newdem newdem
115
BLOG

Martwy ogórek (nie śpiewa)

newdem newdem Kultura Obserwuj notkę 7

 

Mamy sezon ogórkowy, nie licząc wyborów prezydenckich.

Chociaż, może i ogórkowe wybory mamy..

 

 

W poprzednim tekście pożałowaliśmy m.in. ogórka.

 

Jeśli ogórek nie śpiewa,
i to o żadnej porze,
to widać z woli nieba
prawdopodobnie nie może.

Lecz jeśli pragnie? Gorąco!
Jak dotąd nikt. Jak skowronek.
Jeśli w słoju nocą
łzy przelewa zielone?

 

 

Dziś fragment z „Doktora Faustusa”Tomasza Manna.

 

Do nielicznych przyrządów fizycznych, jakimi rozporządzał ojciec Adriana, należała okrągła i w środku jedynie na kolcu swobodnie oparta szklana płyta, na której się ów cud dokonywał. Płyta owa była mianowicie posypana drobniutkim piaskiem i ojciec, przy pomocy starego smyczka od wiolonczeli, którym po jej brzegu z góry na dół przeciągał, wprawiał ją w drgania, poruszony zaś piasek przesuwał się i układał się
w zdumiewająco precyzyjne a różnorakie arabeski i figury (…)

 

Podobne upodobanie znajdował on w lodowych kwiatach w dni zimowe; gdy owe krystaliczne opady pokrywały małe, chłopskie szybki domostwa w Buchel potrafił przez pół godziny zgłębiać ich strukturę gołym okiem i przez swoje powiększające szkło. Rzec chciałbym: wszystko byłoby dobrze i można by było przejść nad tym do porządku dziennego, gdyby owe twory, tak jak być powinno, trzymały się symetryczno-figuralnego, ściśle matematycznego i regularnego porządku.
Lecz
fakt, że z jakimś bezwstydnym kuglarstwem naśladowały roślinność, że prześlicznie udawały wachlarze paproci, trawę, gwiazdy i kielichy kwiatów, że za pomocą swych lodowatych środków wdzierały się po dyletancku w sprawy organiczne, najbardziej przejmował Jonathana i bez końca z niejakim potępieniem, lecz także i podziwem potrząsał nad tym głową.

– Czy te fantasmagorie – brzmiało jego pytanie –stanowią w z ó r dla kształtów roślinnych, czy też ich
n a ś l a d o w n i c t w o ?

Ani jedno, ani drugie, odpowiadał zapewne sam sobie; były to twory równoległe.Twórcza natura śniła i tu i tam ten sam sen, a jeśli można mówić o naśladownictwie, to z pewnością o wzajemnym tylko. Czyż należało stawiać za wzór prawdziwe dzieci pól i łąk tylko dlatego, że posiadały głębię organicznego istnienia, podczas gdy lodowe kwiaty były jedynie zjawiskiem? Lecz pojawianie się ich było wynikiem nie mniej skomplikowanego współgrania materii niż to, które występowało u roślin.

– Jeśli dobrze rozumiałem naszego gospodarza, to zajmowało go zagadnienie
jedności ożywionej i owej tak zwanej nieożywionej przyrody oraz myśl, że wobec niej grzeszymy, przeciągając zbyt wyraźną granicę między tymi dwiema dziedzinami, gdyż w istocie jest ona przecież przenikalna i właściwie nie ma takiej elementarnej zdolności, która byłaby wyłącznie zastrzeżona dla stworzeń żywych i której biolog nie mógłby studiować również na nieożywionym modelu.

W jak zaskakujący sposób dziedziny te istotnie się zazębiają, pouczyła nas „pożerająca kropla”, której ojciec Leverkühn nie jeden raz w naszych oczach podawał pożywienie. Kropla, z czegokolwiek by się składała, z parafiny, oleju eterycznego – nie przypominam już sobie dokładnie, z czego składała się tamta, wydaje mi się jednak, że był to chloroform, – otóż kropla, powiadam, nie jest zwierzęciem, choćby najbardziej prymitywnym, nie jest nawet amebą, zakładamy więc, że nie może odczuwać apetytu na pożywienie ani zatrzymywać tego, co jej służy, a tego, co nie służy, wydalać.

To wszystko jednak robiła właśnie nasza kropla. Wisiała odosobniona
w szklance wody, gdzie Jonathan zapewne przy pomocy cieniutkiej strzykawki był ją umieścił. Potem zaś robił, co następuje. Brał pincetą cieniutką szklaną sztabkę, właściwie tylko nitkę ze szkła, którą nasmarował uprzednio szelakiem, i podsuwał w pobliże kropli. Robił jedynie to, reszty zaś dokonywała kropla. Wyrzucała na swą powierzchnię mały bąbelek, coś jakby wzgórek chłonny, przez który wchłaniała w siebie całą sztabkę, w całej jej długości. Sama rozciągała się przy tym wzdłuż, przybierała kształt gruszki, chcąc całkowicie pochłonąć swój łup, tak aby końce jego nie wystawały, i, daję na to słowo, zaczynała, znów się stopniowo zaokrąglając, przyjmować ponownie kształt jajowaty, zjadać ów szelak ze szklanej sztabki i zasilać nim swoje ciało. Dokonawszy tego, wyrzucała, powracając do kulistego kształtu, czysto wylizany sprzęt, w poprzek poza swoje brzegi, w otaczającą ją wodę.

 

Nie mogę twierdzić, że oglądałem to chętnie, ale przyznaję, że porywało mnie to, i Adriana zapewne także, mimo iż zawsze przy tego rodzaju pokazach ogromnie korciło go do śmiechu i tłumił wesołość jedynie ze względu na ojcowską powagę.

Pożerającą kroplę można było od biedy uważać za śmieszną; lecz uczucia tego nie doznawałem bynajmniej na widok pewnych niewiarygodnych i niesamowitych tworów natury, które udawało się ojcu Adriana wyhodować w najdziwaczniejszej kulturze i które również pozwalał nam oglądać.

Nigdy nie zapomnę tego widoku.
Naczynie krystalizacyjne, w którym się owe twory znajdowały, było w trzech czwartych napełnione z lekka kleistym płynem, mianowicie rozcieńczonym szkłem wodnym, a z piaszczystego dna wyrastał groteskowy pejzażyk rozmaicie zabarwionych porostów, pomieszana wegetacja niebieskich, zielonych i brązowych latorośli, przypominających algi, grzyby, narosłe polipy, a także mchy, również muszle, kolbki nasienne, drzewka lub konary drzewek, tu i ówdzie zaś po prostu ludzkie członki – najosobliwsze rzeczy, jakie kiedykolwiek miałem przed oczami: osobliwe nie tyle ze względu na swój dziwaczny wprawdzie i zdumiewający wygląd, ile z powodu swej głęboko melancholijnej natury.
Gdy bowiem ojciec Leverkühn pytał
nas, co o tym sądzimy, a my odpowiadaliśmy nieśmiało, że to chyba rośliny.

- Nie – odpowiadał – to nie są rośliny, one je tylko udają. Ale nie szanujcie ich mniej z tego powodu!Właśnie to, że tak czynią i z całych sił starają się o to, godne jest wszelakiego szacunku.

Okazało się, że owe porosty były całkowicie nieorganicznego pochodzenia, uformowały się przy pomocy materiałów pochodzących z apteki „Pod Niebiańskimi Zwiastunami”. Piasek na dnie naczynia posypał Jonathan, przed napełnieniem go roztworem szkła wodnego, rozmaitymi kryształkami; były to, jeśli się nie mylę, kryształki chromokwaśnego potasu i siarczanu miedzi i z tego posiewu rozwinęła się, jako rezultat procesu fizycznego określanego mianem „ciśnienia osmotycznego”, ta pożałowania godna hodowla, dla której jej opiekun usiłował w większym jeszcze stopniu pozyskać naszą sympatię. Pokazał nam mianowicie, że te żałosne imitacje życia pożądają światła, są „heliotropiczne”, jak to nauka o Życiu nazywa. Wystawił nam owo akwarium na światło słoneczne, osłoniwszy uprzednio trzy jego boki i, patrzcież, ku ścianie szklanego naczynia, przez którą wpadało światło,skłoniła się wkrótce cała ta podejrzana kolonia; grzyby, falliczne łodygi polipów, drzewka i źdźbła alg wraz z na wpół ukształtowanymi członkami ludzkimi, i to z tak tęsknym dążeniem do ciepła i radości, że dosłownie uczepiły się szyby i mocno do niej przywarły.

– A przecież są martwe – powiedział Jonathan i łzy napłynęły mu przy tym do oczu, podczas gdy Adrianem, jak widziałem, wstrząsnął hamowany śmiech.

 

Co się mnie tyczy, nie zdołam rozstrzygnąć, czy zjawiska takie powinny pobudzać do śmiechu, czy do płaczu. Jedno tylko powiadam: upiorne wybryki tego rodzaju są wyłącznie sprawą natury, zwłaszcza zuchwale przez człowieka kuszonej natury. W czcigodnym królestwie humaniorów jest się od takich strachów bezpiecznym.

(koniec cytatu)

Co się mnie tyczy, nastraja mnie to raczej smutno.

Pytanie czy to tani sentymentalizm jest w zasadzie otwarte..

 

newdem
O mnie newdem

Od tyłu czytaj "PLEOROMA". Roma ---> Amor ---> Miłość Pleo ---- Powszechna 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Kultura