Twoje życie stwarza Ci możliwości nawiązywania różnorodnych stosunków z ludźmi. Niektórzy z nich przestrzegają prawa i sprawiedliwości, inni zdają się nie troszczyć o to; właśnie oni krzywdzą Cię.
Dusza Twoja nie jest uodporniona na znoszenie cierpień, które Ci zadają, ale Ty sam sprawdzasz i utwierdzasz się w swojej racji, jak również w takim postępowaniu znajdujesz spokój i siłę; powiadasz: „Choćby nie wiem jak mnie trapili, nie uda im się pozbawić mnie spokoju, jestem bowiem tego świadom, że ja mam rację i cierpię niesprawiedliwie”.
Twoje życie stwarza Ci możliwość nawiązywania różnorodnych stosunków z innymi ludźmi, z których jednych kochasz bardziej, drugich mniej. Gdyby człowiek, którego kochasz, wyrządził Ci krzywdę, zaprawdę zabolałoby to Cię, wszystko byś przemyślał, ale czy powiedziałbyś: „Tak, wiem, że mam rację i myśl ta uspokaja mnie”?
O nie; gdybyś go kochał, nie uspokoiłbyś się; zbadałbyś wszystko jeszcze raz. Nie potrafiłbyś uznać tego, że on ma rację. Ale..[dopisek: newdem]
Ta pewność zaniepokoiłaby Cię i życzyłbyś sobie, abyś to Ty nie miał racji, szukałbyś jakiegoś usprawiedliwienia dla niego, a gdybyś niczego nie znalazł – spokoju zaznałbyś dopiero w myśli, że Ty nie masz racji.
Albo, gdyby nałożono na Ciebie obowiązek troszczenia się o dobro Takiego człowieka, wówczas zrobiłbyś wszystko, co w Twojej mocy, ale gdyby ten człowiek mimo wszystko nie zważał na to i tylko sprawiał Ci kłopoty – wówczas zaprawdę sprawdziłbyś wasze stanowiska, ale czy powiedziałbyś wtedy: „Wiem, że postępowałem wobec niego słusznie?” – o nie!
Gdybyś go kochał, myśl ta mogłaby Cię jedynie zaniepokoić, chwytałbyś się każdej możliwości, która by przemawiała na jego korzyść, a gdybyś żadnej nie znalazł, przekreśliłbyś wasze rozliczenia, starałbyś się o nich zapomnieć i pocieszyć się tą budującą myślą, że nie miałeś racji.
Zatem przykro jest nie mieć racji i to tym bardziej przykro, im częściej się nie ma racji, ale zarazem budujący jest stan, kiedy nie mamy racji, i to tym bardziej budujący, im częściej się racji nie ma.
Jest to jednak sprzeczność.
Czy da się ją wyjaśnić tłumaczeniem, że w jednym wypadku zmuszony zostałeś do poznania tego, co w innym wypadku pragnąłeś poznać?
Ale czy rezultat poznania nie pozostaje taki sam, niezależnie od tego, czy się go pragnie, czy nie?
Jak więc tą sprzeczność wyjaśnić, czy nie tak, że w jednym wypadku kochałeś, a w drugim nie, innymi słowy: w jednym wypadku Twój stosunek do drugiego człowieka miał charakter nieskończony, a w drugim ograniczony, doczesny?
Gdyby szło o człowieka, którego kochasz, znalazłbyś się – chociażby w Twojej miłości udało się oszukać myśl Twoją i Ciebie samego – w stanie permanentnej sprzeczności, zważywszy, iż masz rację i zarazem pragnąłbyś, chciałbyś w to wierzyć, że nie masz racji.
Wobec Boga zaś nigdy się nie ma racji.
(fragmenty z Ultimatum (w Albo Albo) Sorena Kierkegaarda.
Ostatnie twierdzenie wydaje się jakby anty - humanistyczne (na zasadzie: niesprawiedliwego w moim rozumieniu Boga odrzucam jako Demona), ale nie jest to takie oczywiste..:)
Od tyłu czytaj "PLEOROMA".
Roma ---> Amor ---> Miłość
Pleo ---- Powszechna
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura