Jak do tego mogło dojść? Doszło zwyczajnie. Fiasko wojny Busha w Iraku, globalny kryzys finansowy, który spowodowaliśmy, a potem naprawiliśmy, bo Rezerwa Federalna jest jedyną prawdziwą globalną instytucją, nie ma żadnych innych. Potem oczywiście kwestia covidu i następnie szaleństwo zielonej transformacji donikąd.”

Jeszcze niedawno wszyscy uczestnicy sympozjów rozprawiali wyłącznie o zmianie klimatu i zielonym ładzie. Wszyscy oprócz profesora Kotkina, który doprowadzał postępowe audytoria do depresji swoim rozprawianiem o geopolityce. Teraz, gdy już każdy jest ekspertem od geopolityki i jej koła zamachowego - światowej gospodarki, profesor może wreszcie mówić o tych sprawach bez obawy, że nudzi słuchaczy. Więc spokojnie zżyma się dalej:

„Takiego fiskalnego szaleństwa nie da się ignorować. Jest po prostu za wielkie. Tego nie wolno tak ciągnąć. Skok z 4,6 na 7,6 biliona w ciągu jednego pokolenia. Nie wiem, jaki ekonomiczny wzrost trzeba wygenerować, do jakiej inflacji dopuścić, żeby to spłacić. Stopy procentowe. Przedtem potrzebny był mikroskop, żeby je zobaczyć. Teraz są normalne i wydajemy w Stanach więcej na spłatę odsetek niż na nasze globalne siły militarne. Tak, tego nie sposób było ciągnać w nieskończoność. To musiało zostać zatrzymane. No i proszę. Znów mamy Trumpa w Białym Domu. Czy Trump weźmie się za fiskalne szaleństwo? To będzie jego siódme bankructwo. Miał już sześć w prywatnym sektorze. Teraz kolej na siódme. Tym razem całego kraju. Ale ono jest konieczne. Potrzebna jest fiskalna reorganizacja. Fiskalne szaleństwo nie może trwać dłużej”.

Za fiskalne szaleństwo wziął się nie tyle Trump, co Elon Musk. Na jego celowniku znalazły się przede wszystkim problemy z ubezpieczeniem społecznym (mowa o słynnym social security) i ze służbą zdrowia, na którą idzie największa część wydatków federalnych (25%). Profesor omawia poczynania Elona bardzo pobieżnie. Cięcia tu, cięcia tam. No i czystka bezbronnych funkcjonariuszy państwowych. Była to istna rzeź niewiniątek. Notabene, wszystko odbywało się w tajemnicy przed Departamentem Stanu. Rezultaty są oczywiście okropne. Płacz i zgrzytanie zębów. O gigantycznej skali trudności, przed jakimi stanął najbogatszy człowiek na świecie, najdobitniej świadczy fakt, że poróżnił się on z Trumpem i przestał być jego naczelnym oprycznikiem. Ale w oczach profesora Musk też zasługuje na miano nieświadomego narzędzia historii do burzenia zastanego układu. Nie wiadomo, kto teraz boryka się z fiskalnym szaleństwem. W każdym razie Stephan Kotkin jest zdania, że Trump nie wie, co robi, i nie poradzi z tym sobie, za to w trakcie chaotycznych działań poujawnia niechcący kręte drogi, którymi wyciekają ogromne państwowe pieniądze.

Punkt trzeci – Walka na śmierć i życie o instytucje

Amerykański uczony otwiera i kończy ten temat w sposób mało sympatyczny dla obozu postępu:

„Lewica wznieciła ideologiczny dżihad, by zdobyć amerykańskie instytucje. Nie tylko Hollywood, uniwersytety i media, ale także świat korporacji, słowem wszystko. To było dość ekstremistyczne przedsięwzięcie i drażniło normalnych Amerykanów. Zjawia się Trump – poręczny instrument do powstrzymywania szaleństwa radykalnej lewicowej rewolucji – i zaczyna się kontrrewolucja w celu odbicia tych samych instytucji na rzecz twardej prawicy. Jest to bardzo interesujące. Bój idzie na śmierć i życie, co znaczy, że instytucje są ważne, warte posiadania”.

Dalej profesor wyznaje, że szturm lewicy na instytucje nie przypadł mu do gustu, ale kontrrewolucja też mu nie pasuje. Uważa się za kogoś z szarego tłumu słabo poinformowanych wyborców, jednego z tych, co wierzą w zdrowy rozsądek. Tacy ludzie zwykle nie siedzą w social mediach, nie oglądają telewizji kablowej, nie czytają gazet, są zdroworozsądkowi i głosują. To oni wybrali Trumpa, żeby zrobić koniec z tym szaleństwem. Stephen Kotkin utożsamia się z nimi. Może to tylko kokieteria człowieka, który dużo osiągnął. Ale warto zacytować, co mówił już w następnym momencie:

„A teraz Trump jest po przeciwnej stronie spectrum. Doszło do tego, że atakuje sędziów, bo są liberałami i zostali mianowani przez Obamę czy Clintona. Innymi słowy, uzasadnieniem dla atakowania rządów prawa jest to, że rządy prawa zostały przejęte przez lewicę. To częściowo prawdziwa, częściowo półprawdziwa, a zatem w większości fałszywa analiza. Ale widać, skąd to uzasadnienie może pochodzić. Więc lewica przegra. I prawica przegra. A instytucje wygrają. Ponieważ tak zawsze się dzieje w Ameryce, raz za razem”.

Stephen Kotkin na rysujące się w oddali zwycięstwo instytucji patrzy przychylnie, bo uważa je za ostoję amerykańskiej demokracji. Lewica była bliska ich zawłaszczenia i przerobienia na jakiś swój lewicowy Deep State. Tego profesor kategorycznie sobie nie życzył. Tak samo jak teraz nie życzy sobie żadnego prawicowego Deep State’u. Trump stanął uzurpatorom na drodze i chwała mu za to, choć sam ma niedobre zamiary wobec instytucji. Ktoś z żądnej nieskrępowanej władzy lewicy też będzie musiał go zastopować zasługując na aprobatę profesora. Wyniszczająca obie strony wojna o instytucje jest nieuniknina, zresztą już trwa. „Będzie bałagan - zapowiada profesor Kotkin. - A ludzie będą histeryzować jeszcze bardziej niż teraz”.

Punkt czwarty – Galwanizacja

Stephen Kotkin nie przerzucił się nagle z geopolityki na metalurgię. Używa słowa galwanizacja w znaczeniu stymulowania kogoś lub czegoś. W tym wykładzie odnosi się to do liderów politycznych i całych państw, nawet kontynentów. W sensie mobilizowania ich, zapędzenia do roboty. Jest to na pewno niełatwe, nie zawsze się to udaje. Za przykład niech posłuży choćby premier Tusk. Stymuluje prezydent Trump. Fiasko z Tuskiem może wynika stąd, że Trump się nim nie zajął. Ten pistolecik przystawiony do pleców Trumpa, żeby rozśmieszyć Angelę Merkel, może ma z tym coś wspólnego. A może po prostu Tusk funkcjonuje poniżej radaru używanego przez prezydenta Stanów Zjednoczonych. Trump w departamencie stymulowania osiągnął wielkie sukcesy. Profesor Kotkin jest dla niego pełen uznania:

„Trump zrobił to, czego nikt, nawet Putin, nie potrafił zrobić. Zmobilizował Europejczyków. Teraz Europejczycy zwołują szczyty kryzysowe i naradzają się, co robić. 17% globalnego PKB. Hm, czy będą w stanie się obronić? Myślę, że chyba będą. Są kraje, które generują znacznie mniej niż 17% globalnego PKB, i mają jakieś armie. Choćby Rosja z 2 procentami. Więc z 17 procentami dałoby się sporo zrobić. Szwedzi też mają armię i siły powietrzne. Dlaczego? Bo nie byli w NATO i nie mieli wyboru. Dlaczego Finowie mają armię lądową? Nie byli w NATO i nie mieli wyboru. Czy Europejczycy mogą mieć te rzeczy? Oczywiście mogą. Czy będą mieli? Zobaczymy. Ich demografia nie sprzyja ani wyśrubowanym wydatkom socjalnym, ani geopolityce, do jakiej aspirują. Teraz Europa będzie dorastała w świecie, w którym żyją wszyscy, a nie w tym kokonie, który zamieszkiwała, stanowiąc 7% globalnej populacji z 47 procentami globalnych wydatków socjalnych.”

Ciśnie się tu na klawiaturę termin „złoty miliard”, czy dokładniej „pół złotego miliarda”, ale to jest oczywiście wytwór rosyjskiej propagandy, więc może lepiej trzymać się faktów dotyczących galwanizacji. Profesor Kotkin dostarcza ich jeszcze trochę:

„Kanada długo była w stagnacji, teraz trzyma głowę wysoko. Trump zgalwanizował Kanadę. Ożywił też zombie piastujące stanowisko premiera Australii, którego słupki znów strzeliły w górę. Trochę cyklonu, trochę Trumpa, który też jest cyklonem, i bum, australijska Partia Pracy wraca do władzy. Nie tak dawno temu była w kryzysie. Tak samo liberałowie w Kanadzie. Zobaczymy, co się stanie w Wielkiej Brytanii. Ci ich prawicowcy średnio sobie radzą. Ale kto wie, może Trump też zdoła ich wskrzesić. To byłoby coś wyjątkowego. Zmobilizowanie wszystkich i każdego, kompletu średnich potęg, które mają ogromną władzę i zawsze ją miały, pozwoli coś z nią zrobić. Ta galwanizacja, dawno spóźniona, to coś fantastycznego. Czy Trump rozumie, że to robi? Czy rozumie, że ożywił partię Trudeau w Kanadzie idiotyzmem z 51 stanem USA? Nie, on oczywiście tego nie rozumie. A umocnienie się Kanady to naprawdę dobra rzecz. To jest jednocześnie bardzo dobra rzecz dla Ameryki. Kanada ma o wiele większy potencjał, niż dotychczas myślano. To, że Australia się rozkręca, też jest korzystne dla Ameryki.”

Punkt piąty – Globalne dobra wspólne

W tym segmencie profesor wykazuje, że bez Ameryki ani rusz. Wykazuje jednym tchem, metodą strumienia świadomości, z werwą i pasją. Przerywać ten monolog dla wtrącenia swoich trzech groszy nie ma sensu, tym bardziej streszczać czy skracać. Niech idzie w całości:

„Wszystko, co robicie jest jazdą na gapę tramwajem zwanym globalne dobra wspólne. Nie jest to część waszej struktury kosztów, tylko kolosalna część waszej struktury przychodów. Globalne dobra wspólne to to, co niektórzy nazywają międzynarodowym porządkiem pod przewodnictwem USA, porządkiem opartym na regułach. To taki stan rzeczy, że możecie pływać statkiem po morzu, mieć na nim swoje towary i je dostarczać. Że macie sieć podmorskich kabli, 82% których zainstalowały Stany i ich sojusznicy, a około 18% Huawei Marine Networks, i te kable tworzą globalny system komunikacyjny. Ludzie rozprawiają o walucie krajów BRICS. Proszę bardzo, stwórzcie walutę BRICS i zobaczymy, jak to zadziała. Gdyby to było wykonalne, już dawno by było zrobione. Będzie wam brakowało dolara, jeśli zniknie. Będzie wam brakowało Rezerwy Federalnej, jeśli zniknie. Bo to jest wszystko, co macie, nie ma nic innego. Straciwszy globalne dobra wspólne, nie możecie robić tego, co robicie. Nie macie wzajemnie połączonego świata, w którym można przesyłać pieniądze w ułamku milisekundy. Nie macie na zawołanie pożyczkodawcy ostatniej szansy, nie dostaniecie natychmiastowo zapasowej kopii systemu. Nie lubicie dolara? W porządu. Używajcie czegoś innego, a potem przy pierwszym sygnale kłopotów, popatrzę sobie, jak wam idzie. Dlaczego nie poprzestajecie wyłącznie na euro? Dlaczego nie używacie wyłącznie jenów? Jak wielki pakiet akcji nabyliście w juanach? Macie rogi jelenie i indyjskie rupie? To śmiało, kto wam przeszkadza, możecie wyłożyć ich ile chcecie. Nikt was nie zmusza do korzystania z międzynarodowego systemu finansowego w jego obecnej konfiguracji. Używacie go, bo nie macie nic lepszego. A jeśli zostaniecie go pozbawieni, co wtedy? Wtedy są zagrożone globalne dobra wspólne. Chcecie rozmawiać o multipolarnym świecie. Chcecie multipolarnego świata. Proszę bardzo. Tylko co z globalnymi dobrami wspólnymi? Wiecie, z Siódmą Flotą, z Piątą Flotą. Czym zamierzacie je zastąpić? Czym zamierzacie zastąpić Piątą Flotą. Stany i Chiny przystępują do wojny. Co waszym zdaniem się wtedy stanie? Wybuchnie każdy tankowiec w cieśninie Malakka i to miejsce przestanie być żeglowne, a wy zobaczycie plamę ropy, jakiej nigdy przedtem nie widzieliście. Chcecie rozmawiać o środowisku, atmosferze, dwutlenku węgla. A tu Stany i Chiny toczą ze sobą wojnę i cieśnina Malakka staje się atramentową studnią, jest po prostu czarna i nie da się po niej żeglować, bo wszystko w niej zostało zatopione. Zatoka Perska? To samo. Gazociągi z północnej Rosji do Azji płoną. Zostały sabotowane. Kto pozwoli, żeby gaz trafiał do Chin? Serio myślicie, że będzie wysyłany tam nadal? Nie, spłonie. Wyobrażacie sobie, jak będzie wyglądało środowisko w tym katastrofalnym scenariuszu? Ta ropa i ten gaz pójdą hurtem do morza albo z dymem, zamiast być stopniowo przeznaczane do wszelkich zastosowań. Stracicie wszystkie elementy globalnych dóbr wspólnych, które bierzecie za pewnik. Nie sądzę, że chcecie takiego świata. Ja rozumiem, że tylko Amerykanie wybierają prezydentów. Swoją drogą wybiera ich tylko około 30% Amerykanów, bo 40% nie głosuje, a pozostałe około 30% głosuje przeciw. Reszta świata nie bierze udziału w wyborach. To zawsze była wada porządku pod przewodnictwem USA. Ludzie spoza Stanów nie mogą wybierać tego, który w ich imieniu rządzi globalnym porządkiem, więc irytują się. Bo kto chce, żeby jakiś niedoinformowany wyborca z wiejskiego hrabstwa w Pensylwanii decydował, kto będzie liderem wspólnego globalnego systemu? Nikt spoza Stanów tego nie chce, ale tak ma. No dobrze. Tylko co macie lepszego? A propos waluty BRICS. Skąd kraje BRICS wezmą transfer technologii w ramach bezpośrednich inwestycjii zagranicznych? Same ich nie mają i nie dostaną, ani nie mogą sobie nawzajem dawać. A jeśli je mają, jak to jest w przypadku Chin, to nie dają ich innym, z wyjątkiem technologii inwigilacji. Chiny dają je, bo wtedy kontrolują swoje sieci komunikacyjne. Więc co zamierzacie zrobić w sprawie transferu technologii i bezpośrednich inwestycji zagranicznych w świecie BRICS? Możecie sobie opowiadać o multipolarnym świecie, wolna droga. Ale czym te technologie zastąpicie? Gdzie są wasze globalne dobra wspólne, transfery podatkowe, bezpośrednie inwestycje zagraniczne, zabezpieczenia finansowe? Pytania o światowy porządek pod kierownictwem Chin wywołują w Azji zakłopotanie. A Trump naprawdę nie wie, co robi. Weźmy choćby perturbacje wokół Panamy. Panama była częścią grupy finansowej Barri i amerykańskim administracjom to się nie podobało. Nie podobało im się, że Panama, gdzie zbudowaliśmy kanał, stała się częścią chińskiej bariery. Domagały się od Panamy, by coś z tym zrobiła, a ona pokazywała im środkowy palec. Wtem przychodzi Trump i mówi: w porządku, zabieramy kanał z powrotem. I w obrębie tygodni Panama sprzedaje dwa porty Hongkongu po obu stronach kanału amerykańskiej firmie, zarazem kończąc swój udział w Barri. W rzeczywistości sprzedaży dokonał miliarder z Honkongu będący właścicielem tych portów. Sprzedał je nawet bez konsultacji z Pekinem, żeby odzyskać swoje pieniądze. I teraz Pekin próbuje unieważnić umowę sprzedaży. Wychodzi na to, że Trump zwyczajnie wyrzucił Chiny z Panamy. Prawdopodobnie chciał tylko zabrać z powrotem kanał, tymczasem zrobił coś, do czego amerykańscy prezydenci po desperacku aspirowali i nie wiedzieli, jak to zrobić. Teraz próbuje przeorientować cały globalny porządek handlowy na niekorzyść Chin. Poszczególne kraje mogą albo osłabiać Chiny wraz ze Stanami, albo też być osłabiane. Tak właśnie funkcjonuje Trump. Siedzą tam w Białym Domu i mówią: Chiny wykorzystały nasz system. Byliśmy głupi, że do tego dopuściliśmy. Trzeba to naprawić, ale sami nie damy rady. Zmusimy wszystkich do tego. To dość szalony pomysł, który jest w toku i krok po kroku widzimy fragmenty jego realizacji. Niesamowite, że Trumpowi udało się czegoś takiego dokonać. Czy on w pełni rozumie, co zrobił? Nie stosuje metod wyglądających ładnie, czysto i przyjaźnie. Działa w swoim trumpowskim stylu. Ale mamy już dosyć porządku, który zbudowaliśmy. Chińczycy sprytnie, można rzec genialnie, nagięli go na swoją korzyść, przestrzegając jego reguł, gdy im to pasowało, i nie przestrzgając, gdy im nie pasowało. WTO jest martwe, to już koniec. Ta epoka umarła i więcej nie wróci, nigdy nie powinna była się wydarzyć. GATT było w porządku, absolutnie w porządku. I coś takiego jak GATT będzie nową równowagą w przyszłości. Kiedy? Nie mam pojęcia. Jakim sposobem? Po bałaganiarsku. GATT, czyli globalne porozumienia dotyczące taryf i handlu, poprzedzało WTO. Zatem jest wiele powodów do optymizmu w związku z szaleństwami Trumpa, z chaosem, z nieprzyjemnościami. On jest paskudnym typem. Taki właśnie jest. Okrutny, popędliwy, niesympatyczny. Ale jest narzędziem procesów, które są większe niż on. Wyjdziemy z tego na drugi brzeg. Nie ma alternatywy dla porządku kierowanego przez USA, prócz utraty globalnych dóbr wspólnych. Tak, taka jest alternatywa. Przebalansowanie irytuje mnóstwo ludzi, ale też ich galwanizuje w bardzo pozytywny sposób. Koncepcja, że Stany Zjednoczone tracą Europę, to po prostu kompletna bzdura. Macie pojęcie jak gigantyczna jest skala handlu, transferu technologii, bezpośrednich inwestycji zagranicznych, nie mówiąc już o powiązaniach kulturowych? Myślicie, że to wszystko zniknie, bo Trump będzie przez kilka lat w Białym Domu? Nie, żadna z tych rzeczy nie zniknie. Po prostu wyjdziemy na drugi brzeg. Powstanie nowa równowaga, a póki co musimy żyć dzisiaj.”


Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka