Na stronach Najwyższego Czasuhttp://nczas.com/publicystyka/polinteligenci-zwani-naukowcami/na sam koniec roku 2009 Janusz Korwin Mikke zdemaskował środowisko akademickie.
Nie jest w tej sprawie prekursorem, bo od lat demaskowaniem środowiska zajmuje się Niezależne Forum Akademickie www.nfa.pl, ale tekst JKM jest wart uwagi.
JKM przytoczył wypowiedź Janusza Groszkowskiego, prezesa Polskiej Akademii Nauk przed 30 laty:„Jest tyle pięknych tytułów: hrabia, książę – czy koniecznie te ciemniaki muszą przybierać tytuły naukowe?”co wpisuje się w akcje przeciwko tytułomanii,tak powszechnej i tak cenionej w polskim środowisku akademickim o czym wielokrotnie pisałem(samodzielnie lub współnie, bo są też inni, którzy myślą podobnie) m.in.Czas skończyć z celebrą akademickich dworówczy Prof. dr hab. Dożywotni
Niestety w Polsce tytuł traktowany jest jako fetysz, który ma mieć magiczną moc poznawania prawdy czym nauka winna się zajmować . A jak jest - każdy widzi. .
JKM informuje " Musicie Państwo zdać sobie sprawę, że 95% obecnych „doktorów”, „docentów”, „profesorów” – z całym szacunkiem dla pozostałych 5% – to zwyczajni idioci, którym nie chciało się uczyć np. frezerki czy kamieniarstwa – więc wybrali „karierę naukową”."
Niestety JKM nie podaje czy jest to ocena subiektywna, czy prowadził w tej sprawie socjologiczne badania.
Ja badań nie prowadziłem, ale oceniałem subiektywnie - zapewne z powodu nadmiernej pobłażliwości dla środowiska, z którym od lat jestem związany - że idiotów jest co prawda demokratyczna większość, i to zdecydowana, ale jednak sądziłem, że aż 20-30% tej populacji wykazuje odchylenia od normy diagnostycznej dla idioty. Ciekawe co pokaża badania socjologiczne, które nie wątpie zostaną przeprowadzone bo socjologów mamy moc ogromną kształconych w niemal każdej uczelni, zarówno państwowej, jak i prywatnej.
Parę miesięcy temu na forum NFA podważałem jednak informacje jednego z profesorów, który podawał, że procent idiotów u taksówkarzy i u profesorów jest podobny. Ja uważałem, że u profesorów ten procent jest znacznie, znacznie większy. Taksówkarza-idiotę jeżdżącego w Warszawie lewą stroną wyeliminują wypadki i /lub punkty karne i taki straci życie lub licencję. Profesorowie, mimo idiotyzmów wypisywanych na łamach czasopism/książek naukowych a tym bardziej w prasie ogólnej - licencji nie tracą.
Gdyby ktoś chciał im zresztą tytuł odebrać, to i tak by brano po uwagę tylko to za co profesurę dostali, a nie to co po tym pisali, czynili. Profesorowie mogą po otrzymaniu licencji pisać autonomicznie największe brednie, prowadzić swoimi działaniami do zniszcznia ludzkości i nikt im licencji profesorskiej nie odbierze ! I na naszym rynku taki profesor utrzyma się dożywotnio.
Gdyby szewc wbijał gwoździe w kierunku przeciwnym do koniecznego to by znalazł odbiorców co najwyżej wśród fakirów, a u nas takich nie ma (jest niewielu ?), więc odbiorców by nie mial i by zbankrutował ? Co innego profesor. Ten może robić i pisac wszystko na opak i na rynku minimów kadrowych trzyma się mocno. Nie liczy sie co robi, liczy sie że jest prof !
W mijającym roku jasno udokumentowałem, że profesorowie z najwyższej półki (tzn. ci co odgórnie decydują o tym kto może a kto nie może być profesorem) piszą w księgach zalecanych/ nakazanych do przyswojenia takie brednie, że i babka klozetowa by poczuła się obrażona na inteligencji i swej wiedzy. I nic ? Sprawę rozpowszechniłem wśród profesorów, środowiska akademickiego i proszę sobie wybobrazić, że ani jeden nie pisnął słowa ! Widocznie ich zamurowało, bo fakty były mocne !
Widać jednak nie dotarłem do tych 5% nie-idiotów, o których pisze JKM stąd brak reakcji. Jednym słowem nie tak łatwo trafić w środowisku akademickim na nie-idiotę. Z taksówkarzami nie ma już problemu.
Faktem jest, że im kto lepiej opanuje brednie zawarte w książkach profesorów-idiotów, to ma większe szanse na naszym rynku akademickim – kariera akademicka zapewniona ! Więc konkurencja jest wielka i każdy chce jak najszybciej i jak najwiecej tych bredni opanować aby wygrać 'wyścig szczurów'.
JKM dyskredytuje całkowicie „Science Citation Index” jako obiektywny pomiar wartości naukowca z czym nie do końca się zgadzam bo to narzędzie pożyteczne, rzecz w tym że wymaga umiejętności posługiwania się, a z tym w populacji akademickiej nie jest dobrze. Dominuje prymitywny pogląd - pokaż ile razy cię cytują a powiem ci kim jesteś! Ten lepszy ten bardziej wiarygodny, im więcej razy cytowany. Otóz tak nie jest i z tym się zgadzam z JKM, ale to jest temat na kolejny tekst, bo temat jest obszerny i mógłby starczyć nie tylko na prace mgr czy dr,ale nawet na prace naukową.
Kojarzony w przestrzeni publicznej z walką o naprawę domeny akademickiej, ujawnianiem plag akademickich i dokumentowania trądu panującego w pałacu nauki
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie