Pamiętam Rowy jeszcze sprzed wielu lat – była to wtedy nędzna rybacka wioska z kilkoma starymi poniemieckimi domami na krzyż. A dzisiaj jest to urocze miasteczko, prężnie rozwijające się, ale szczęśliwie nie za duże.
Dziś wtorek, 26 września. Pogoda była średnia, nieco pochmurnie. Nad morzem wiał rześki wiatr Nord-West, temperatura powietrza 19 stopni i wody również 19 stopni (mierzyłem termometrem elektronicznym z czujnikiem na drucie). A więc woda, jak na polskie warunki, ciepła. Plażowanie w tych warunkach jest jednak mało sensowne, więc przeszedłem ok. 15 kilometrów częściowo brzegiem, częściowo lasem.
Rowy z roku na rok dorośleją jako europejskie miasteczko. Coraz mniej ryczących głośników w barach i restauracjach. A tam, gdzie ryczą – szczęśliwie coraz mniej klientów, więc właściciele chyba w końcu zmądrzeją.
Szkoda, że wszystkie informacje tablicowe są wyłącznie po polsku – powinny być również po niemiecku i po angielsku (podobnie jak w Danii). Śmieszne jest pobieranie symbolicznych opłat za wstęp do zwykłego lasu „Parku Narodowego” i mnogie tabliczki z zakazem wstępu – to jeszcze pozostałości po PRLu, gdzie rozrost ograniczeń był swoistym kultem. Na przykład na Bornholmie NIGDZIE nie widziałem zakazu wstępu gdziekolwiek, nie mówiąc już o płotach czy drutach kolczastych (poza terenem lotniska).
Dobrego wina nie można tu kupić w żadnym sklepie. Wiedziałem o tym i przezornie zabrałem kilka flasz zacnego Bordeaux. A ponadto znam świetny sklep „Świat win” w pobliskim Słupsku.
Jest znakomita, klasyczna wędzarnia ryb. Świeży łosoś i halibut - wędzone na gorąco - to potęga.
Ogromny wybór bazy mieszkaniowej. Nowoczesnych pensjonatów zatrzęsienie. I ja mieszkam w takowym. Ogromny pokój z tarasem i obszerną, nowoczesną łazienką, lodówką i aneksem kuchennym. Bezprzewodowy dostęp do Internetu przez własny ruter. Czysto i cicho. Niska cena. W nocy słychać lekki szum morza, a rano budzą mnie krzyki mew.
No i zacząłem czytać pamiętniki Paderewskiego.
Inne tematy w dziale Kultura