„Prawo i Sprawiedliwość” opublikowało „Raport o stanie Rzeczpospolitej”. Jest to bardzo interesujące opracowanie, które wyjaśnia w sposób kompleksowy stanowisko tej partii.
Na wstępie wyjaśniono przyjętą filozofię polityki. Zbudowana ona została jako połączenie dwóch projektów:
-
Naród jako realna wspólnota połączona więzami języka (systemem semiotycznym), kulturą, historycznym losem, solidarnością.
-
Konieczność zapewnienia ludziom pewnego minimum cywilizacyjnego, w tym minimum sprawności instytucji, które obsługują ich w różnych rolach życiowych.
O ile należy się zgodzić iż realistyczna koncepcja narodu wypływa z przyjętego konserwatyzmu, to dziwią wysnuwane z tej koncepcji wnioski: „Dzięki temu jednostka mogła się odnaleźć jako człowiek, jej życie nabierało sensu, a poprzez mechanizm demokratyczny państwa narodowego zyskiwała też podmiotowość we wspólnocie.”
Z takim totalitarystycznym rozumieniem roli człowieka we wspólnocie zgodzić się nie sposób. Dla chrześcijanina sens życiu nadaje miłość. Ona może się realizować we wspólnocie. Ale miłość Boga do człowieka sprawia, że życie ludzkie zawsze ma sens.
Zdać by się mogło, że ta kwestia nie ma większego znaczenia. Spójrzmy jednak na następujące dalej rozważania na temat rodziny: „Dla podtrzymywania pokoleniowej ciągłości jednostka potrzebuje rodziny odgrywającej zasadniczą rolę zarówno dla zapewnienia jej szeroko rozumianego, w tym emocjonalnego, bezpieczeństwa, jak i w procesie socjalizacji dzieci.”
Nie sposób nie zauważyć tutaj napięcia między wolnością a powinnościami. Bez prawidłowego rozumienia sytuacji człowieka we wspólnocie nie sposób tego dylematu rozstrzygnąć. Rodzi to wiele wątpliwości interpretacyjnych dotyczących roli państwa.
„Organizacją, która ma realizować oba projekty – i ten odnoszący się do Narodu, i ten zaspokajający potrzeby jednostek oraz rodzin – jest państwo. Powinno ono odgrywać czynną rolę w procesach odnoszących się do trwania wspólnoty, odtwarzania jej w kolejnych pokoleniach, wewnętrznej integracji, ale także w stosunku do potrzeb jednostki i rodziny, szczególnie jeśli chodzi o obsługujące je instytucje i szeroko rozumianą infrastrukturę.”
We wspaniałym dziele „Osoba i czyn” Karol Wojtyła rozważając sytuację człowieka we wspólnocie wskazuje na dwa błędy: kolektywizmu i indywidualizmu. Obawiam się, że zaprezentowane rozumienie roli państwa wynika z błędu kolektywizmu (właściwego socjalizmowi). Obawy te pojawiają się także przy lekturze znajdującego się w innym miejscu fragmentu:
„Negatywne zjawiska były i są funkcją tzw. polityki transakcyjnej, która w istocie wyparła w wielkim stopniu politykę realizacji celów zbiorowych. Polityka transakcyjna (pojęcie to wprowadził politolog Rafał Matyja) najogólniej sprowadza się do tego, iż kierunki działań i konkretne przedsięwzięcia są przedmiotem swego rodzaju transakcji między ośrodkiem władzy lub jego częściami a poszczególnymi grupami nacisku.”
Politykę transakcyjną można uznać za konsekwencję indywidualizmu. Ale czy alternatywą dla niej ma być „polityka realizacji celów zbiorowych”? Przywodzi to na myśl cywilizację babilońską. Brak jest tutaj informacji na temat tego, skąd pojawiają się te cele zbiorowe. Może to być wynik kumulacji potrzeb obywateli niemożliwych do zrealizowania bez zbiorowego wysiłku, albo wyraz ambicji władz (jak na przykład organizacja w Polsce Euro 2012).
Wyliczone dalej w „Raporcie” cele wydają się być spisem życzeń i zamierzeń, bez jasnego związku z wcześniej zarysowaną koncepcją człowieka we wspólnocie. Jest to o tyle ważne, że poruszane są niezwykle trudne zagadnienia. Bez odniesienia do systemu wartości nie sposób wśród nich nie pobłądzić. Poniżej poddam krytyce dwa z postawionych celów, które budzą moje największe wątpliwości:
„Zwiększenie bogactwa wspólnoty i indywidualnej zasobności Polaków – przede wszystkim przez zapewnienie wzrostu PKB w tempie odpowiadającym potrzebie szybkiego nadrabiania różnicy między Polską a bogatymi państwami Unii Europejskiej (a także innymi bogatymi państwami), przy jednoczesnym zachowaniu zasad solidarności społecznej i narodowej w jej ekonomicznym wymiarze i z perspektywy rozwoju demograficznego.”
Państwo powinno stwarzać warunki swobodnego działania obywateli dążących do zaspokojenia potrzeb swoich i rodziny. Powinno też stworzyć takie ramy tej działalności, by z zachowaniem zasady pomocniczości zapewnić zaspokojenie elementarnych potrzeb wszystkich obywateli. Powyższe wskaźnikowe ujęcie tego zagadnienia nosi znamiona myślenia życzeniowego. Fragment dotyczący „solidarności narodowej” jest w ogóle niezrozumiały.
„Rozbudowę wszelkiego rodzaju infrastruktury (mieszkaniowej, komunikacyjnej, medycznej, oświatowej, kulturalnej, służącej nauce, hydrologicznej, sportowej, rekreacyjnej, służącej administracji) – zaspakajającej indywidualne i zbiorowe potrzeby Polaków.”
To jest niezmiernie ważne zagadnienie. Duża część infrastruktury w nowoczesnym społeczeństwie pełni rolę zbliżoną do wody i powietrza. Dlatego kluczowym zagadnieniem jest koszt korzystania z infrastruktury. Jest on związany z prywatyzacją. Niestety często infrastruktura służy do budowania czegoś w rodzaju prywatnego systemu podatkowego. Dobrym przykładem jest tu infrastruktura telekomunikacyjna. Obecnie przy okazji modernizacji podjęto działania zmierzające do prywatyzacji sieci dróg. Tu są potrzebne ustrojowe rozstrzygnięcia. Moim zdaniem najlepszym modelem zarządzania infrastrukturą jest partnerstwo prywatno-publiczne w którym własność pozostaje w rękach państwa. W zamian za pewność dochodów partner prywatny powinien być zobowiązany do minimalizacji kosztów. Biorąc powyższe pod uwagę, użycie ilościowego wskaźnika realizacji tego celu uważam za całkowicie błędne. O wiele bardziej sensowne wydaje się działanie na rzecz minimalizacji kosztów życia na poziomie typowym dla bieżącego etapu rozwoju techniki.
Podjęta w dalszej części raportu krytyka Trzeciej Rzeczpospolitej idzie jeszcze dalej w kierunku personifikacji Państwa i Narodu. Gdyby ta krytyka była wykonana z punktu widzenia realnych podmiotów, jakimi są obywatele – byłaby ona bardziej autentyczna. W takim ujęciu musiałyby zostać uwzględnione także błędy do których przyczynili się politycy PiS. To mogłoby stanowić prawdziwe nowe otwarcie. Niestety – raport jest pod tym względem jednostronny.
Co ciekawe – nawet największe sukcesy PiS nie zostają w „Raporcie” docenione z powodu przedstawienia ich w złym świetle. Walka z korupcją jawi się jako naprawa państwa. Gdyby zwrócić uwagę na olbrzymią rolę tych działań dla wzrostu poziomu wolności gospodarczej, to z pewnością byłoby to lepiej odebrane i bliższe prawdzie.
Konsekwentne myślenie w kategoriach dobra Państwa i Narodu prowadzi do sformułowania pojęcia „społeczno-narodowej gospodarki rynkowej”. To poważna modyfikacja konstytucyjnej „społecznej gospodarki rynkowej”. Na szczęście poza wprowadzaniem mętliku pojęciowego, to sformułowanie zdaje się nie mieć większych konsekwencji.
Podobnie hasłowo potraktowano „Program powszechnego bogacenia się”. Wygląda to na niezbyt udaną parafrazę hasła Erharda „Dobrobyt dla wszystkich”. Mnie „powszechne bogacenie się” kojarzy się z amerykańskim rynkiem produktów finansowych. Dzięki złodziejskim mechanizmom finansowym cały świat składał się na to, by każdy Amerykanin, który kupił jakieś papiery wartościowe mógł się bogacić. Ale zdaje się, że te dobre czasy już się skończyły.
Spośród wymienionych działań jedynie zmniejszenie deficytu można by w pewnych warunkach uznać za prowadzące do wzrostu powszechnego dobrobytu. W Niemczech dobrobyt dla wszystkich budowano poprzez minimalizację kosztów utrzymania (czemu sprzyjała walka z monopolami), stworzenie stabilnych warunków sprzyjających powszechnej aktywności gospodarczej oraz ukierunkowaniu gospodarki na zaspokajanie potrzeb społeczeństwa. W Polsce żaden z tych elementów nie występuje. Państwo sprzyja powstawaniu i umacnianiu monopoli, zwiększa podatki na rzecz państwa i para-podatki na rzecz prywatnych podmiotów, dławi przedsiębiorczość. Celem gospodarki polskiej nie jest zaspokajanie potrzeb obywateli. W konsekwencji pojawiający się popyt nie jest przyjmowany jako wyzwanie rosnącego rynku, ale zagrożenie dla wzrostu zamożności „zaradnych”. Wymownym dowodem na to były utyskiwania z powodu wyżu demograficznego i nieskrywana radość z powodu masowej emigracji zarobkowej. W raporcie słowo „emigracja” nie występuje. I to chyba w sposób najbardziej wymowny świadczy o jakości tego dokumentu.