Tekst lustrzany nr 2 przegląda się w wierszu Stanisława Barańczaka „PŁYNĄC NA SUTTON ISLAND”.
(Podobnie jak poprzedni wiersz Czesława Miłosza jest dość łatwo dostępny korzystając z wyszukiwarek Internetu).
Oto on (proszę wybaczyć małe przekłamanie wersyfikacji, tu bardzo ważnej - oryginał - na papierze i gdzie indziej w sieci) :
PŁYNĄC NA SUTTON ISLAND
Jak co roku, wydaje mi się niemożliwe,
żeby czas mnie przekręcił
naprawdę przez maszynkę dwunastu miesięcy,
odkąd tu byłem ostatnio. Na szkliwie
zatoki wzrok nie naciął na pamiątkę karbu,
a jednak Northeast Harbor
trwa w jeżących się jachtach i jarzących szybach
zaparkowanych wozów. Łopot, sól, igliwie -
bez zmian. Więc albo byłem tu wciąż, albo
jakiś miejscowy rybak
dorabia sobie tym, że specjalnie na nasz
przyjazd, w przeddzień, pociąga każdy dach i maszt
świeżą olejną farbą,
albo sęk w tym, że coraz szybciej się starzeję.
Tak, pewnie w tym - po prostu -
jak sęk w desce siwego od słońca pomostu,
przy którym stoi ten sam jacht "MARZENIE"
co przed rokiem. Poznaję inne łodzie; każda
"GRACJA", "PIĘKNOŚĆ" czy "GWIAZDA"
wypina zeszłoroczną rufę - na mnie? ku mnie? -
nie, nie z pogardą, raczej chcąc zrobić wrażenie
szykiem nowego bocianiego gniazda.
(Znów wspominam rysunek
z "New Yorkera": jegomość, przechylony ufnie
przez reling, precyzyjnie maluje na rufie
"Mój pierwszy jach" [UWAGA TECHNICZNA: to powinno być do góry nogami]. Żelazna
konsekwencja kotwicy pamięci, co roku
wznoszącej się znajomą
rdzą żartu, na złość lśniącym mosiądzom i chromom,
z demokratycznie słonego półmroku
wód zatoki!) Dopływa właśnie do przystani
z kilkoma turystami
znajomy tramwaj wodny, łódź KRÓLOWA MÓRZ,
wbrew nazwie bliższa raczej typowi uroku,
jaki roztacza brzuchaty i stary
bosman, od dawna już
widziany tylko w knajpach w swojej koszulce w paski.
Wrzucając, jak co roku, bagaże na płaski
dach kutra, korzystamy
może więcej z pomocy dwóch młodych drągali
z obsługi, ale wszystko
inne jest, jakie było: nie zdążyły wyschnąć
na drewnie ławki ślady tamtej fali
(pamiętasz, jak rok temu zbryzgała nas pianą?);
tę samą nakrapianą
parę dalmatyńczyków wprowadza na pokład
(lub jest przez nie wciągana) podobna do Ali
McGraw starszawa brunetka; z tą samą
mocą uderza mokra
bryza i to, że wszyscy się mylą: że można
samą siłą kochania, jak wyspę wśród morza,
uchować coś przed zmianą.
Wiersz ten uważam za arcydzieło „złamanej” formy dopełnione genialną dwuznacznością ostatnich wersów (po dwukropku; zresztą ten dwukropek jest trochę wieloznaczny; choć jako doppelpunkt, sugerować (mi) może ocalenie w prawdziwie podwójnym, w prawdziwej relacji (jak to mówiono: nie idź ani przede mną ani za mną, idź obok mnie; jak to opowiadali chasydzi: imię Boga wtedy powstaje, gdy feralny przecinek przypominający „jod” nie stoi ani pod ani nad ale obok itd.).
Oczywiście tekst poniższy jest skrajnie niedoskonały. Oczywiście w ogóle nie jest wierszem. A ja, broń Boże, nie jestem poetą. Wiersz powinien być poprawiany, cyzelowany. Tymczasem założenie tekstów lustrzanych jest odwrotne. Odbijają – ale w chwili. Nie ma tu żadnego staffowskiego uporu woła.
Jest refleks – rzecz raczej lekka – bo świetlana. Albo może śmietlana (śmiatło*).
*śmiatło – ciemne światło; kto to wymyślił, bo nie pamiętam? Jakiś polski pisarz s-f..Dukaj?
"Patrz bystro w jutro,
Lecz nie prorokuj,
Zostaw to znachorom.
Tak trudno oddać to, co jest.
Piszę wiersze powoli,
Pracuję ciężko jak wół.
Jestem cierpliwy
Jak kropla deszczu z okapu.
Czas ma zawsze czas.
I świat jest stary jak świat.
Nie stworzysz nic nowego
Poszukując nowości.”
/L. Staff/
Po drugie – zmienia się wtedy często koncepty, i z doskonale zaplanowanego lustra – powstaje krzywe lustro. To nie tak źle – krzywe lustro coś uwydatnia.
A teraz tekst lustrzany nr 2.
„SPACERUJĄC PO LWOWIE”
Jak zwykle wracam tam, gdzie grzebię byłą myśl
Tak żywą, jak ta, ledwie widoczna już blizna.
Bywa, że sił nie starcza, lecz tą samą trasą,
wlokę się, znacząc kaszlem, teraz częstszym,
przęsła mostu nad Styksem.
Lecz – może – dlatego, że mieszkam – na Wschodzie.
I nie ma płacy dla służb miejskich, co odnawiają
schody i barierki.
We Lwowie już nie sprzedają cielęcej czerwieni
prosto z bruku, nie będą łamać kości
kamieni na starówce, lecz ściana płaczu krzyczy świeża farbą!
Graffiti!
Nie pamiętam jakiej długości fala barwy bryzga przeszłość.
W kieszeni, miast bedeckera - Baudelaire:
„Prędzej się jeszcze miasto zmienia niż serce człowieka”.
Sumienia pytam – czy to Ty jeszcze, czy może ktoś na żarty
powleka moje oczy co rok – nową farbą?
„Tu upiłem się z Nią” [uwaga techniczna: to ma być do góry nogami]
Mój ostatni raz i Jej pierwszy.
Neon – napis zapala się i gaśnie, błyszczą lampki
i bledną, pomiędzy wrażeniem, myślą, pojęciem i słowem.
Na pewno oślepia mnie bardziej ta ciemność,
gdy gasną. Tak schnie światło, a śmiatło smieje się
paszczą i gryzie koroną zęba, który chce przeciąć nić,
zdążyć przed Parką.
Nic nie jest takie jak – bywało.
Nawet ten starszy pan, co zawsze rozpoczynał partię
szachów debiutem Fischera, dziś na Prospekcie Swobody
wybrał inny wariant. A kiedyś – pamiętam..
Jak mogą mylić się wszyscy?
A może wcale to nie jest kwestia pomyłki,
wyboru raczej, by stamtąd,
skąd przyszli ocalić grudkę
soli, ten smak na języku.
Przykuć do niego kowadło i to jego brzmienie:
- Jesteś
- Byłeś
- Jesteś
- Będziesz
- Jesteś. Wykuł.
A Ona się śmieje z podkową w przełyku.
Na szczęście.
---
i j.s.d.d.p.t.n.n.b.z.e.w.l.i.t.r.j.o.T.D.D.
Od tyłu czytaj "PLEOROMA".
Roma ---> Amor ---> Miłość
Pleo ---- Powszechna
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura