Ernest Skalski Ernest Skalski
2907
BLOG

Gwałt potrzebny na gwałt

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 70

Ponieważ trochę udało się nam ochłonąć po zadymach 11 listopada, to Jarosław Kaczyński, niezależnie – chyba – od kolejnej i spowszedniałej już smoleńskiej miesięcznicy, 10 b.m. , stwarza szanse na nową rozróbę - 13 grudnia. Mordobicia, żaden organizator nigdy z góry nie zgłasza, ale przecież kibole – patrioci mogą zostać wezwani, by ochraniali pochód, ale też mogą stawić się samorzutnie i mordobicie będzie. Lewactwo raczej nie wezwie do kontrdemonstracji, by stanąć w obronie Sikorskiego i federalizacji Europy, ale skoro maja tam być ”faszyści”, to i Antifa powinna się stawić. Może, zresztą, obejdzie się bez zadymy, lecz lepiej dmuchać na zimne, bo od niedawna coś się zmienia w polityce. Zdecydowanie na gorsze.
 
Na długo wcześniej, przez lata III RP, miały miejsce wybryki skrajnych nacjonalistów, kontynuujących linię i tradycje Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej. Jeszcze ostrzej występowało Narodowe Odrodzenie Polski. ONR, MW i NOP; ogolone łby, glany, i prawe ręce w ”pozdrowieniu rzymskim”, albo ”zamawiające piwo”. Od czasu do czasy pojawiały się niezbyt liczne demonstracje, a regułą były bandyckie napady na długowłosych, punków, słuchaczy nie takiej muzyki, jaka się ogolonym podoba. A przy tym liczne akcenty bogoojczyźniane, jako że ”Polak – katolik”. Pojawiały się też przy tym jakieś grupy/wygłupy wyznawców Światowida czy Swarożyca, był to jednak margines marginesu. Bo też cały ten fenomen usadowił się na marginesie życia społecznego.
 
Wydaje się, że jeszcze węższym marginesem był agresywny anarchizm. Z tym, że anarchiści robili brutalne zadymy, raczej bez demonstrowania postaw stricte politycznych. W każdym razie opinia publiczna przez jakiś czas nie łączyła ich z żadnym znanym kierunkiem politycznym, czy ideowym. W sumie, jednakże, byliśmy krajem dosyć spokojnym politycznie.
 
Komu to przeszkadzało
 
Być może nacjonaliści z ONR i MW chcieli spróbować wejścia do cywilizowanej polityki, a być może wpadli na pomysł fortelu, kiedy w zeszłym, 2010 roku, urządzili grzeczny Marsz Niepodległości. Taki w garniturach i pod krawatem, bez prowokacyjnych emblematów, strojów, zakazanych przez prawo haseł; wywrzaskiwanych i demonstrowanych na transparentach. Czegoś takiego nie można było w państwie prawa zakazać. A czy można by, zgodnie z licznymi sugestiami, zakazać w ogóle istnienia tych organizacji ?
 
Prawidłowa odpowiedź brzmi; można by spróbować, lecz nie wiadomo z jakim skutkiem. Ani intuicja, ani głębokie przekonanie tu nie wystarczą
 
Konstytucja RP, Art. 13: Zaka­zane jest ist­nie­nie par­tii poli­tycz­nych i innych orga­ni­za­cji odwo­łu­ją­cych się do tota­li­tar­nych metod i prak­tyk dzia­ła­nia nazi­zmu, faszy­zmu i komu­ni­zmu, a także tych, któ­rych pro­gram dopusz­cza nie­na­wiść rasową i naro­do­wo­ściową, sto­so­wa­nie przemocy.
 
Jest też Art. 256 Kodeksu Karnego: Kto publicz­nie pro­pa­guje faszy­stow­ski lub inny tota­li­tarny ustrój lub nawo­łuje do nie­na­wi­ści na tle róż­nic naro­do­wo­ścio­wych, etnicz­nych, raso­wych, albo wyzna­nio­wych, pod­lega grzyw­nie, karze ogra­ni­cze­nia wol­no­ści albo pozba­wie­nia wol­no­ści do lat 2.,
 
A credo tego ruchu to: ”odrzucenie demokracji jako reżimu …który za miernik prawdy przyjmuje wolę większości…wykluczenie oświeceniowej ideologii praw człowieka…” Wyzwanie i prowokacja ! Owszem, takie to jest. Lecz posiadanie i głoszenie takiej, antydemokratycznej opinii jest w demokracji …legalne.
 
Postrzegając ją de profundis,z głębin totalitaryzmu, mogliśmy demokrację traktować jako świętość, dogmat, którego nie godzi się kalać krytyką. Lecz praktykujemy ją już trzecie dziesięciolecie i wiemy, że jest to produkt historii i, jak wszystko co ludzkie, niedoskonały. Dziś można rozumieć, co nie znaczy, że koniecznie podzielać  opory i krytyczne opinie o tym systemie. Już prawie wiek temu formułował je Ortega y Gasset. A na co dzień wystarczy powiedzenie Churchilla, że to zły system, ale nie ma lepszego.
 
Lepsze wymyślano już od czasów Platona. Niekiedy wprowadzano je w życie. Komunizm okazał się największym eksperymentem w tym zakresie. Nie znaczy to, że ludzkość nigdy nie wypracuje sobie na miejsce demokracji czegoś z czym będzie jej lepiej. Historia nie stoi w miejscu. Na dziś, wszakże, sposób zniesienia demokracji polega na przekonaniu do tego pomysłu większości wyborców, zdobycie w parlamencie większości konstytucyjnej i przeprowadzenie trudnej procedury, która w różnych miejscach – w Polsce też –zawiera w sobie referendum. Saint Just zostawił po sobie zasadę: ”Nie ma wolności dla wrogów wolności !”.  Dzisiaj to znaczy, że wolno przekonywać suwerenny naród, aby korzystając ze swej wolności, wyrzekł się jej, ale nie ma wolności stosowania w tym celu gróźb i przemocy .
 
Marsz –powtarzam, ten w 2010roku -był zapowiedziany i legalny, a ugrupowania występujące jako lewica zapowiedziały jego blokadę i następnie przeprowadziły ją. Marsz musiał zmienić trasę. Jakoś nikt nie zwrócił uwagi naArt. 260. kk: Kto przemocą lub groźbą bezprawną udaremnia przeprowadzenie odbywanego zgodnie z prawem zebrania, zgromadzenia lub pochodu albo takie zabranie, zgromadzenie lub pochód rozprasza, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
 
Ten artykuł naruszono również i w tym roku, planując blokadę Marszu, wzywając do udziału w niej i organizując ją, a potem chwaląc się nią. Zobaczmy co jeszcze ma w tej sprawie do powiedzenia Kodeks Karny;
- Art. 258. § 1.: Kto bierze udział w zorganizowanej grupie albo związku mającym na celu popełnianie przestępstw, … podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
- Art. 255. § 1.: Kto publicznie nawołuje do popełnienia występku …  podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
- Art. 256.§ 3. Kto publicznie pochwala popełnienie przestępstwa, podlega grzywnie do 180 stawek dziennych, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
 
Prokuratura jakoś dziwnie zapomniała o wszystkich tych artykułach kk w zeszłym roku i nie przypomniała sobie o nich w obecnym. A w międzyczasie pojawił się nowy delikt. Otóż kibole wybili się na podmiotowość społeczną i polityczną.
 
Kibol - patriota
 
Od jakiegoś już czasu ich watahy są organizacjami z przywódcami, wewnętrzną strukturą i kodeksem właściwym dla grup przestępczych. Stają się gangami, które opanowują handel na stadionach, terroryzują i korumpują kluby , wchodzą w biznes narkotyczny. Mają też spoiwo ideowe w postaci antysemityzmu i form szowinizmu lokalnego, chwilami przechodzącego w ogólnopolski.
 
Są to struktury opisywane i znane opinii publicznej od dawna. W tej, niejako już tradycyjnej postaci, warto je rozpatrywać w kontekście wspomnianego wyżej artykułu 256 kk., a także artykułu 257 kk:Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowościowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Przy licznych bijatykach zastosowanie ma  Art. 254.: Kto bie­rze czynny udział w zbie­go­wi­sku wiedząc, że jego uczest­nicy dopusz­czają się gwał­tow­nego zama­chu na osobę lub mie­nie, pod­lega karze pozba­wie­nia wol­no­ści do lat 3.
 
