Niestety zarówno moje osobiste doświadczenia, jak i wieloletnia działalność w akademickiej sferze publicznej sprawiają, że tej wypowiedzi nie podzielam. Tak być powinno, ale chyba nie jest. Nader rzadko spotykam się z profesorami, którzy mają honor i czasem mówię – może i złośliwie, ale zgodnie z posiadaną wiedzą – że jedni mają honor – drudzy profesurę.
Obowiązująca w Polsce hierarchiczność stopni naukowych, tytułów i stanowisk niewiele ma wspólnego z pozycją naukową w świecie nauki. Polska jest potegą profesorską (jeśli chodzi o tytuły) ale mizerią naukową, co staje się już – na szczęście – wiedzą powszechną.Jest to temat nie na krótki list, lecz na sporą książkę, podobnie jak sprawa honoru profesorskiego, która winna być przedmiotem wnikliwych badań.
Tak się składa, że miałem do czynienia z profesorami uformowanymi (przynajmniej na początku kariery) w II RP i już jako student nie miałem wątpliwości, że to był zupełnie inny garnitur, tak intelektualny, jak i honorowy, niż ci uformowani w PRL.
Niestety mimo transformacji ustrojowej nauka pozostała skansenem PRL, ze wszystkimi tego negatywnymi skutkami, nie tylko dla nauki, ale dla całego społeczeństwa i pozycji Polski w świecie.Brak honoru profesorowie manifestują na każdym niemal kroku i tylko ich demokratyczna mniejszość, i to zdecydowana, wykazuje się tzw. etosem akademickim.
Widać to było i nadal jest widoczne na przykładzie sprawy lustracji środowiska akademickiego, jak i na przykładzie jakichkolwiek prób reformowania istniejącego od PRL systemu akademickiego, generalnie hamującego wykorzystanie potencjału intelektualnego Polaków w Polsce i dla dobra Polski.
W opinii pro-reformatorsko nastawionej, znikomej części środowiska, obecna ‘tytułomania’ i hierarchiczność tytularna, ale nie zawsze merytoryczna, jest szkodliwa. Tytuł profesorski mógłby być zachowany jako tytuł honorowy nadawany przez Prezydenta dla najwybitniejszych w skali światowej uczonych, jako ukoronowanie ich drogi naukowej.
Obecny tytuł profesora ‘belwederskiego’ wcale nie stymuluje badań naukowych na najwyższym poziomie, chociaż część profesorów ‘belwederskich’ to wysokiej klasy uczeni.Tytuł nadawany jest naukowcom o różnym poziomie naukowym, nie zawsze wysokim w skali międzynarodowej, którzy mają problemy z formowaniem nowych kadr naukowych, także z własnym honorem.
Z tytułem profesora wiąże się w praktyce nieusuwalność ze stanowisk, mimo zaniku działalności naukowej, przyzwolenie dla pozorowania jedynie badań, dla fikcyjnej nierzadko pracy dydaktycznej, a także do poczynań niegodnych pracownika nauki – jak plagiatowanie, fałszowanie historii, niszczenia niewygodnych, promowanie mizernych, czy członków swoich rodzin itd. itpTo jest wielka patologia, głównie profesorska, obecnego systemu nauki i szkolnictwa wyższego.
Tytuł profesora nie zawsze jest powodem do dumy, a nader często – powodem do zadumy.
‘Ryba psuje się od głowy’, a ta głowa jest mocno popsuta, bo stanowi efekt długotrwałej negatywnej selekcji kadr w PRL , co bynajmniej nie zostało zahamowane w III RP.
Ujawnianie patologii, czy najmniejsza nawet próba walki z patologiami, kończą się standardowo wykluczeniem ze środowiska, więc środowisko staje się coraz bardziej patologiczne i żadna zmiana pokoleniowa tego nie zmieni. Mamy reprodukcję kadr według patologicznych norm nabytych w PRL. Wyjątki potwierdzają jedynie regułę.
Niestety nie ma nawet instytucjonalnego monitoringu etyki i patologii środowiska akademickiego, a jedyną próbą takiej dzialalności w skali ogólnopolskiej jest założone przeze mnie Niezależne Forum Akademickie. Świadczy to o chorobie systemu, bo jedynie wykluczony ze środowiska może o tym środowisku coś prawdziwego powiedzieć.
Nie wiem czy istnieje drugie środowisko, inna korporacja, które tak nienawidzi prawdy, w sytuacji gdy to właśnie poszukiwanie prawdy jest obowiązkiem tego środowiska, obowiązkiem finansowanym z kieszeni podatnika !
Jest znamienne, że po roku 1989 w nauce nie było odwilży, kolaboranci systemu komunistycznego (funckjonariusze SB, TW, aktywiści PZPR) bardzo zresztą solidarni, nadal odgrywają decydującą a przytnajmniej poważną rolę, a przeciwnicy systemu komunistycznego są na marginesie, lub poza systemem.
Profesorowie ‘belwederscy’ najstarszej polskiej uczelni piszą historię swojej wszechnicy bez umijętności zidentyfikowania w jej historii stanu wojenngo i tych fałszerstw każą się uczyć młodzieży. Jednocześnie eliminują lub szykanują tych, którzy działają na rzecz poznania prawdy historycznej.
Problem czystek akademickich prowadzonych u schyłku PRL pod batutą SB i PZPR jest tematem tabu. Jak zbyt drażliwy i chyba zbyt kompromitujący dla organizatorów i beneficjentów tych czystek, których nie brakuje wśród profesorów ‘belwederskich’, także wśród tych ostatnio nominowanych.
Władze uczelni heroicznie walczą o niepoznanie prawdy i o żadnym honorze tu nie może być mowy. Podobną postawę profesorowie wykazują w obronie, czy tolerowaniu członków korporacji, hańbiących środowisko akademickie.
Standardowe zachowanie środowiska na widocznie gołym okiem patologie – to odważne chowanie głowy w piasek, a przysłowiowa ‘podręczna strusiówka’ jest codziennym rekwizytem akademickim. Fakt, że to pozwala na przetrwanie, bo życie honorowe z podniesioną głową, kończy się często ‘ścinaniem głowy’.
Produkcji licznych kodeksów etycznych nie towarzyszy bynajmniej wzrost etyczności środowiska – wręcz przeciwnie. Rodzące się jak grzyby pod deszczu kodeksy i komisje etyczne stanowią raczej ‘ przykrycie’ dla zjawisk patologicznych, a nie ich ograniczenie.
Chciałbym wyrazić nadzieję, że Pan Prezydent przed kolejnymi nominacjami profesorskimi zapozna się ze skalą patologii środowiska i negatywnym oddziaływaniem także profesorów belwederskich na całą społeczność, nie tylko akademicką.
Bliższe uzasadnienie i udokumentowanie moich opinii można znaleźć w strefie NFA
m.in.
Kojarzony w przestrzeni publicznej z walką o naprawę domeny akademickiej, ujawnianiem plag akademickich i dokumentowania trądu panującego w pałacu nauki
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie