Czy sztuczna fala migracyjna to atak hybrydowy? A może skoordynowana akcja Mińska i Moskwy? Preludium wojny? Nie dla wszystkich. Gdy Agnieszka Holland bierze się za film o kryzysie na granicy polsko-białoruskiej, można być pewnym, że zobaczymy w nim cierpienie obcokrajowców i jak najgorszy obraz Polaków, a zwłaszcza polskiego państwa i Straży Granicznej. Sama to zresztą zapowiada. Kino „bardzo zaangażowane” gwarantuje też ekipa, którą zatrudniła. To miała być wielka tajemnica, ale ustawione w lesie pod Konstancinem setki metrów drutu żyletkowego Concertina nie uszły uwadze okolicznych mieszkańców. To m.in. tutaj Agnieszka Holland pracowała nad swoim najnowszym filmem „Zielona granica”.
To będzie opowieść o nienawiści, którą w konsekwentnej pracy polskich służb widzą lewicowi aktywiści i sama Holland, nurzając państwowy opór przed sterowanym napływem migrantów w sosie przedwojennego rasizmu i antysemityzmu. „Zielona granica” będzie opowiadać o losach azjatyckich uchodźców, którzy docierają do polskiej granicy. Jedną z głównych ról w nowym filmie Holland zagra Maja Ostaszewska, aktorka, która do pracy nad tym tematem doskonale przygotowana jest nie tylko merytorycznie, ale i ideologicznie. Aż dziw, że zabrakło w obsadzie (a może jeszcze będzie) Kurdej-Szatan, która test antypolskości, będący przepustką do tego typu produkcji, zdała wcześniej przecież celująco.
Publicyści stawiają ważne pytanie o cel Agnieszki Holland. Czy faktycznie leży jej na sercu dobro ludzi uciekających ze swojego kraju? A może chodzi o wmawianie odbiorcom wyimaginowanego lęku przed uchodźcami i rasizmu? Reżyser stawia się w roli demiurga, władnego na swoją modłę kształtować społeczeństwa cywilizacji zachodniej. Sięga po ton mentora, a wręcz terapeuty narodowego. Kim jest, by uzurpować sobie prawo do bycia sumieniem Polski, której tradycyjne wartości tak ją mierżą? Skąd to przekonanie o jakiejś wyjątkowej roli nadanej samej sobie? Czym tłumaczyć oderwane od faktów zrównanie sytuacji uciekających spod rosyjskich bomb uchodźców ukraińskich ze sztucznie wykreowaną w Mińsku i Moskwie falą migracyjną ludzi, którzy przybyli do Europy na własne życzenie i którzy zanim ruszyli na polską granicę, często długi czas spędzali w Rosji, wciąż nie wiadomo, w jakim celu?
Inne tematy w dziale Polityka