Z daleka widzieliśmy świecące Muzeum Wojska, które także hucznie świętowało, przeszliśmy Nowym Światem, gdzie stały pojazdy bojowe budzące zainteresowanie licznych jak na listopad przechodniów
Po herbacie ruszyliśmy w stronę placu Teatralnego. Z daleka minęliśmy świecące Muzeum Wojska, które także hucznie świętowało, przeszliśmy Nowym Światem, gdzie stały pojazdy bojowe budzące zainteresowanie licznych jak na listopad przechodniów,
zatrzymaliśmy się koło listy pomordowanych w Katyniu koło Grobu Nieznanego Żołnierza, gdzie ludzie donosili nowe znicze i wyszukiwali nazwisk krewnych.
Z drugiej strony Teatru Wielkiego dwa duże namioty - do jednego kolejka.
Jako prawdziwe dziecko PRLu od razu ustawiłam się w ogonku, a Followa wysłałam na poszukiwania gazetki, żeby w końcu obejrzeć ostateczny efekt mojej pracy. Zresztą szybko pojawiła się pani rozdająca, a Follow spokojnie mógł się oddalić w celach fotograficznych. W namiocie Follow jako konspirator musiał łamać szyfry, emigrować, przekradać się z ulotkami przez granicę, ja, jako szary przechodzień (do dziury w płocie dla konspiratorów trzeba było czekać w kolejce) obalałam cara, co kosztowało mnie połowę majątku, obrywałam pałkami po plecach w czasie powstania styczniowego, wymieniałam pieniądze na ruble, byłam rusyfikowana w szkole... W czasie I wojny światowej przedzieraliśmy się przez okopy, aby na koniec zostać powitani czekoladkami w Wolnej Polsce (żeby nie było tak pięknie, po radosnym powitaniu szybko następowało zderzenie z polską rzeczywistością w postaci mrozu na dworze). Tylko szkoda, że żadnych dzieci ze sobą nie mieliśmy. Zmęczeni tym całym wysiłkiem XIX wieku weszliśmy do namiotu, gdzie muzycy prezentowali muzykę mało kojarzącą się z obchodami 11.XI, ale za to jaką piękną... Co mnie najbardziej poruszyło, choć to spostrzeżenie nie nowe, to ilość osób, której w to zimno chciało się wyjść z domu i ruszyć na miasto, świętować razem z dziećmi. Słyszałam zarzuty, że te wielkie narodowe święta się komercjalizuje, robi z nich igrzyska, a przecież powinny nastrajać do zadumy i podniosłości. Miałam podniosłe i patetyczne akademie przez osiem lat szkoły podstawowej i nie jestem przekonana, że to najlepszy pomysł na rozbudzanie uczuć patriotycznych. Chyba lepiej uświadamiać dlaczego świętujemy odzyskanie niepodległości pokazując w lekkiej formie jak wyglądał jej brak, niż kazać dziecku stawać na baczność na nazwisko Marszałka, o którym nic nie wie.
foty followa