W ciągu mijającego roku, PIS wyraźnie dostrzegł potencjał tkwiący w tych strukturach. Są one odrębnymi bytami, walczą ze sobą, ale też zawiązują porozumienia czy trwałe sojusze, z łatwością mogą stać się siatką krajową, a ich szowinizm od ręki przybiera patriotyczny, powiedzmy; quasi patriotyczny charakter. Zapowiedź blokady tegorocznego Marszu Niepodległości zmobilizowała ich i uzasadniła udział w charakterze jego obrońców. Policja uniemożliwiła fizyczną konfrontację potencjalnej blokady z Marszem chronionym przez kiboli, a ci skorzystali z okazji aby zaatakować policję i podewastować co mieli pod ręką. Okazali się sojusznikiem kłopotliwym bo słabo zdyscyplinowanym.
 
Dla Tuska kibole są bandyterką, a Kaczyński ich dowartościował, uznał za patriotów, nie stawiając żadnych warunków. Jego wypowiedzi nie zostawiały wątpliwości. Romaszewski stanął po ich stronie jeszcze wyraźniej, podobnie jak liczni działacze i szczególnie dziennikarze PIS. Kibole poczuli, że z marginesu społecznego stają się czynnikiem politycznym, że są ważni, potrzebni. Wypowiedzieli wojnę Tuskowi, która mu w oczach większości społeczeństwa raczej pomogła, ale PIS tanim kosztem uzyskał swojego rodzaju oddziały szturmowe, bojówki, które można wykorzystać, ale też można się do nich nie przyznawać. To się sprawdziło 11 listopada i może mieć swoją kontynuacje za kilka dni.
 
Po obu stronach słychać było wezwania, aby w ocenie wydarzeń unikać symetrii, nie rozkładać winy na obie strony. Oczywiście dla każdej strony winna jest ta przeciwna. A obiektywnie trzeba zauważyć, że wyższy stopień brutalizacji życia publicznego od 11 listopada zeszłego roku zainicjowała i podtrzymała swymi blokadami w tym roku, strona określająca się jako lewicowa i antyfaszystowska. Na scenie politycznej jest to siła niszowa.
 
Druga strona, a konkretnie PIS, wciąż licząca się siła polityczna, odpowiada za wciągnięcie do gry politycznej kiboli. Obie te winy nie znoszą się wzajemnie. Można mówić o swoistej synergii przemocy obu stron, a w praworządnym państwie ma ono mieć wyłączność na jej użycie. Trzeba przyznać, że część publicystów popierających PIS, tym razem krytykuje wiązanie się z kibolami i ich faktyczny udział w Marszu. Kontrastuje z tym zadziwiająo dobry nastrój lewicy. Albo nadrabia w ten sposób swoją niewesołą sytuację, albo jej nie dostrzega.
 
A co tam, panie, w polityce ?
 
Po przejściowym strachu Platforma znowu nie ma z kim przegrać. Można powiedzieć, że Tusk z ostrożności czaił się cztery lata, ale teraz rozpoczął ofensywę. Po długim oczekiwaniu było to wejście smoka. Zarzuty, że w expose ograniczył się roli księgowego są po pierwsze – nie do końca prawdziwe, a po drugie – mało istotne. Pieniądze, polityka finansowa to czynnik decydujący o stanie i funkcjonowaniu wszystkich dziedzin panstwa. Jego propozycje stają się tematem dyskusji, w której inne siły nie znajdują miejsca na inicjatywy, skazane są na politykę reaktywną. A wygrywa ten kto wychodzi z pomysłem.
 
Latem zeszłego roku, po wyborach prezydenckich, w których Napieralski zdobył 14 procent głosów, wydawało się, że SLD odbuduje się, odciągając lewicowych wyborców od Platformy i bardziej świeckich od PIS, stając się alternatywną partią władzy, z którą PO będzie mogła przegrać wybory w roku 2015. PIS miał słabnąć i faktycznie, po pewnych zawirowaniach słabnie, ale słabnie też SLD.
 
Nie wiadomo jaka to partia, czego chce dla Polski. Nie reprezentuje sobą potencjału władzy. Dawni liderzy są zużyci politycznie, nieapetyczni dla potencjalnych wyborców i podgryzają się nawzajem. Młodsi, de facto, nie zaistnieli. Program Platformy dotyczy zatrudnienia, płac, podatków, emerytur, świadczeń socjalnych, a lewicowa partia nie ma w tych sprawach niczego konkretnego do powiedzenia. Odpowiedź na wszystkie postulaty ”nie bo nie” to emploi PIS. Lewica, która by miała kiedyś przejąć władzę powinna podjąć rzeczową dyskusję. Może to być nawet ostry spór, ale trzeba w nim mieć rzeczowe argumenty, wystąpić z realnymi propozycjami. Do tego szykują się różne środowiska; związkowcy i pracodawcy, prawnicy, ale nie SLD. Byliby w stanie temu zadaniu podołać: Borowski, Hausner, Cimoszewicz, Belka, Rosati, ale są już gdzie indziej. A przewodniczący Napieralski w dyskusji z ministrem Rostowskim wyraźnie się nie popisał, demonstrując, że niewiele wie i niewiele rozumie.
 
Propozycje, które zgłasza są głównie natury obyczajowej. Robią wrażenie wymuszonych na partii, bo ich źródłem i inspiratorem jest podmiot określany jako nowa lewica. Dla nieprzychylnych krytyków – kawiorowa lewica, odpowiednik bananowej młodzieży w PRL (dla młodszych; banan był wówczas symbolem luksusu). Centrum ideowe tego nurtu skupia się wokół periodyku ”Krytyka Polityczna”, ale mieści się w nim cała plejada różnych bytów o różnym stopniu zorganizowania. A więc organizacje gejów, lesbijek i transwestytów, ekologów, obrońców praw zwierząt, alterglobalistów i antyfaszystów, cokolwiek by to określenie miało znaczyć. Zresztą cały ten ruch jest ”antyfaszystowski” i ten antyfaszyzm staje się jego podstawowym, a może jedynym wyróżnikiem, od momentu w którym Palikot wybrał im obyczajowy wiatr z żagli.
 
Zauważalne osobowości tej lewicy to Sławomir Sierakowski, Kinga Dunin, Magdalena Środa, Agnieszka Graf, Kazimiera Szczuka, Robert Biedroń i sporo innych. Wszystko to ludzie inteligentni, wygadani, z dużym zasobem wiedzy i argumentów. Do wszystkich w pełni pasuje określenie opinion makers. Ich słabością jest to, że chyba za dobrze czują się w swoim gronie i słabo kontaktują z rzeczywistością, co często się zdarza w środowiskach inteligenckich. Kiedyś zeszła z tego, między innymi, powodu Unia Wolności.
 
Postulaty natury obyczajowej; związki partnerskie, małżeństwa homoseksualne, in vitro, prawo do aborcji, legalna marihuana, świeckość/antyklerykalizm – ten zestaw ma za sobą pewien potencjał społeczny, ale to Palikot potrafił do niego sięgnąć i uczynić zeń narzędzie, które pozwoliło mu zaistnieć jako samodzielna i wyrazista siła w polityce. Oprócz Tuska tylko on jest politykiem, który ma coś konkretnego do zaproponowania. Jest przy tym politykiem na tyle zorientowanym i bystrym, że chyba wie, iż z tym potencjałem może na długo zapewnić sobie i paru innym lukratywną niszę, ale nie stanie się alternatywną partią władzy. Tę się zdobywa i utrzymuje, lub nie, tam gdzie porusza się Tusk i gdzie decyduje się o najważniejszych egzystencjalnych problemach. A więc, praca, płaca, podatki, ceny, emerytury, bezpieczeństwo wewnętrzne, integracja europejska, infrastruktura, komunikacja, mieszkania, oświata i służba zdrowia.
 
Palikot ma wybór. Może stanąć do ryzykownej walki z PO na tej zasadniczej płaszczyźnie, tylko musiałby wymyślić co ma do zaproponowania. Jeśli się zdecyduje wejść na tę scenę, to powie co mu przyniesie większe profity. Poczeka chyba, aż rozgorzeje spor wokół postulatów rządu i pojawią się jakieś skutki jego polityki. Natomiast nowa lewica może mówić co chce i nikogo nie będzie to obchodziło. W każdym razie nie podstawową masę wyborców. Nawet ta mniejszość wyborców, którym problemy kulturowo-obyczajowe w duchu liberalnym przesłaniają wszystko inne, będzie wolała słuchać Palikowa i głosować na niego, bo on ma realną siłę.
 
Zostaje argument siły
 
A co może zrobić w tej sytuacji ta nowa lewica, jeśli nie będzie chciała pozostawać jedynie forum dyskusji we własnym gronie ? Może zwracać na siebie uwagę swoim, coraz głośniejszym ”antyfaszyzmem”. Niewykluczone, że za jakiś czas termin ”faszysta’’ będzie zneutralizowany tak jak ”wykształciuch” i ”ciemnogród”.  Przy braku ścisłej definicji faszyzmu, o faszyzm oskarża ona – i międzynarodowa lewica tego typu - wszystko co się jej nie podoba. W polityce, w obyczajach, w kulturze. Ten ”faszyzm” jest jej coraz bardziej potrzebny.
 
Skuteczna w tym będzie lewica nie siłą argumentów, które mało do kogo dotrą, lecz argumentem siły, coraz bardziej fizyczną walką z tym co nazywa faszyzmem. W jej szeregach od roku trwa spór zwolenników symbolicznych demonstracji z coraz głośniejszymi zwolennikami nie nadstawiania drugiego policzka. Bo zawsze oni występują w roli ofiary. A po przeciwnej stronie mogą liczyć na chętnych do tego rodzaju ustawki.
 
ONR, MW, NOP, Blood and Honour, prasłowiańska zadruga – zawsze gotowi. Na kiboli, którzy stali się główną siłą uderzeniową też można liczyć, w sytuacji kiedy niepewna jest siła argumentów. Istota prawicy jest współcześnie w Europie, a w Polsce szczególnie, tak samo niejasna jak istota lewicy. Kaczyński nie może wiedzieć czy Solidarna Polska, jak dotąd, po prostu, PIS –BIS, podejdzie go z prawa czy z lewa, czy w ogóle urośnie w siłę. Widzi, że traci na jej rzecz swój aparat, który nie chce już funkcjonować od klęski do klęski. Nie wie on kogo poprze Radio Maryja z popierającą go dotychczas częścią kleru. I najważniejsze; nie wie jak się zachowają dotychczasowi wyborcy PIS. Przed kolejnymi wyborami Jarosław Kaczyński zmiękczał swój wizerunek, by przyciągnąć elektorat centrowy. W zeszłym roku skutecznie – 47 procent poparcia – w tym roku gorzej udawał i mało kto już mu wierzył. Szansą zostaje radykalizm i wyrazistość. W hasłach i w działaniu. Liczenie na kryzys w gospodarce, na którą prezes PIS nie ma najmniejszego wpływu i na niepokoje społeczne, do których się może przyczynić. Stąd ten 13 grudnia.
 
Po ostatnim 11 listopada, w szeroko rozumianym środowisku pisowskim nie ma jednolitego podejścia do użycia argumentu siły. Na pewno daleko będzie od tego typu konfrontacji, wyłamująca się Solidarna Polska. Pomysł Kaczyńskiego budzi opory nawet w PIS. Ale prezes już nie może się z niego wycofać bez utraty twarzy. Zapewne tez nie chce. Co najwyżej odpadnie kolejna grupa miękkich, a takich mu już w partii nie trzeba. Stosuje on, jak Lenin, zasadę posiadania w każdych warunkach własnej partii. Może być mała i słaba, ale to jednak może się kiedyś zmienić i trzeba ją zawsze trzymać w garści.
 
Tak jak Kaczyński stara się zachować własną, kadrową, partię, tak samo musi się starać o zachowanie ze swego elektoratu najbardziej radykalnego jadra. Nie składa się ono z ludzi, w którymi można by dyskutować o szybszym czy wolniejszym tempie integracji europejskiej, o roli euro i pozycji gospodarki niemieckiej w Europie. Można natomiast, metodą fizjologa Pawłowa, wywołać u nich gwałtowny odruch na bodziec w postaci słów – wytrychów; Niemcy, odwieczny wróg, czujność, niebezpieczeństwo, zdrada. Również we własnych szeregach. Podobnie jak partia Lenina i Stalina, a także wszystkie inne kompartie, PIS ma już walczyć z odchyleniami we własnych szeregach, tropić spiski i zdrajców. Usłużna Fedyszak – Radziejowska podsuwa prezesowi pomysł ”kreta” w pobliżu jego świętej osoby. Na kogo padnie na tego bęc. Poseł Brudziński już się zaczyna tłumaczyć, że nie jest wielbłądem...
 
 
 
 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka