naga joga
naga joga
Sara Namaskar Sara Namaskar
628
BLOG

Praktyka nago. Nude yoga jako droga do akceptacji i wolności

Sara Namaskar Sara Namaskar Społeczeństwo Obserwuj notkę 6
W świecie pełnym filtrów i nierealnych ideałów coraz trudniej spojrzeć na swoje ciało bez krytyki. Nude yoga – praktyka jogi w nagości – staje się odpowiedzią na ten problem. To nie kontrowersyjna moda, ale droga do akceptacji, wolności i głębszego kontaktu ze sobą. Zrzucając ubrania, zrzucamy też wstyd i oczekiwania, odkrywając ciało jako sprzymierzeńca, a nie przeciwnika. Ta praktyka – od starożytnych tradycji po współczesne studia – prowokuje rozmowy, przełamuje tabu i pokazuje, że prawdziwa transformacja zaczyna się tam, gdzie kończy się strach przed oceną.

Naga prawda o ciele

W świecie pełnym filtrów, retuszu i nieosiągalnych ideałów coraz trudniej spojrzeć na swoje ciało z życzliwością. Naga joga proponuje inne podejście – zamiast zakrywać i poprawiać, zaprasza do bycia ze sobą w pełnej szczerości. Zdjęcie ubrań staje się symbolem zrzucenia zbroi, w której na co dzień chodzimy. Dla wielu osób to pierwszy krok do odkrycia, że ciało nie musi być wrogiem, ale sprzymierzeńcem.

Psychologowie podkreślają, że praktyki związane z akceptacją nagości realnie poprawiają samoocenę. W przypadku jogi dzieje się to jeszcze głębiej – ruch i oddech wprowadzają element medytacji, który pozwala poczuć każdy mięsień i uświadomić sobie, że ciało działa, oddycha i wspiera. Kompleksy tracą znaczenie, a w ich miejsce pojawia się poczucie bliskości ze sobą.

Ciało, które wreszcie słychać

Największym odkryciem bywa to, że ciało zaczyna „mówić”. Bez ramiączek, legginsów i koszulek nagle nic nie odciąga uwagi. Zostaje oddech, skóra i czysta relacja ze sobą. Każda pozycja staje się jak list miłosny wysyłany do samej siebie: „Spójrz, potrafisz, jesteś wystarczająca”.

W tej przestrzeni okazuje się, że ciało nie musi wyglądać „idealnie”, żeby czuć się dobrze. To trochę jak powrót do dzieciństwa – bieganie po plaży bez myślenia, czy uda są „ładne”. Tyle że tym razem jesteśmy dorosłe i już wiemy, że nie musimy nikomu nic udowadniać. A śmiech, który czasem pojawia się w sali – bo przecież pies z głową w dół potrafi wyglądać zupełnie inaczej bez legginsów – rozbraja napięcie i przypomina, że ciało jest po prostu narzędziem życia, a nie eksponatem do oglądania.

Duch wolności

Kiedy znikają ubrania, pojawia się nie pustka, ale przestrzeń. Razem z koszulką spada też presja, by „być jakąś”. W duchowości jogi mówi się o zdejmowaniu warstw – ego, lęku, przywiązania. Nagość staje się metaforą tego procesu. W pozycji góry nie ma gdzie się schować, ale też nie ma potrzeby uciekać. To doświadczenie wiele osób nazywa mini-pielgrzymką do samej siebie.

Nagość w tej praktyce nie jest dramatyczna ani erotyczna – jest lekka, jak letni wiatr wpadający do pokoju. To śmiech przyjaciółki, który koi w najmniej spodziewanym momencie. Ostatecznie nie chodzi o ciało, ale o część nas, która zwykle milczy, a tu wreszcie dostaje głos.

Od starożytnych rytuałów do współczesnych sal

Choć niektórzy uważają nude yoga za modny wynalazek, jej korzenie sięgają starożytności. W tekstach wedyjskich opisywano ascetów praktykujących nago, dla których ubranie było symbolem przywiązania do materii. Do dziś w Indiach istnieją sadhu, którzy wybierają nagość jako drogę duchowej dyscypliny.

Na Zachodzie nagość przez wieki była tabuizowana. Kościół, normy i media zrobiły z niej coś wstydliwego. Dopiero ruchy kontrkulturowe lat 60. i 70. przywróciły ideę wolności ciała. W latach 90. pojawiły się pierwsze alternatywne zajęcia nagiej jogi, a dziś praktyka ta obecna jest w wielu studiach w Nowym Jorku, Berlinie czy Londynie. To powrót do idei, że ciało nie potrzebuje ozdób, by stać się narzędziem medytacji.

Społeczne westchnienia i uniesione brwi

Kiedy mówisz, że byłaś na zajęciach nagiej jogi, reakcje bywają różne: od szeroko otwartych oczu po chichoty. Często pojawia się pytanie: „Ale serio, wszyscy nago?”. Nagość wciąż bywa mylona z erotyką, choć dla uczestników sprawa jest jasna – to joga, nie flirt. Na sali nie ma miejsca na podteksty, są tylko maty i oddech.

Najwięcej obaw dotyczy zwykle nie samej nagości, a… drobiazgów. Jedna z uczestniczek śmiała się, że bardziej martwiła się wyglądem palców u stóp niż tym, że stoi naga w pozycji wojownika. I może właśnie w tym tkwi sens – wszyscy mamy swoje „dziwne stopy”, a kiedy to uświadomimy, robi się lżej.

Są też głosy krytyczne: „Świat zwariował, teraz joga bez ubrań?”. Ale może właśnie w tym szaleństwie jest metoda – bo naga joga to nie propozycja dla wszystkich, tylko dla tych, którzy chcą sprawdzić, jak to jest być naprawdę sobą. I choć reakcje społeczne bywają skrajne, jedno jest pewne: ten temat zawsze prowokuje rozmowę. A może właśnie w tym tkwi jej największa siła – że zmusza do spojrzenia w lustro nie tylko na własne ciało, ale też na kulturę, w której żyjemy.

FB @saranamaskar

Joginka od serca

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo