kaminskainen kaminskainen
1652
BLOG

Mocna rzecz: sum (cz. II)

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 7

Skorośmy się już tymi sumami nieco nastraszyli, skoro już wiemy, że nie wiemy jak bardzo wielki może być sum (ale na pewno może być bardzo wielki) - przejdźmy do wybranych konkretów, także wędkarskich.

Jak wspominałem, sum występuje u nas w całkiem licznych wodach, choć nigdzie szczególnie licznie - a zatem nie tylko Odra i Wisła wraz z Wartą, Bugiem i Narwią, ale również liczne mniejsze rzeki, czasem nawet zupełnie niewielkie. Być może trudno sobie wyobrazić dużego, np. półtorametrowego suma w rzeczce o szerokości paru metrów, a jednak takie małe rzeki sumowe również mamy. Z tych, które poznałem, mogę wymienić podszczecińską Płonię i podworcławską Oławę. Ta druga jest znaną ostoją suma, występują w niej także egzemplarze naprawdę wyrośnięte, oczywiście niezwykle trudne do wyłowienia (wyholowanie dwumetrowej ryby z małej rzeki pełnej kryjówek, takich jak zwalone drzewa, jest w zasadzie całkowicie niemożliwe). Płonia jest od tej strony mniej znana, ale tu i ówdzie w kraju o tym sumie w Płoni słyszano. Miejscowy z Kołbacza opowiadał, że pewnej wiosny przed wieeelu laty znaleziono nawet dwa egzemplarze 80-kilowe - wmarzły w lód po tym, jak mróz chwycił ponownie po roztopach. Znajomy rybak nurkował tam z kuszą i spotkał się oko w oko z sumiskiem trzydziestokilowym, które jednak mu się wymknęło (polował z kuszą) - i to jest już informacja bardzo pewna. Sam miałem właśnie na Płoni jedyne swoje wędkarskie spotkanie z dużym sumem, bardzo zresztą krótkie - opiszę je na zakończenie. Piszę o dwóch spośród wielu tuzinów podobnej wielkości rzek płynących w Polsce, bo o nich mam konkretne informacje i czuję temat - ale sumy, także dorodne, występują bez wątpienia w wielu jeszcze innych niewielkich rzekach (dobrze znane są pewne sumowe odcinki Drawy). Muszą mieć tylko wolniejszy nurt, jakieś głębokie jamy (często podmycia pod nadbrzeżnymi drzewami, sięgające niekiedy wiele metrów w głąb lądu: tam siedzą największe pstrągi, węgorze, sumy i miętusy - a zresztą także klenie i szczupaki czy sandacze) i niedostępne kryjówki, w których mogą się spokojnie zaszyć. W małej rzece nie wystarczy, że miejsce jest głębokie - duża ryba musi się w takiej wodzie bezpiecznie gdzieś zaszyć, najlepiej wśród zwalonych drzew. W przypadku Odry czy Wisły wymagania tego rodzaju są mniejsze, duża ryba czuje się tam wystarczająco bezpiecznie nawet na czystym dnie. Mała rzeka wyczyszczona ze zwalisk i podobnych "przeszkód utrudniających przepływ wody" jest jednak zarazem wyczyszczona z dużych ryb.

Jeziora... Pojedyncze, wielkie sumy żyją we wszystkich większych jeziorach, czasem nawet w tych niewielkich. Złowienie takiego ananasa to zwykle czysty przypadek. Zdarzają się jednak jeziora, zwłaszcza przepływowe, w których jest w miarę silna populacja wąsatego drapieżnika. Tam można już zasadzać sie na suma, najlepiej w parną, letnią noc, w jakiejś wygrzanej, płytkiej zatoce porośniętej grążelami. Tam będą żerowały, choć dzienne ostoje znajdują się gdzieś w ciemnych głębinach.

Sumy kojarzy się głównie z łowieniem na grunt - ale czy słusznie? Najlepsi nasi łowcy sumów, tacy jak Marek Szymański mówią, że najbardziej widowiskowy i ekscytujący jest nocny połów sumów na spinning, gdy ryby te żerują z wielkim pluskiem i hałasem pod samą powierzchnią wody. Sprzętu używa się wówczas najmocniejszego, a maksymalne skupienie na wykonywanych czynnościach jest wręcz warunkiem przetrwania. Marek Szymański przytaczał przykład znajomego, którego zabrał na nocne połowy wiślanych sumów. Zaplątała mu się w pewnym momencie linka w kołowrotek - i właśnie wtedy jego przynętą targnął potężny sum. Silnie zbudowany, dorosły mężczyzna momentalnie zlądował na dnie łodzi - i całe szczęście, że nie za burtą. Lepiej nawet nie myśleć co by było, gdyby linka zaplątała się o palce - takie historie się zdarzały i potrafiły kończyc się jak najgorzej tzn. utopieniem wędkarza.

Łowiono też tradycyjnie sumy na kilowego leszcza lub szczupaka (całego lub połówkę), kawał wątroby wieprzowej, dużą żabę zaczepioną za udo (ponoć przysmak suma), pęczek piskorzy czy nawet rosówek. Sumowe haki wykonywał ponoć kowal na specjalne życzenie. Przywabiano je wymyślonym w Rosji urządzeniem zwanym kwokiem - uderzane o wodę wydaje specyficzne dźwięki. Można dziś zresztą kupić takie ustrojstwo w sklepie.

Dzisiejszą smutną tradycją jest kłusowanie sumów w miejscach ich zimowania, gdzie potrafią się gromadzić w dużych stadach. Jak to w Polsce, właściwie nie ma na to rady: gdzie jest ryba, i to jeszcze duża - tam i kłusownicy. Jedni w uszankach i gumofilcach, inni w nowiutkich terenówkach.

W rodzinie wielkich sumów u nas nie łowiono, bardziej przykładano się do pstrągów, troci i szczupaków. Kuzyn parę lat temu miał we wrześniu swój Dzień Suma - wpadł na któryś szczeciński kawałek Odry na sandacze (rzadko to robi) i na ostatnią, starą gumę wygrzebaną z dna pudełka, uzbrojoną w bylejaki druciany hak, wyjął piętnastokilowego suma. Gdy już tego dokonał wysłał mi sms-a i zasnął na pół godzinki. Takie to są te potyczki z dużymi rybami. Z kolei pewien znajomy wujka, zasadziwszy się raz na karpie, zaciął jakiegoś potwora, z którym walczył przez sześć godzin i przegrał. W gronie wędkarzy zapadł wyrok, że musiał to być sum - mógł wziąć na ciasto, bo pachniało rybą, było wygniecione wędkarską ręką. Sum to węchowiec.

Ja miałem tylko jedno spotkanie z sumem na wędce. Oczywiście nie na Odrze, bo mało tam bywałem - tylko na Płoni. Było to w połowie września ładnych parę lat temu. W pewnym ładnym głęboczku na leśnym odcinku powyżej Szczecina zobaczyłem rzecz dziwną: z dna bluzgnęło bardzo obficie gazami błotnymi, a towarzyszył temu dziwnemu zjawisku isnty popłoch uklei - skakały w panice na wszystkie strony. Nie rozmyślałem za wiele, co to za dziw (sam nie wiem, dlaczego - do dziś tego nie rozumiem), tylko założyłem największą gumę, jaką miałem w pudełku - perłowego mannsa 10 czy 12 cm - i rozpoczęłem obławianie dołka z tzw. opadu. Gdy już zapomniałem o całym tym cyrku z paniką uklejek - na wędce uczułem duuuży ciężar. Ciężar przesywał się przy dnie powoli a nieubłaganie, spłynął trochę z prądem rzeki po czym skręcił i wpłynął pod nadbrzeżną wierzbę, gdzie była wymyta pod korzeniami jama. I tyle go widziałem - o zatrzymaniu ryby na moim średnio mocnym sprzęcie nie mogło być mowy. Nie wiem, czy sum miał 7, czy 17 kilo - ale krążyły wówczas opowieści o grasującym w tej okolicy pięćdziesięciokilowcu. Doczekałem się więc byc może czegoć, na co czeka się, łowiąc w takiej Płoni, przez długie lata - i trwało to coś tylko kilka sekund.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Rozmaitości