Józef K Józef K
115
BLOG

O Starej Robocie. Dla Sosenki

Józef K Józef K Kultura Obserwuj notkę 7

Czwartek, 9 października. Trochę się rozjaśniło, pojechałem więc znów do Chochołowskiej. Zostawiłem auto na parkingu, kupiłem bilet wstępu do doliny, idę, a tu fiakrzy stoją. Jasiek z Siwej Polany zaraz mnie poznał, więc zaczęliśmy gadać. Od razu mnie poinformował kto, kiedy i jak pomarł ostatnio z krewnych i znajomych. Namówił mnie, że mnie podwiezie do Hucisk. No i takeśmy se godali przez całą drogę.


Poszedłem dalej drogą wzdłuż potoku Siwa Woda, aż doszedłem do leśniczówki po drugiej stronie potoku. Pamiętam czasy, gdy tu jeszcze gospodarzyła Karolcia Blaszyńska z córką Marysią, potem Marysia z mężem Andrzejem. Mieszkałem tu często w marcu gdy przyjeżdżałem na narty, w sali na poddaszu, nad jadalnią. A bywałem i we wrześniu, i w maju, kiedyś podczas ostrego halnego. Widać to okno na górze po lewej stronie:


Stąd najbliżej w góry jest do Starorobociańskiej Doliny, czarny szlak. Narty na ramię i do góry. Zdarzało się i tak, że przy świeżym śniegu zakładałem narty i tak drapałem się w pocie czoła przez te starorobociańskie rynny. Myślałem sobie: gdyby mnie ktoś do tego zmuszał, to byłoby coś potwornego, okrucieństwo. A tak, sam sobie daję w kość z taką radochą... po prostu lubiłem to. Taki wysiłek z mroźnym tatrzańskim powietrzem w płucach.

Po odejściu czarnego szlaku w prawo (od szlaku na Iwaniacką Przełęcz) po paru minutach po lewej stronie odkrywa się rozległa Starorobociańska Polana, z której można już zobaczyć  Starorobociański Wierch:

 

Tradycyjnie zbaczałem na tę polanę, gdzie na środku od strony północnej rósł samotnie piękny świerk. Pamiętam go „od małego", przy nim deptałem wgłębienia w głębokim śniegu, piękny widok na Starego, cisza, więc czasem małe opalanko.

Zaszedłem tam i teraz, w ten nieco przychmurzony dzień październikowy. Nie było świerku, został wycięty. Pozostał tylko opalony kawałek pnia w ziemi, obok suche gałęzie. Poczułem ból w sercu, jakby mi ktoś zabił przyjaciela.

To wycinanie drzew na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego w Tatrach Zachodnich pochodzi stąd, że duże obszary lasu nadal należą do wspólnoty właścicieli prywatnych z Witowa. Turyści mogą być ukarani za złamanie gałązki, a tu nieraz się widzi całe połacie wyciętego lasu, pnie drzew ściągane jak popadnie, zniszczona ściółka leśna, zniszczone szlaki turystyczne, w tym znany „Szlak Papieski". Zwalone pnie leżą nieraz długo, tarasując szlaki turystyczne. To jest SKANDAL. Jeśli Parku nie stać na wykup lasu, to powinien wprowadzić drakońskie opłaty za zezwolenie na wyrąb drzewa, kilkakrotnie wyższe od wartości drzewa.

Poszedłem dalej. Dochodzi się do polanki, gdzie po prawej stronie jest mostek na Starorobociańskim Potoku (stamtąd wyjeżdżało się na nartach wracając z góry ‘za wodą'), a po lewej stronie biegnie w górę dróżka leśna - „Hawiarska Droga", prowadząca na Ornak, do starych kopalni rudy. No i za chwilę otwiera się ‘studnia Nr 1', czyli nieco stroma rynna do góry. Bywało, że wchodziło się tu na nartach, jeszcze bez fok. A ze zjazdem bywało różnie. Pamiętam, jak jeden z kolegów nie zapanował nad nartami i prasło go porządnie o smrek na dole. Wyglądało to nieszczególnie. Ale wstał, nawet cały. Tak przeżył to zdarzenie, że na tym smreku zawiesił później krzyżyk. Wisi do dzisiaj.

Później idzie się przez las chwilę niemal płasko i otwiera się ‘studnia Nr 2'. Na jej końcu leży po lewej stronie dróżki ogromny kamień. Teraz wygląda on bezkształtnie i nie interesująco. Ale w zimie osadza się na tym kamieniu śnieg, tworząc piękny kształt ‘półdupka' (mam na myśli kobiecy). Przyznaję, że nieraz kładłem na nim swą dłoń...

Ciekawostka: o ile ‘półdupek' może budzić sympatyczne skojarzenia, to pełny ‘dupek' raczej przeciwnie. To ostatnie określenie często mi towarzyszy, gdy dowiaduję się o działaniach pewnego polskiego ‘męża stanu'.

Później dróżka znowu wiedzie lasem, jest ‘studnia Nr 3', potem znowu las i odkrywa się z prawej strony widok na Czubik i Trzydniowiański Wierch. Pewnej zimy zaobserwowałem obsunięcie się lawiny z tego zbocza Trzydniowiańskiego Wierchu. 

 

Najpierw usłyszałem dźwięk, jakby stęknięcie. Popatrzyłem na zbocze: na górze oderwał się od niego, jak odkrojony nożem, duży płat śniegu. Zsunął się błyskawicznie w dół do żlebu z okropnym hurkotem, na koniec usłyszałem grzmot. Na zboczu pozostała wyrwa w śniegu do gołej trawy.

Idąc dalej, wreszcie odkrywa się widok na kocioł pod Starorobociańskim Wierchem:

 

a z lewej strony Siwa Przełęcz:

 

Z lewej strony szlaku w górę, w odległości kilkudziesięciu metrów, stał tu dawniej prosty szałas pasterski. Trochę zaniedbany, ale był, służąc turystom na wypadek burzy czy innej potrzeby, choćby wypoczynku. Instytucja Tatrzańskiego Parku Narodowego mogła go łatwo i niskim kosztem wyremontować. Można go było nawet zamknąć i udostępnić tylko na potrzeby leśników, strażników TPN i pracowników GOPRu. Ale nie: TPN w tajemnicy spalił ten szałas, podobnie jak szałas dla owiec w kotle dalej za potokiem. Hańba dla TPN. Pozostały tylko resztki fundamentów:

 

Cała ta trasa biegnie głównie lasem i jest mało widokowa, z wyjątkiem kotła SW i okolic. Szczęśliwie nie jest 'modna'. Cały czas towarzyszy nam piękny szum potoku. Dalej możemy wyjść szlakiem na Siwą Przełęcz, w lewo na Ornak, potem zejść na Iwaniacką Przełęcz i z powrotem do Chochołowskiej lub do Kościeliskiej (prosto do schroniska). Lepiej do Chochołowskiej, bo tam można wsiąść na pożyczony rower (stoją swobodnie obok drogi, można sobie wybrać, opłata na dole). Tak też zrobiłem tego dnia, wracając tą samą drogą. Świetny pomysł z tymi rowerami!

Józef K
O mnie Józef K

Józef K.: wszechstronne zainteresowania, zdecydowane poglądy, liberał Kontakt Witryna internetowa

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Kultura