kaminskainen kaminskainen
310
BLOG

Będgoszcz

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Z Będgoszczą to była inna historia. Jezioro duże, parokilometrowe, jeden z takich satelitów ogromnego Miedwia, pozostałości dawnego, jeszcze większego zbiornika nazywanego Zastoiskiem Pyrzyckim lub Pramiedwiem (dzisiejszy krajobraz tamtejszy z kilkoma mniejszymi jeziorami zawdzięczamy niemieckiemu zamysłowi i zatrudnionemu przez Niemców angielskiemu inżynierowi). Historia całkiem inna, bo na Będgoszcz jakoś nie jeździłem za bardzo - spędziłem tam tylko jako smyk jeden weekend w domku z dykty.

Pojechaliśmy tam z ojcem pod koniec wakacji, mogłem mieć wówczas z dziewięć lat. Domek był zamieszkany przez wujostwo z kuzynem Michałem, tym z którym byliśmy ostatni raz na biwaku w Moczelach, rzadziej się pojawiającym w tych historyjkach. Był też ojciec ojca, zwany czarnym dziadkiem (od ciemnych włosów) - a pamiętam o tym jedynie dlatego, że utkwiła mi w pamięci pewna scena z pierwszego wieczoru spędzonego nad jeziorem.

Poleźliśmy oczywiście z kuzynem na pomost, a tam zobaczyliśmy jakiegoś młodzieńca w dresie - mógł to być maturzysta, dla nas człowiek wielki i dorosły. Dres miał granatowy z białym paskiem po nogawce, a na nogach jakieś brązowe adidasy. Powiedział do nas - a żadnej innej widowni tam nie miał - że on nam pokaże, jak się należy kąpać i skakać do wody - co rzekłszy wskoczył do wody w pełnym ubiorze, z pomostu na główkę, po czym wylazł na pomost i się oddalił. Trzeba przyznać, że miał szczególne upodobania.

O tak wspaniałym wyczynie musieliśmy oczywiście opowiedzieć starszyźnie, i pamiętam właśnie czarnego dziadka, jak wypytywał z niedowierzaniem: i co, tak w butach i w koszulce, we wszystkim skoczył? Ano tak, we wszystkim! Ten dziadek to był zresztą zapamiętały wędkarz, który wciąż opowiadał o rzkach swej młodości: Narwii i Bugu, głównie o Narwii bo mieszkał przed wojną w Pułtusku. Opowiadał więc o szczupakach, linach, sandaczach - ale też trafiła się świetna historia o pięknych jaziach nałowionych w jakimś kanałku parometrowej szerokości, na który się wyprawili z kolegą. A już chyba najmilej wspominał kiełbie, które ponoć, smażone na maśle, są niezrównane.

Na Będgoszczy jednak dziadek nie połowił, bo choć ten pierwszy wieczór był spokojny, to w weekend strasznie wiało. A on lubił wziąć do ręki dłuższą tyczkę i połowić na spławik - wiatr odebrałby mu przyjemność z takiego łowienia. Ale wiatr, nie wiatr - my musieliśmy siedzieć wytrwale na pomoście, gdzie było wszystko co najlepsze. A więc po pierwsze jezioro z wielkimi rybami naszej wyobraźni, a pewnie i nawet z paroma rzeczywistymi. Wiatr i fale. Rozbujana łódź, na którą się skakało z pomostu - przez to musiałem wysłuchiwać umoralniających gadek jakiegoś jegomościa. No i najważniejsze - byli jacyś ludzie z podrywką. Podrywka to jeden z cudów i niespełnionych marzeń mojego dzieciństwa: rozpiętą na pałąkach siatkę zarzuca się z pomostu, liczy się do dziesięciu, po czym wyciąga jak windą trzepoczące się, śliczne rybki rozmaitych gatunków. Na Będgoszczy były to zwłaszcza okonki, których wędkarze używali jako żywczyków - małe, pasiaste urwisy z kolczastą płetwą. My z kuzynem nie mieliśmy podrywki, i podejmowaliśmy jakieś żałosne, skazane na niepowodzenie próby ułowienia paru rybek zwykłym podbierakiem. Aby Państwa rozśmieszyć powiem, że była to "niedozwolona metoda połowu"!

A w tym domku to sie grało w brydża, i rano budziłem się słysząc sprzeczki karciane, coś o jakichś lewach, kierach itp. Jakiś kwadrans się tego słuchało, po czym wygrzebywało się, coś zakąszało, i zwiewało na pomost. W te wietrzne dni zawitał też do naszego domku dziwny gość: w przeźroczystej, tęgiej torbie foliowej wił się chudy węgorzyk złowiony przez wujka. Byłem z nim ostrożny pamiętając, że pewien większy węgorz dość dotkliwie mnie niegdyś pokąsał. Czy na jakiś swój rybi sposób zdawał sobie sprawę z mizerii swego położenia? Mizerna była z niego zdobycz - ale pamiętam, że tenże wujek złowił kiedyś w końcu w Odrze pięknego węgorza, akurat sami zajechaliśmy z rana na Odrze i rybę zobaczyliśmy.  Wujaszek zyskał sobie tym wyczynem w oczach mojego ojca opinię kogoś, kto jednak umie złowić rybę.

Pamiętam jeszcze jakieś nerwowe łabędzie i starą, dużą łódź drewnianą leżącą na brzegu dnem do góry. Starszyzna orzekła, że gdyby ją tak nasmołować, to byłaby z tego całkiem niezła krypa. Może jakiejś jej szczątki walają się tam do dziś, ale nie wiem, bo nigdy więcej tam nie byłem.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości