newdem newdem
119
BLOG

Kanciasta dusza

newdem newdem Kultura Obserwuj notkę 1

 

Pokłócli się Ludzie pod moim ostatnim wpisem.

 

Łagodność. Pisałem kiedyś trącąc o łagodność (właśnie tak – trącać).

 

Wydaje się, że temat duszy jest – jednak – mimo wszystkiej wiedzy o człowieku – tematem łagodnym, bardziej miękkim, mniej kanciastym niż materia (choć w materii biologii – komórkach – przecież formy kanciaste właściwie nie występują). Choć..może być zupełnie odwrotnie, to materia która świadomie nikomu nie zawiniła jest tą łagodną, a dusza ostrym nożem wbitym bliźniemu (a niekiedy sobie) prosto w serce.

 

Pisałem np. to:

 

J. Tischner odpowiada: „Rację ma Kołakowski, gdy pisze: »Jestem wolny, zarówno gdy dobro, jak i gdy zło wybieram «. Ale rację ma chyba również św. Augustyn, gdy pisze, że im częściej wybieram zło, tym bardziej popadam w zależność od zła (...) O tych, którym kłamstwo »weszło w krew «, mówimy: »są zniewoleni « przez nawyk, przez strach. Gdy nas przekonują, że mimo to czują się wolni, odpowiadamy: »pozorna wolność «. Nie można jednak powiedzieć, że ci, którzy »nawyknęli « do prawdomówności, utracili wolność. Takie jest bowiem »prawo wartości «, że »im wyższa wartość, tym większa wolność «”

Tischner konkluduje, że człowiek posiada rozum i wolę, rozum kieruje ku prawdzie, wola ku dobru, a przecinając więź pomiędzy prawdą a wolnością, otrzymujemy bezwolny rozum albo oślepioną wolę. Dostrzega jednak podwójne niebezpieczeństwo niezharmonizowanej prawdy i wolności: nacisk na prawdę usuwa relatywizm, ale grozi totalizmem idei, nacisk na wolność usuwa totalizm, przynosi jednak chwiejny subiektywizm. Zdaniem J. Tischnera, wolność nie jest najwyższą wartością człowieka, ale jest wartością podstawową. Bez wolności nie może być mowy o odbudowie osobowej tożsamości.



W tym „chyba” J. Tischnera kryje się, moim zdaniem, rzecz niesłychanie istotna. Punkt balansu i harmonia pomiędzy wolnością a prawdą, pewna łagodność prawdy.

 

 

 

Publicysta skomentował m.in.:

Natomiast łagodność, jak napisałem w jednym ze swoich esejów 1995 roku - jest przejawem bardzo wysoko zorganizowanej etycznie osoby.



Tak się czasem zastanawiam, czy ta pewna koncyliacja, łagodność – nie jest wynikiem letniości. Że – ktoś w coś niezłomnie wierzy (bardziej w pewne dogmaty), ktoś w coś niezłomnie wierzy (albo i niezłomnie nie wierzy) (w bezdogmatyczność właśnie) jest prawdziwym ciepłem – goreje się tym co się wie, przeczuwa, odczuwa, przez ukształtowanie, nasiąknięcie duszy, własne poszukiwania (dogmat poszukiwań, dogmat otwarty: brzmi dobrze).

 

Ciekawe, że w świecie „rzeczywistym” gdy siadam z kimś (raczej bywa odwrotnie: to w anonimowym często internecie pozwalamy sobie na chamstwo i bezkompromisowość), rozmawiam oko w oko, często jestem o wiele mniej wyrozumiały. A nawet – poza, czasem dość autorytatywnym i bezczelnym bronieniem poglądów, w które wierzę, zdarza się, często sytuacja, gdy bronię rzeczy, w które absolutnie nie wierzę – dla samej polemiki (ale właśnie nie tylko) – że, gdy już raz, na początku, przyjęło się określone stanowisko, to, na przekór, się przy nim trwa. Nie, nie tylko dlatego, żeby czerpać radość z jakiegoś, czysto erystycznego zwycięstwa, raczej z tego, że zachowuje się pewną konsekwencję (spoza materialnej prawdy, prawdy tego co nam bliskie, prawdy naszego świętego poczucia, naszej wsobej sprawiedliowości i poczucia ładu - lub i bezładu - świata) ale raczej taką, która pozwala w jedności chwili i pewnej przyjętej tożsamości być sobą, chociażby się sobą nie było. Być sobą – w tym sensie – że jest się konsekwentnym bardziej w formie.

 

 

Arkadiusz Jadczyk, który często się przyznaje, że jego blog, jest także źródłem cennych analiz psychologicznych komentujących często cytuje myśl Mencjusza:

- Kto idzie za tym, co w nim jest wielkie, staje się wielki. Kto idzie za tym, co w nim jest małe, staje się mały.

 

Chodzi o procent czy chodzi o 100 procent?

Chyba chodzi o procent. To bardziej ludzkie.

Chodzi o prawdziwą wiarę - w to co naprawdę wielkie.

Forsowanie swego zdania na siłę nie jest wielkie - bywa co najwyżej mocne, jak sądzę.

Wielka jest łagodność, wielki jest dobry przykład, wielkie jest życie, które uczy się na błędach, choćby te błędy były wielkie, tym bardziej się uczy.

 

Jest jakaś dzikość serca.

 

Fragment scenariusza filmu D. Lyncha (Dzikość Serca)

 

                     SAILOR
             Dobra Wróżka...

                     DOBRA WRÓŻKA
             Sailor... Lula cię kocha.

                     SAILOR
             Ale ja jestem złodziejem i
             zabójcą i nie miałem żadnej
             opieki rodzicielskiej.

                     DOBRA WRÓŻKA
             Ona ci to wszystko wybaczyła ...
             Kochasz ją... Nie bój się,
             Sailor.

                     SAILOR
             Ale ja mam dzikość w sercu.

                     DOBRA WRÓŻKA
             Jeśli naprawdę masz dzikość w
             sercu, to zawalczysz o swoje
             marzenia... Nie odwracaj się od
             miłości, Sailor... Nie odwracaj
             się od miłości... Nie odwracaj
             się od miłości.

Dobra Wróżka znika.

EXT. MIEJSKA ULICA - PÓŹNE POPOŁUDNIE / WIECZÓR

Sailor otwiera oczy, wstaje - on i jego olbrzymi spuchnięty
nos. Gang wciąż stoi wokół niego.

                     CZŁONEK GANGU
             Masz już dość, dupku?

                     SAILOR
             Tak, mam... I chciałbym
             przeprosić szanownych panów za
             to, że przyrównałem panów do
             homoseksualistów. Chciałbym też
             podziękować wam, chłopaki, za to
             żeście dali mi wartościową lekcję
             życia.
                (unosi wysoko głowę)
             LULA!!!!!

Sailor odwraca się i zaczyna biec z powrotem. Gang tylko go
obserwuje.

                                                    CUT TO:

INT. SAMOCHÓD LULI - PÓŹNE POPOŁUDNIE / WIECZÓR

Lula siedzi w samochodzie pośrodku olbrzymiego korka. Wciąż
płacze, a dookoła trąbią klaksony.

                                                    CUT TO:

EXT. MIEJSKA ULICA - PÓŹNE POPOŁUDNIE / WIECZÓR

Sailor biegnie ulicą trzymając się za nos i wołając IMIĘ
LULI.

Skręca na rogu i dostrzega ją pośrodku morza samochodów.

Zaczyna biec ku niej - przeskakuje z samochodu na samochód,
aż wskakuje na maskę samochodu Luli.

Lula widzi go.

                     SAILOR
             LULA!!!!

                     LULA
             SAILOR!!!!

Lula wyślizguje się z samochodu i rzuca Sailorowi w
ramiona. Za nimi żółci się złoty zachód słońca. Kiedy
trwają w objęciach - odpływa w dal dźwięk klaksonów. Wzrok
Luli kieruje się ku odbiciu złotego światła na przedniej
szybie. To taki sam abstrakcyjny obraz, jaki już widziała w
pokoju w Big Tuna, ale teraz już wie, co to jest. To
szczęśliwe uśmiechnięte oczy Pace'a patrzące z miłością na
nią i na Sailora.

Sailor, z ogromnym niebieskim nosem, patrzy Luli w oczy i
śpiewa "Love Me Tender".

Ludzie w samochodach i ludzie na ulicy patrzą na nich z
uczuciem miłości i szczęścia w sercach.



KONIEC


p.s. 

Nawiasem mówiąc o Lynchu powstał ostatnio film dokumentalny, który widział
mój przyjaciel, Nelson.

Skomentował tak:




nelson:
http://www.imdb.com/title/tt1598782/   
bylem na planete doc reviwe na tym dokumencie ... 
autor zafascynowany lynchem dociera do niego, 
troche z nim gada , potem wkreca sie w te sekte w ktorej
 lynch jest aktywny - medytacja transcendentalna - 
ten szit co beatlesi w tym uczestniczyli ...

lynch okazuje sie w tym filmie totalnym sekciarzem, 
pierdoli smutki, nie dopuszcza zadnej krytyki, 
zbiera kase na jakies idiotyczne cele..
 albo jest totalnym naiwniakiem, albo nie wiem.





P.P.S. 

Właśnie sobie zdałem sprawę, że strasznie, językowo, 
koszmarna ta notka. 
Niech tak zostanie. Kanciaście. 



 

newdem
O mnie newdem

Od tyłu czytaj "PLEOROMA". Roma ---> Amor ---> Miłość Pleo ---- Powszechna 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura