Screen Youtube/Platforma Obywatelska RP, CC BY SA 2.0, Flickr
Screen Youtube/Platforma Obywatelska RP, CC BY SA 2.0, Flickr
joanna.jaszczuk joanna.jaszczuk
1901
BLOG

Raz jeszcze o 'zdradzieckich mordach'

joanna.jaszczuk joanna.jaszczuk PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 37

Wiem, że boicie się prawdy, ale nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego świętej pamięci brata. Zniszczyliście go, zamordowaliście, jesteście kanaliami”- wykrzyczał z mównicy sejmowej prezes Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński podczas burzliwej debaty sejmowej nad ustawami sądowymi w drugiej połowie lipca ubiegłego roku.

Dlaczego warto wrócić do tych słów dziś, krótko po ósmej rocznicy katastrofy smoleńskiej? Ponieważ, oczywiście, wszystkie ofiary są tak samo ważne, rodzina każdej z nich przeżyła niepowetowaną stratę. Jednak centralną postacią tej niewyobrażalnej tragedii wydaje się właśnie Śp. Lech Kaczyński. Był przecież głową państwa, pierwszym obywatelem, urzędującym prezydentem. 

Prawo i Sprawiedliwość atakowane jest za to, że „robi politykę” na tej tragedii. Różne osoby związane z opozycją nieustannie wykorzystują tragicznie zmarłego prezydenta, aby dokuczyć Jarosławowi Kaczyńskiemu, roszczą sobie prawo do wypowiadania się o tym, co podobałoby się Lechowi Kaczyńskiemu, a co nie, zarzucają liderowi PiS, że swoją polityką szarga pamięć tragicznie zmarłego brata. Czy mają do tego prawo? Kto tak naprawdę gra katastrofą smoleńską i Lechem Kaczyńskim?

Wydaje się, że osoba Śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego po raz pierwszy została wykorzystana do ataku na jego brata bliźniaka po wyborach prezydenckich w 2010 r. Jak pewnie pamiętamy, wygrał je Bronisław Komorowski, który w II turze zmierzył się z Jarosławem Kaczyńskim. Henryka Krzywonos, legendarna tramwajarka, która była w honorowym komitecie poparcia Komorowskiego z miejsca stała się idolką wielu „młodych, wykształconych i z wielkich ośrodków”. Bynajmniej nie ze względów historycznych... Krzywonos podczas uroczystości upamiętniających bohaterów „Solidarności” w gdańskiej Sali BHP zaatakowała prezesa PiS i jako pierwsza wykorzystała do tego właśnie osobę jego tragicznie zmarłego brata bliźniaka. Henryka Krzywonos wykrzyczała wówczas do prezesa PiS: „Szarga pan pamięć Lecha!” Po swoim wystąpieniu również zebrała brawa. Jej profil na Facebooku zaczął bić rekordy popularności, a media rozpisywały się, że tak jak za komuny zatrzymała tramwaj, tak teraz zatrzymała Jarosława Kaczyńskiego. Lato 2010 r. to również czas ekscesów palikociarni przy krzyżu ustawionym przez harcerzy na Krakowskim Przedmieściu, a także okres, gdy nie milkły jeszcze echa awantury o pochówek Śp. Pary Prezydenckiej na Wawelu, okraszonej obrzydliwą piosenką Kuby Wojewódzkiego i Michała Figurskiego „Po trupach do celu”. Puściły wszelkie hamulce, wszystkie granice zostały przekroczone.

Miesięcznice i rocznice katastrofy smoleńskiej przez kilka lat odbywały się spokojnie, aż do akcji wkroczyli Obywatele RP. Tak samo jak ci, którzy wyszydzali i atakowali modlących się ludzi, skandowali „Zimny Lech” i „Jeszcze jeden!”, montowali krzyż z puszek po piwie lub wieszali na krzyżu pluszowego misia czy obwieszczali wszem wobec, że „rzygają Smoleńskiem”; Obywatele RP tłumaczą, że to oni bronią pamięci o tragicznie zmarłych, która jest szargana przez Jarosława Kaczyńskiego i PiS.

Lider Prawa i Sprawiedliwości wytrzymywał to przez wiele lat. Wytrzymywał, gdy politycy Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej „okładali go po głowie” postacią tragicznie zmarłego brata. Wytrzymywał, gdy Obywatele RP przychodzili na miesięcznice z transparentami ze zdjęciem Śp. Prezydenta (lider organizacji, Paweł Kasprzak sam przyznał w jednym z wywiadów, że chodzi tylko o to, aby sprowokować Jarosława Kaczyńskiego), wytrzymywał, kiedy były prezydent Lech Wałęsa domagał się ujawnienia „ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich”, sugerując, że to prezes PiS kazał lądować i w ten sposób sam doprowadził do śmierci brata. Czara goryczy przelała się pod koniec lipca ubiegłego roku.

Niezależnie od tego, jak oceniamy wypowiedź lidera Prawa i Sprawiedliwości podczas burzliwych lipcowych obrad Sejmu,warto te mocne słowa przypomnieć sobie jeszcze raz, w kontekście ósmej rocznicy katastrofy smoleńskiej. A była ona wyjątkowa.

Po ośmiu latach wszystkie ofiary tej ogromnej tragedii doczekały się godnego upamiętnienia. W samym sercu Warszawy stanął pomnik, nie będzie więc już miesięcznic, które tak przeszkadzały opozycji. W czym więc problem?

Ataku na pomnik można było się spodziewać („Banalna bryła w przypadkowym otoczeniu”- pisała 10 kwietnia b.r. „Gazeta Wyborcza”. „Samowola budowlana”- krzyczał Grzegorz Schetyna, przewodniczący PO. „Plagiat!”-wtórował mu partyjny kolega, poseł Krzysztof Brejza). Ataki na Jarosława Kaczyńskiego i polityków PiS najbardziej kojarzonych ze sprawą katastrofy smoleńskiej również są niemal codziennością, ale niektórzy politycy lub autorytety opozycji posunęli się ostatnio nawet do ataku na osobę nieżyjącą, czyli Śp. Lecha Kaczyńskiego.

Janusz Lewandowski, europoseł PO, porównuje budowę pomników czy honorowanie Śp. Prezydenta nazwami ulic na jego cześć, do przeróbki Katowic na Stalinogród lub patronatu Rokossowskiego nad deptakiem w Sopocie. „Nie zasłużył”- konkluduje Lewandowski na Twitterze. Na tle tej wypowiedzi apel lidera partii, którą ten polityk reprezentuje, Grzegorza Schetyny (również na Twitterze), aby w tym dniu uszanować pamięć zmarłych, którzy zasłużyli na spokój, brzmi cokolwiek dziwnie. Inny polityk, przez wiele lat związany z Platformą Obywatelską, czyli Stefan Niesiołowski, obecnie poseł UED, w wywiadzie dla portalu Wsensie.pl wykrzykuje, że „w wolnej Polsce” (widocznie dla posła Niesiołowskiego Polska jest wolna tylko wtedy, gdy władzę sprawuje jego środowisko polityczne), wszystkie tablice upamiętniające tragicznie zmarłego prezydenta trafią do... muzeum komunizmu w Kozłówce, a Lech Kaczyński był prezydentem bardzo złym, więc na pomnik nie zasługuje. Z kolei Waldemar Kuczyński członkiem żadnej partii co prawda nie jest, może być jednak pewnego rodzaju autorytetem dla sympatyków Platformy Obywatelskiej czy Nowoczesnej. Kuczyński, minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, nazywa prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w rocznicę jego tragicznej śmierci, „współprawcą śmierci 95 osób” i oburza się tablicą poświęconą jego pamięci, którą odsłonięto niedawno w Sejmie. Nie tylko samym faktem istnienia takiej tablicy, ale również i tym, że umieszczona została obok tej upamiętniającej św. Jana Pawła II. „To hańba i obrzydliwość w ogóle i największa obelga wymierzona w Jana Pawła II”-pisze na Twitterze ekonomista.

Większość polityków opozycji czy przychylnych jej publicystów skoncentrowała się jednak raczej na jałowych apelach o spokój dla zmarłych, godne ich upamiętnienie, powstrzymanie się od politykowania, modlitwie w intencji zmarłych, tak aby za chwilę... zaprzeczyć samym sobie. Rozpaczając niemal od pierwszych miesięcy po katastrofie smoleńskiej nad podziałem Polski, politycy Platformy Obywatelskiej otrzymują zaproszenie na państwowe obchody rocznicy i odsłonięcie pomnika. Pomnika, który nie przedstawia Śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego ani żadnej innej, konkretnej osoby, upamiętnia wszystkie ofiary, ma łączyć, a nie dzielić. Ich słowa o żalu za zmarłymi, o zadumie, o uszanowaniu pamięci, o wzniesieniu się ponad podziały i ponad politykę, niestety, trącą fałszem i hipokryzją. Dlaczego?

Gdzie byli wcześniej? Przed siedmioma, ośmioma laty, gdy zamiast choćby spróbować wypracować pewien kompromis, eskalowali konflikt wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Ten błazeński rechot „światłej młodzieży” nigdy nie został potępiony przez ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego czy też premiera Donalda Tuska, ani obecną prezydent Warszawy, Hannę Gronkiewicz-Waltz. Cofnijmy się także do czasów sprzed katastrofy, do wypowiedzi takich polityków, jak Bronisław Komorowski, Radosław Sikorski, Janusz Palikot czy Stefan Niesiołowski. Sikorski mówił o „dorzynaniu watah”, zachęcał uczestników jednej z konwencji Platformy do radosnego skandowania „Były prezydent Lech Kaczyński”. Przypomnijmy sobie żenujące happeningi Palikota , przypisywanie prezydentowi to choroby psychicznej, to alkoholizmu. Przypomnijmy sobie drwiny Komorowskiego z wyjazdu prezydenta do Gruzji w 2008 r. Czy ktokolwiek za to przeprosił? Nie.

Obywatele RP nie tylko zakłócali miesięcznice w Warszawie, ale również usiłowali uniemożliwić prezesowi PiS odwiedziny na grobie brata i bratowej na Wawelu. Zakłócanie miesięcznic również tłumaczyli m.in. tym, że bronią pamięci o zmarłych. Dość osobliwie brzmiało to w porównaniu z wypowiedzią trochę starszego „wykształconego, z wielkiego ośrodka”, który zachwycał się „Lechem Kaczyńskim rozciapcianym w błocie smoleńskim”... Politycy PO nie tylko nie potępili, ale bronili i popierali działania Obywateli RP.

Już pomijając fakt, że rząd Platformy Obywatelskiej chciał, aby o tej katastrofie zapomniano. Skoro zależało im na pomniku, który byłby godnym upamiętnieniem tych, którzy stracili życie w służbie ojczyźnie, dlaczego podczas ich rządów tego pomnika nie wybudowano? Dlaczego, już po dojściu PiS do władzy, budowę pomnika usiłowała utrudnić prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz-Waltz?

Katastrofa smoleńska będzie zawsze częścią najnowszej historii naszego kraju, niezależnie od tego, co rzeczywiście wydarzyło się 10.04.2010 r. Tymczasem ktoś chciał ją wymazać, zasłaniając się „spokojem zmarłych” i jednocześnie, dając przyzwolenie na lżenie tychże.

W kontekście tego, co było przed katastrofą, po katastrofie i tego, co działo się ostatnio, wokół pomnika i rocznicy, trzeba raz jeszcze wrócić do pamiętnych słów prezesa PiS z lipca ubiegłego roku. I pomyśleć, że być może wcale nie mówił o "zamordowaniu" prezydenta wprost.  Ten, jak nazwał to sam Jarosław Kaczyński, „imperatyw moralny”, miał wymiar raczej symboliczny. Za życia prezydenta "mordowano" go śmiechem, szyderstwem, inwektywami, oskarżeniami. Po śmierci usiłowano zabić pamięć. W tym kontekście naprawdę można zrozumieć słowa Jarosława Kaczyńskiego, a wszelkie zapewnienia dziennikarzy „Gazety Wyborczej” o tym, że 8 lat temu tak bardzo płakali i rozpaczali czy też apele polityków PO o uszanowanie pamięci zmarłych i wzniesienie się ponad podziały polityczne, włożyć między bajki. I zapytać, czy prezes PiS nie miał wówczas racji, choć może na jego miejscu użylibyśmy łagodniejszych słów. A może nie?

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Fronda.pl

Joanna Jaszczuk


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka