Administracja polskiej nauki nie ustaje w wysiłkach, aby pod modnymi hasłami typu: "Partnerstwo dla wiedzy" jeszcze bardziej skomplikować rozwój polskiej nauki. Trwa intensywny marsz do tyłu. Oto co proponuje najnowszy projekt "modelu kariery akademickiej":
- Pozostawienie sławetnej "Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów" (CK)
- Pozostawienie stopnia naukowego doktora habilitowanego, ale nadawanego przez CK.
- Kandydat zainteresowany uzyskaniem stopnia naukowego doktora habilitowanego wystepuje z wnioskiem do CK.
- CK dokonuje oceny formalnej wniosku i powołuje Komisje do Przeprowadzania Przewodu Habilitacyjnego.
- CK wyznacza 3 recenzentów oraz 2 członków Komisji do Przeprowadzenia Postepowania Habilitacyjnego
- Po otrzymaniu recenzji Komisja formułuje opinie i wystepuje do CK o nadanie stopnia naukowego dr hab.

Zdumiewające, jak wielu skądinąd zacnych i rozumnych ludzi uważa, że najważniejsza jest CENTRALNA KONTROLA PAŃSTWOWA, ponieważ takowa jest a priori uważana za najlepszą. Że trzeba ustanowić bardzo rozbudowane PRAWO, no i oczywiście kontrolować jego przestrzeganie... i w ten sposób para idzie w gwizdek, a parowóz stoi.
Ta ślepa wiara w nieomylność i doskonałość CK, tej spuścizny jeszcze ze stalinowskich czasów, jest niemal mistyczna. Najwyraźniej autorzy tego dziwacznego projektu swe kariery rozpoczynali jeszcze w czasach "centralizmu demokratycznego" i "demokracji ludowej". Tak nasiąkli tym "systemem", że nie potrafią już myśleć inaczej.
Idea, jak w komunizmie, jest oczywiście wzniosła: trzeba ustanowić "sito", które oddzieli "prawdziwych" naukowców od plew. I - jak w komunizmie - praktyka jest akurat odwrotna. Przez CK łatwo przechodzą liczni kandydaci na profesorów tytularnych, czyli "belwederskich", którzy nie mają ANI JEDNEJ PUBLIKACJI w prestiżowych czasopismach naukowych, indeksowanych w ogólnie uznanej na świecie bazie "Web of Knowledge". Dlaczego tak się dzieje"?
Popatrzmy: niniejszalista zawiera miary dorobku publikacyjnego dla członków Sekcji Nauk Technicznych w CK. Podane miary zostały uzyskane z bazy komputerowej "Web of Knowledge". Wielu członków tego ciała, które m.in. opiniuje wnioski na profesorów "belwederskich", ma dorobek zerowy lub bliski zeru. Cóż się dziwić, że dalej trwa w najlepsze "produkcja" podobnych „profesorów”... i nic nie wskazuje na zmiany w tym cyrku pozorów. I teraz ten mechanizm ma się rozciągnąć również na tę nieszczęsną habilitację... "Boże, Ty to widzisz i nie grzmisz?".
Nowy projekt nie ma szans na sukces. Na przykład załóżmy, że kandydat na dr hab. reprezentuje elektronikę. Tę dyscyplinę w Sekcji Nauk Technicznych reprezentują dwie osoby, z których tylko jedna ma poważny dorobek naukowy i to w wąskiej specjalności sensorów. Jeśli kandydat reprezentuje inną specjalność, to Komisja nie ma w swym składzie ANI JEDNEGO CZŁONKA, który byłby w stanie kompetentnie wskazać 3 recenzentów, zaproponować odpowiednich członków stosownej komisji itd.
Nie łudźmy się: ustanowienie takiego nowotworu prawnego będzie skutkować znacznym zwiększeniem składu osobowego CK, co tylko zwiększy koszty i rozmyje decyzje, ale nie zapewni spełnienia marzeń o doskonałym "sicie" w celu utworzenia „elity” polskich naukowców.
Takiego tworu centralno-państwowego jak CK nie ma w żadnym kraju zachodnim. Istnienie CK oznacza karygodne tolerowanie ciała, które przynosi więcej szkody niż pożytku. Nie pomogą żadne zabiegi reanimacyjne.
Trzeba zlikwidować Centralną Komisję
A co zamiast? Nic.
Trzeba zlikwidować przestarzałą habilitację
Habilitację należy zastąpić procedurami awansowymi na stanowisko profesora (pomocniczego, nadzwyczajnego i zwyczajnego), ustalanymi AUTONOMICZNIE przez uczelnie. Ministerstwo powinno opracować tylko krótkie zalecenia (jedna strona druku), zwracając uwagę na wskaźniki bibliometryczne z bazy "Web of Knowledge", które powinny być uwzględniane przy akredytacji oraz w ocenie parametrycznej uczelni i ich finansowaniu.
Trzeba zlikwidować nadawanie tytułów profesorskich przez prezydenta

Uścisk dłoni przez prezydenta dla wielu osób stanowi niemal "pomazanie" jak inauguracja władcy lub "patent na doskonałość naukową". A to jest bzdura, myślenie życzeniowe. I dzięki ułomnemu prawu i CK, zastępy takich doskonałych pozorantów naukowych nadal rosną. Prestiż naukowy "profesora belwederskiego" obecnie jest już niewielki, to jest głównie pożądany przez wielu szczebel w karierze. Nie ma takich procedur w żadnym kraju zachodnim. Jest natomiast wielu polskich "pomazańców" bez żadnego dorobku naukowego, liczącego się na świecie. Popatrzmy, jak jeden ze znanych polskich profesorów (o znakomitym dorobku i prestiżu naukowym) śmieje się z własnego "pomazania".
Zamiast profesorów "tytularnych" należy - podobnie jak zamiast habilitacji - zastosować odpowiednie procedury awansowe na stanowiska profesorskie, ustalane AUTONOMICZNIE przez uczelnie. Stanowiska profesorskie, obowiązkowo związane z dydaktyką, powinny być tylko na uczelniach.
Postulowane wyżej likwidacje oczywiście KIEDYŚ nastąpią. Ale po co, dlaczego mamy czekać? Dlaczego ciągle kultywuje się ten chocholi taniec administracji, gdzie za główny powód do chwały uważa się rozmnażanie i rozdymanie ułomnych aktów prawnych oraz kolejnych ciał biurokratycznych i tworów organizacyjnych? Dlaczego, jak w głębokim PRLu, SZCZEGÓŁOWA CENTRALNA KONTROLA PAŃSTWOWA jest uważana za najważniejszy cel do osiągnięcia? Dlaczego marnuje się drogocenny czas?
Przypomina mi się dowcip z "Playboya" o prezentach świątecznych: ogromne łoże, w środku dwie rozradowane panie, po bokach dwóch rozradowanych panów. Podpis: "I pomyśleć Jim, że zmarnowaliśmy tyle lat wymieniając tylko prezenty...".
Inne tematy w dziale Polityka