Wpadłem do tichego – syntetycznej notki , i jakoś mi się przypomniał poniższy wywód (choć skojarzenie nie bezpośrednie..)
[CD notki o OBE wnet..]
Arystoteles, Etyka nikomachejska, księga IX pkt 7
O uczuciach między doznającymi
dobrodziejstw i wyświadczającymi je.
Ludzie, którzy wyświadczyli komuś dobrodziejstwo, zdają się większą miłością darzyć tych, co go doznali, aniżeli na odwrót, ci na których spłynęło dobrodziejstwo - swoich dobrodziejów; fakt ten jest przedmiotem dociekań, jakby był czymś paradoksalnym.
Większa część ludzi mniema, że pierwi z nich są wierzycielami [ci co wyświadczyli dobro], drudzy dłużnikami [ci co otrzymali]; więc jak ze względu na długi dłużnicy woleliby, by już nie było na świecie ich wierzycieli, awierzyciele, przeciwnie, troszczą się nawet o to, by ich dłużnikom dobrze się działo, tak też ten kto wyświadczył dobrodziejstwo, życzy sobie, by ludzie, którym je wyrządził żyliponieważ to pozwoli mu otrzymać od nich dowody wdzięczności;przeciwnie, tym, co doznali dobrodziejstwa nie zależy na odwdzięczaniu się.
Epicharm powiedziałby może: mówi się tak, bo "widzi się wszystko ze złej strony", zdaje się jednak, że jest to zgodne z naturą ludzką (...).
Ale przyczyna zdaje się głębiej tkwić w naturze rzeczy i nie jest wcale podobna do tego co występuje u wierzycieli.
Nie kochają oni mianowicie wcale swych dłużników [wierzyciele - w sensie typowym], lecz życzą im, by zostali przy życiu, tylko ze względu na to, że mają od nich coś otrzymać; ci natomiast co wyświadczyli dobrodziejstwo, są przyjaciółmi i kochają ludzi, na których ono spłynęło, nawetjeśli tamci na nic im się nie przydają i w przyszłości nie przydadzą.
Tak samo ma się rzecz w odniesieniu do artystów; każdy z nich kocha bardziej swoje własne dzieło, niż byłby przez nie kochany, gdyby ożyło. A już najpodobniejsze jest może to, co występuje u poetów: wszak pałają oni nadmierną miłością ku własnym swym dziełom, kochając je jak dzieci.
Pod tym właśnie względem ustosunkowują się podobnie jak dobroczyńcy (do tych, którym wyświadczyli dobrodziejstwo); bo człowiek, któremu wyświadczyli przysługę, jest jakby ich dzieckiem i dażą go miłością większą aniżeli dzieło swojego twórcę. Przyczyną tego jest fakt, że istnienie jest dla wszystkich czymś wyboru i miłości godnym, istniejemy zaś wszyscy dzięki swemu działaniu; a że stwórca w pewnym sensie w dziele swym się iści, więc kocha on swe dzieło, bo kocha istnienie.
TO zaś tkwi w naturze rzeczy; gdyż to, czym on jest potencjalnie, objawia się aktualnie w jego dziele.
Jest też dla dobroczyńcy moralnie piękne to, co zależy od jego działania, tak że raduje go człowiek, którego czyn jego dotyczył; ale ten kto doznał dobrodziejstwa, nie widzi nic moralnie pięknego w osobie swego dobroczyńcy, lecz co najwyżej – korzyść, która jest mniej miła i mniej miłości godna.
Przyjemna jest aktualność teraźniejszości, nadzieja przyszłości a wspomnienie przeszłości. Ale najprzyjemniejsze jest to, co się łączy z działaniem, i to jest też najbardziej miłości godne.Twórcy dzieła zostaje więc owo dzieło (bo to, co moralnie piękne jest trwałe), korzyść natomiast, którą odnosi ktoś, kto jest przedmiotem działania, jest przemijająca.
(…)
A dalej: wszyscy kochają bardziej to co własnym swym trudem zdobyli (…), Dlatego to matki kochają dzieci więcej, bo rodzenie ich połączone jest z większym wysiłkiem i matki bardziej uświadamiają sobie, że to ich dzieci. Zdaje się, że tak samo ma się rzecz z dobroczyńcami.
Od tyłu czytaj "PLEOROMA".
Roma ---> Amor ---> Miłość
Pleo ---- Powszechna
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura